Rozdział Trzeci: Niezręczność

14 1 0
                                    

"Ważne, że żyjesz w zgodzie ze sobą,
nikogo nie udajesz i przed niczym nie uciekasz.
Kiedy jesteś świadomie sobą i kochasz ten stan – jesteś szczęśliwy"

~ Beata Pawlikowska

*Perspektywa Miriam*

Ojoj...

Nie tego się spodziewałam.

Być może, powinnam powiedzieć Aurelienowi wcześniej o przyjeździe Narcissy. Teraz już właściwie nie ma tematu, trzeba będzie stawić czoła temu spotkaniu, choć wcale nie mam na to ochoty. Bałam się ich reakcji na siebie, nie byłabym w stanie jej przewidzieć. 

- No to się porobiło... - mruknęłam pod nosem.

- Narcissa! Świetnie się widzieć, kiedy wróciłaś? Na ile? - zaczął Aurelien obejmując ją. 

Dziękuje kochanie, cieszę się, że próbujesz rozładować atmosferę.

- Też się cieszę, że Cię widzę Aurelienie. - uśmiechnęła się. Próbowała udawać, że problem nie istnieje, że wcale ta sytuacja nie stała się niezręczna poprzez pojawienie się Marsjasza. - Na stałe, w tej chwili.

- Planujemy spotkać się dzisiaj wieczorem, może w barze Sylviana? - uniosła brew Lea. 

- Tak, tak, świetny pomysł. Tylko, że nie wiem czy będziemy mieć z kim zostawić Simona. - westchnął Aurelien. 

Odpowiedzialny tata. 

- Zajmę się nim chętnie. - mruknął Marsjasz.

Czyżby czuł, że poprzez powrót Narcissy był niemile widziany? Beznadziejna sytuacja, każdy z nas stoi między młotem a kowadłem.

- Coś ty, przecież ty też powinieneś przyjść! - zaoponowała Diana.

- Myślę, że nie powinienem. - odparł.

- Mmm... Zapytam któregoś z moich braci. Może będą mogli się nim zająć. - uśmiechnęłam się z zakłopotaniem. 

- Jeżeli nie, to po prostu przełożymy to spotkanie na jakiś inny termin. - uśmiechnęła się Lea.

- W najgorszym wypadku wpadniemy do was. - wzruszyła ramionami Diana by zaraz się roześmiać.

Ta cała sytuacja była naprawdę nieprzyjemna, ciężko zdecydować tak, by nikogo nie skrzywdzić. Jednak mimo wszystko, trzymamy się razem i dużo prościej byłoby gdyby przynajmniej się tolerowali.

- To właściwie nie głupie. - zastanowił się na chwilę Aurelien. - Może po prostu spotkamy się u nas? 

- Może nie będziemy mogli zrobić wielkiej imprezy ale spotkanie bardzo towarzyskie, czemu by nie? - wzruszyłam ramionami. - Przekaże ktoś Gabrielowi i Sylvianowi? Dzisiaj o 20? 

- Widzimy się. - uśmiechnęła się wesoło Diana.

- Stęskniłem się za swoim bratankiem, jasne, że wpadamy. - uśmiechnął się Vincent.

Jeszcze chwile porozmawialiśmy o naszym spotkaniu, większość nie mogła się doczekać opowieści Cissy o Francji, jedynie Marsjasz wyglądał jak nie on. Może nie wiedział, co powinien myśleć o jej powrocie. Nie potrafił także odmówić nam spotkania. To wszystko było bolesne dla tej dwójki.

Zgarnęłam Narcisse ze sobą na zajęcia. Właściwie, nie wiedziałam co mogłabym jej powiedzieć.

- Mam nadzieję, że nie jesteś zła za ten pomysł? - zaczęłam.

- Co? Nie... Ja tylko... Nie wiem jak powinnam się zachowywać w stosunku do Marsjasza, nie rozmawialiśmy od naszego zerwania. - westchnęła. 

- Marsjasz chciał z Tobą porozmawiać.

- Kiedy? - spojrzała na mnie zaskoczona.

Po prawdzie, nigdy nie wspomniałam jej o sytuacji z lotniska. Nie wiedziałam czy powinnam, więc zostawiłam to dla siebie. 

Nie wiedzieć czemu uznałam, że właśnie teraz jest dobry moment.

- Tego dnia, gdy wylatywałaś do Francji... Obiecał, że przyjdzie, spieszył się ale mimo wszystko... Nie udało się, przyszedł 10 minut za późno, potem już nigdy więcej nie chciał o tobie rozmawiać. - spojrzałam w jej oczy. Nie kryła zdziwienia. - Ciekawe co by było, gdyby wtedy zdążył.

- Nic... Nie zmieniłoby to mojej decyzji. Wyjechałabym tak czy inaczej. - skłamała. Wiem, że skłamała, znam Cissę. Wiem też, że Marsjasz był jedynym, który mógł ją tamtego dnia zatrzymać. 


________________________________________

~ Muzykantka616


Powrót do jednego rytmuWhere stories live. Discover now