Ciało Chrystusa

16 1 0
                                    

- Obraziłam Pana Boga następującymi grzechami... Ja... dłużej nie wytrzymam tej presji... ciągle mam wrażenie, że oczekują ode mnie zbyt wiele...

Młody wikary Mieczysław dopiero co przyjechał z prowincji do metropolii Włocławek i jeszcze nie rozeznał się w problemach wielkomiejskiej młodzieży. Może dlatego ton dziewczyny w konfesjonale zaczynał coraz bardziej przypominać kołysankę śpiewaną przez zniecierpliwioną chronotypem nocnym swego 1,5 - rocznego synka matkę. A może to dlatego, że była 5:40.

- Wie ksiądz, ja jestem tylko człowiekiem, a oni chcą, żebym cały czas pracowała...

Dopiero brak odpowiedzi upewnił dziewczynę, że Mieczysław zasnął. Wolno i cicho podniosła się z klęczek, otrzepała zamaszyście ręce, wskoczyła na ławę boczną, zwinęła wiszący na ścianie obraz do plecaka i jakby nigdy nic wyszła z kościoła.

Heretyczka nawet nie pomoczyła dłoni w wodzie święconej.

***

Publiczne Liceum Nieogarniania we Włocławku charakteryzowało się dwoma rzeczami. Po pierwsze, przyjmowano do niego jedynie uczniów najlepszych w dziedzinach ścisłych. Po drugie, uczniów ustawiono w klasach ze względu na zdolności humanistyczne, tak, że w klasie A maturę podstawową z polskiego pisano na 70%, a w klasie F było 90 osób, z czego 85 powtarzało rok już któryś raz, żeby tylko uzyskać upragnione 31%.

Hasłem przewodnim tej zacnej placówki było: "Bóg. Horror. Włoszczyzna.", ale nauczyciele woleli krzyczeć "Dyscyplina", uderzając uczniów linijkami z niebiodegradowalnego plastiku po delikatnych łapkach. Zapytacie o prawa człowieka? Pff, przecież statut tej wspaniałej placówki liczył się bardziej niż wszelkie konstytucje i pakty międzynarodowe.

Na całą szkołę niezdyscyplinowanych (a przynajmniej nie udających takich) uczniów było trzech i spotykali się oni zawsze między jedyną dziurą w idealnie betonowym płocie szkoły a ruinami szopy, które były po prostu ruinami szopy. Pierwszy z nich wyglądał niczym Kapitan Ameryka za swoich młodzieńczych lat, tak, łącznie z tym, że ubierał się jakby żył przed pierwszą wojną światową. Palił cygaretki. Drugi przypominał Pudzianowskiego za lat 30, kiedy siniaki na głowie staną się bardziej widoczne. Palił coś ruskiego z rynku. Trzeci był jedną z najbardziej tajemniczych person szkoły. Nikt nie znał jej płci, a osoby, które zapytały... nie, właściwie to nic im się nie stało, po prostu nie odpowiadał. Najlepsze historie działy się, gdy o płeć pytali okoliczni mieszkańcy z gatunku ludzi w dresach z Lidla i na wiecznym zasiłku. Wtedy po otrzymaniu braku odpowiedzi prosili o fajkę albo zaczynali pyskować. Na pyskujących stworzenie nasyłało tych, którym kiedyś ofiarowało fajki i rzucało na wybraną dwójkę (lub piątkę, czasem dziesiątkę, zdarzyło się i siedem i pół) stojący nieopodal wózek sklepowy, tak, że walka stawała się profeszional starciem w klatce. Stworzenie popijało sobie wtedy jabola za 1,50 z pobliskiego kiosku i patrzyło na katujących się mężczyzn nieprzeniknionym wzrokiem. Paliło Winstony mentolowe, bo na Marlboro nie było je stać.

***

Dziewczyna sunęła wzdłuż muru, przypatrując się z zachwytem obrazowi z kościoła. Ostatni upadek Jezusa na drodze krzyżowej. Perfekcyjnie.

Wszystko w jej życiu było ułożone i perfekcyjne. Pod pachą trzymała planer pełen rozpisek zajęć na nowy rok szkolny, rozkładów godzinowych nauki oraz przepisów na heroinę, które uzyskała wybłagawszy od przyjaciela, by upił ich chemika o krzywych zainteresowaniach seksualnych.

Gdyby tak na nią spojrzeć z boku to poza obrazem upadającego Jezusa wyglądała nader zwyczajnie. Burobrązowe, półdługie włosy, okulary, nie na tyle brzydkie, by ją wyśmiewano, nie na tyle ładne, by je chwalono, szary sweter, jeansy, adidasy sprzed sezonu (i nie więcej!). Ryj tak 6/10, sylwetka 6,5.

Zbliżała się niechybnie do ruin szopy i stojących obok nich indywiduów. Przewróciła oczami. Zastanawiała się czy oni kiedykolwiek wracają do domu z fajki. Spotykała ich zawsze, okadzonych dymem i atmosferą mhroku.

Przyspieszyła kroku, nerwowo patrząc na zegarek. Zostało jej parę minut.

*trzask łamanej 4 ściany*

Nie no, w gruncie rzeczy przyspieszyła kroku, bo ma to być romans, a jak najłatwiej dla aŁtorki połączyć dwie postacie, których łączyć nic nie powinno?

Dziewczyna potknęła się o wystającą krawędź płotu i wjebała idealnie w naszą istotę płci nieokreślonej. Obie wylądowały na trawniku w salwach śmiechu Młodego Kapitana Ameryki i starego Pudziana.

- Mój szlug! - pisnęła istota, próbując wygramolić się spod obcego ciała i dosięgnąć ledwie odpalonego Winstona.

- Mój Jezus!!!! - wydarła się szara dziewczynka z przerażeniem odkrywając, że cała zawartość jej plecaka, w tym czarne świece, krew miesięczna kilku dziewic (tak, jej również) i karta lojalnościowa biedronki znalazły się na chodniku.

I choć ich twarze dzieliły centymetry, każda osoba szybko odskoczyła w swoją stronę. Tym razem.

Dziewczyna zebrała wszystko i odbiegła, by zdążyć na rozpoczęcie roku szkolnego. Ale z drugą stroną było inaczej. Jej piękny, świeżutki Winstonik z nowej paczki nie nadawał się już do niczego.

- Zapłacisz mi za to - rzuciło złowieszczo stworzenie, a podłegła mu armia dresów zawyła.

Lud chciał prawdziwych igrzysk.

(Not) your honeyWhere stories live. Discover now