Rozdział 17

7.1K 342 58
                                    


Dostawałam gorączki podczas siedzenia na tej chorej kolacji. Ci ludzie... Miałam ich dość! Do cholery jasnej, po co wyprawiali przyjęcie i zapraszali kobiety skoro całkowicie pozostawały zignorowane. Żaden przybyły mężczyzna nawet nie zwrócił się do nas. Siedzieli jak pany rozmawiając o jakiejś dużej sprawie. Miałam tylko nadzieje, że nic im z tego nie wypali. Byłam znudzona i zła. W dodatku było mi zimno w tej kiecce. Nawet nie próbowałam udawać, że jest inaczej. Niech wszyscy wiedzą, że ta ich " bajka" nie jest dla mnie. Może im się wydawała, że to błogosławieństwo należeć do nich, ale dla mnie... Dla mnie było to piekło. Przyglądałam się im i zbierało mi się na wymioty. Jeden gorszy od drugiego. Hipokryci jakich nigdy wcześniej nie znałam. Siedzieli obok swoich żon, a mieli czelność zaglądać w dekolty innych pań. Na duchu podtrzymywała mnie myśl, że może dzisiaj, może dzisiaj uda mi się zadzwonić do domu. Wykonam krok do wydostania się stąd. Fernando odłożył sztućce i miałam nadzieje, że to oznaczało koniec kolacji.

-Dziękuję bardzo.

Podniósł się z miejsca.

-Prawie wszystko było idealne-popatrzył na mnie z pogardą.

Miał czelność uważać się za lepszego. Pfff... Już chciałam coś odpowiedzieć, ale wtedy poczułam dłoń Iana na swoim kolanie. Rozproszył mnie na tyle, że kiedy spojrzałam w stronę gdzie przed momentem stał Fernando jego już nie było. Ale jeśli to on uważał się za ideał, to ja byłam kurwa królową ideału. Najchętniej pokazałabym mu środkowy palec i kazała spieprzać na banany.

-Przestań się wychylać- syknął Ian.

Nie miałam zielonego pojęcia o co mu chodzi. Siedziałam cicho przez całą kolacje, chociaż miałam ochotę zwalić wszystko z tego stołu. Nosiło mnie bo ci wszyscy zebrani myśleli, że my kobiety jesteśmy czymś gorszym. Tak jakby zapominali o tym dzięki komu żyją. To my odwalałyśmy całą robotę, aby sprowadzić ich na świat.

-Nie wiem o czym mówisz.

Zacisnął palce na moim udzie. Musiałam zagryźć wargę aby nie krzyknąć. Zabolało jak cholera. Chwyciłam się jego ramienia, ale zrzucił moją dłoń.

-To nie jest zabawa Alison. Idę do gabinetu, a ty...- Módl się abyś nie narobiła sobie kłopotów bo wtedy nawet ja nie będę wstanie uratować ci dupska.

***

Poczekałam z dziesięć minut od momentu kiedy Ian zostawił mnie samą przy stole. Starałam się iść prosto z głową wysoko uniesioną. Jeden krok, drugi, trzeci... Przybliżał mnie do białych drzwi. Chwytałam już za klamkę, ale drzwi zostały otworzone. Prawie zderzyłam się z dziewczyną, która przez całą kolacje wpatrywała się w talerz.

-Och, przepraszam.

Głos miała cichy i młodziutki. Mogła być jeszcze młodsza niż mi się wydawało.

-Spokojnie, nic się nie stało.

Wyciągnęłam do niej dłoń.

-Alison.

Zawahała się, ale podała mi dłoń- Maddie

-Maddie-powtórzyłam jej imię-Może masz ochotę porozmawiać z kimś kto nienawidzi tego świata?

Postanowiłam, że nie dam jej czasu na zastanowienie się. Pociągnęłam ją za rękę do kuchni. Czułam lekki opór z jej strony, ale nic sobie z tego nie robiłam. Czułam straszną chęć dowiedzenia się czegoś o tej dziewczynie. Patrzyła na mnie dużymi, przestraszonymi oczami.

-Nie musisz się mnie bać.

Puściłam ją i odsunęłam krzesło barowe. Co musiało wydarzyć się w życiu tak młodej dziewczyny, że nie potrafiła patrzyć na drugiego człowieka. Kim był ten potwór, który skrzywdził ją tak okrutnie.

Koniec nowym początkiem ✔ ( Seria: BRACIA ANDERSON/ CZĘŚĆ I)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz