podróż

35 5 0
                                    

Pewnego słonecznego, wiosennego poranka moi rodzice wypłynęli w podróż po Pacyfiku. Ja zostałem sam w domu na ulicy Ciepłej. Nie mam rodzeństwa, więc mama i tata dzień przed wyjazdem oznajmili mi, że po dwóch dniach mam pojechać na wieś o nazwie ,,Unicorn", do mojej matki chrzestnej – Brunhildy. Bardzo nie chciałem jechać, ale moi opiekunowie prawni są bardzo uparci, więc powiedzieli, że sprawdzą, czy pojechałem. Z nimi nie da się mieć swojego zdania. Musiałem wyruszyć sam jeden w długą podróż...
Kiedy zamknąłem drzwi od domu, wsiadłem z moim bagażem do zamówionej wcześniej taksówki. Po namyśle postanowiłem wyjąć z jednej z walizek mojego misia, który towarzyszy mi już od pierwszych dni życia... tak na wszelki wypadek
. Kierowca patrzył na mnie przez chwilkę, lecz później wzruszył ramionami, wrzucił do bagażnika walizkę i wsiadł do auta.
Podróż mijała mi bardzo spokojnie. Zrobiłem dwa postoje na rozprostowanie nóg. Musiałem się dwa razy przesiadać, ale nie sprawiło mi to żadnego problemu.

Kiedy zajechałem do wsi, miałem pewne trudności z odnalezieniem domu, w którym mieszkała moja ciotka. Pytałem kilka razy o drogę do państwa Hrabiowskich, lecz nie każdy zapytany wiedział cokolwiek o tej rodzinie. Trzeba by tu było wspomnieć, że zdziwiłem się słysząc niejednokrotnie odpowiedź brzmiącą „Nie", bo rodzina ta była jedną z najstarszych i najbogatszych rodzin zamieszkujących osadę ,,Unicorn". Większość mieszkańców powinna wiedzieć, gdzie zadomowiła się ta rodzina.
Moje poszukiwania zakończyły się sukcesem. Co prawda błądziłem po wsi ponad pół godziny, ale liczy się to, że dotarłem.
Zapukałem w duże, stalowe, pomalowane na niebiesko drzwi. [jeżeli można to tak nazwać] Po chwili otworzyła je szczupła, młoda osoba. To nie była moja ciotka...
Grzecznie się przywitałem i zapytałem:

-Dzień dobry. Czy trafiłem do domu państwa Hrabiowskich?

-Dzień dobry. Tak chłopcze, dobrze trafiłeś. O co chodzi?

- Rodzice wysłali mnie do mojej matki chrzestnej Brunhildy Hrabiowskiej.

Wtedy dziewczyna spojrzała na mój bagaż i zaprosiła mnie do środka. Pani Joanna przedstawiła się spokojnie, powiedziała bym usiadł w salonie i poczekał na moją ciotkę.
Salon mojej matki chrzestnej wyglądał jak muzeum w dziale ,,galeria obrazów średniowiecznych''.

Ciotka przyszła po chwili. Spojrzała na mnie z szeroko otwartymi oczyma i zapytała:

-Co tutaj robisz, Piotrze?

-Rodzice mnie do ciebie przysłali ciociu Brunhildo.

-Ale ja nic o tym nie wiem! Czyż nie uważasz, że nie powinnam była się dowiedzieć o odwiedzinach mojego chrześniaka?

-Myślałem, że rodzice powiedzieli cioci o moim przyjeździe.
-Mylisz się, drogie dziecko. Nie wiem nic na ten temat.

Stałem tak w salonie naprzeciwko ciotki i kiedy już myślałem, że odeśle mnie do domu, powiedziała żebym wziął swoje rzeczy i poszedł za nią.

Kiedy przekroczyłem próg pomieszczenia ciotka oznajmiła:

-Oto twój tymczasowy pokój, Piotrze.

Nie chciałem sprawić ciotce przykrości, więc odpowiedziałem niezgodnie z prawdą:

-Dziękuję ci. Jestem ci wdzięczny, że mnie przyjęłaś i dałaś mi przyjemny pokój, mimo że nie wiedziałaś nic o tym, że przyjadę.

W myślach dopowiedziałem sobie, że mogła dać mi chociaż normalny pokój, a nie kazać mi przebywać w rozpadającym się pomieszczeniu, gdzie na dodatek biegają szczury!

Skinęła głową w podziękowaniu.

-Idź spać, Piotrze. Za tobą długa podróż. Jutro się rozpakujesz.

-Dobranoc, ciociu.

-Dobranoc.

love and adventureOnde as histórias ganham vida. Descobre agora