Rozdział 1

34 3 0
                                    

- Dryyyyyy!!!!!-W całej szkole rozległ się dźwięk dzwonka.

-Carly chodź już, bo się na chemię spóźnimy.

-Właśnie, Tess ma rację. Nie chcę znowu wysłuchiwać obelg tej baby.

Carly chcąc nie chcąc musiała wyjść z łazienki i udać się w kierunku gabinetu.

-Dzień dobry!-krzyknęły chórem.


Dopiero teraz zauważyłyśmu, że w klasie jest trochę inaczej. Wszystkie ławki ustawione były przy ścianach. Uczniowie siedzieli jakby w okręgu , nauczycielka na jego środku. W pomieszczeniu panował mrok, ale pomimo to można było dostrzec zniknięcie wszystkich tablic. Dziewczyny dopiero po chwili zrozumiały co oznaczają te zmiany.

-Gdzie jest pani Katiońska?-zapytała Glass.

-Na lekcji można zadawać pytania tylko związane z jej tematem!

-Ale....

-Siadać! Nie dość że się spóźniłyscie to jeszcze przerywacie lekcje! 

-Chodź, nie warto-mróknęła Tess do Glass i udały się do ławki.

Ani jedna z przyjaciółek niczego niezapamiętała oczywiście oprócz Tess. 

-Ja tam nie ogarniam tych wiązania są takie trudne!

-Jak możesz Carly przecież one są wspaniałe! A Ty Glass jak uważasz?

- No mogą być.

Ich dyskusja została zakończona przez panią od chemii.
- Po lekcjach wszystkie trzy do mojego gabinetu!

Następną lekcją miał być wf, więc wszystkie udałyśmy się na salę. 

-Weź Ty się zamknij!‐Carly owrzeszczała jakiegoś dzieciaka.

Nareszcie doszłyśmy. Niestety przyszłyśmy jako jedne z ostatnich ,więc w szatni miałyśmy mało miejsca.

Wf minął dość szybko. Potem miałyśmy tylko 4 lekcje, które minęły z zawrotną prędkością.

-Dziewczyny, chodźcie do szatni- Eva będzie się biła z Markiem!‐krzyknął Harry i pobiegł za resztą klasy.

-No cóż, nie zobaczymy tej bójki przez tą starą wiedźmę. Akurat dzisiaj musiała kazać zostać nam po lekcjach-powiedziała z westchnieniem Tess.


Udałyśmy się pod gabinet. Był zamknięty, więc usiadłyśmy na korytarzu i wyjęłyśmy książki.
Po paru chwilach rozległo się szczęknięcie zamka i drzwi się otworzyły, a w nich stanęła ta baba.
Teraz była inaczej ubrana. Miała na sobie różowy sweter ,do którego przyczepiona została pstrokata broszka, i czerwoną spódnicę. Fryzura też różniła się od tej poprzedniej. Włosy upięła w ciasnego koka i owinęła go ,oczywiście, różową wstążką.

Powoli weszłyśmy do gabinetu. Miałyśmy nadzieję, że on też będzie wyglądał inaczej ,ale się zawiodłyśmy. W klasie panował bałagan. Ławki nie były już poustawiane w idealny kwadrat i nie było przy nich krzeseł. Ściany wyglądały jak z horroru-całe podrapane i w niektórych miejscach ubrudzone. Ale oprócz tych jakże "niewielkich" zmian wszystko było takie jak wcześniej. Jednak coś trochę nie pasowało do ogólnego chaosu . Wszystko wyglądało tak jakby w klasie odbyło się niezłe piekło, lecz...tylko jedna rzecz pozostała na swoim miejscu. Kryształowa kula. Stała sobie na niewielkim stoliku po środku pomieszczenia. Nie widać było na niej żadnego draśnięcia . Nic. Było to na pewno godne zapamiętania.

Spojrzałam na przyjaciółki. Nie wyglądały jakby coś wprawiło je w zakłopotanie.

-No dziewczynki, nie ociągać się!

-Tak jest, pani Dalerin.

-Tutaj macie książki. Weźcie po jednej i czytajcie!

Była to dość nietypowa kara. Powolnie sięgnęłyśmy po książki i usiadłyśmy w ławkach na końcu klasy.

-Ej, Glass, popatrz na środek klasy.

Chciałam by zwróciły uwagę na tą kulę. Dokładnie nie wiem czemu‐tak podpowiadał mi instynkt.

Książka nie była gruba. Miała około 200 stron. Cała jej okładka była pokryta kurzem tak więc nie można było odczytać tytułu.

Zajrzałam do środka książki. Pierwsza strona została trochę podarta, jak mi się wydaje przez wcześniejszych czytelników, ale teraz można już było odczytać tytuł.
-,,Dzieje magii'' pani Melchildy Bledshing-przeczytałam.

Rozdział pierwszy rozpoczynał piękny inicjał. Składał się ze smoków latających nad literą, którą oplatały rośliny. Miała ona w sobie coś nadzwyczajnego lecz nie do końca wiedziałam co.
Przechodziłam przez tekst płynnie i z olimpijskim spokojem. Czułam pełne opanowanie.
Literki przelatywały mi przed oczami, jedna po drugiej. Dokładnie nie wiedziałam co czytam. Orientowałam się tylko z grubsza. Była to bajka o czarownicy i smoku, a i o księżniczce. Oczywiście zjawił się książę by ją uratować. Wszystko było by dobrze gdyby nie zjawił się pewien potwór. Zabił królewnę , a "zbawiciela", mocno poturbował.
Książka się skończyła. Wszyscy bohaterowie zostali zabici przez złe moce, przeżyła tylko czarownica.

Dopiero teraz zorientowałam się ,że strasznie zniszczyłam tę książkę. Każda strona została podarta co najmniej w jednym miejscu, a jedna wyglądała jakby ją przerzuwano i wypluto.
Gdy oderwałam oczy od lektury ,by sprawdzić jak idzie czytanie moim przyjaciółkom, jakaś niewidzialna siła udaremniła mi to.

Ogarnęło mnie uczucie beznadziejności. Wszystko wokół przestało się liczyć. W mojej głowie huczała tylko historia księżniczki.
Spróbowałam się poruszyć. Ale nie był to dobry pomysł, bo po chwili głowa opadła mi na ławkę, robiąc przy tym dużo hałasu.
Ale nagle i to przestało się liczyć. Obraz zaczął się rozmywać, a po chwili nie było już nic. Sama pustka...

-Tess!Tess!Tess!

Obudziłam się. W klasie było strasznie duszno. 

Obie przyjaciółki klęczały duszą się...dymem. Mój muzy pracował jeszcze na zbyt niskich obrotach by zrozumieć sytuację. Dziewczyny wzięły mnie pod ręce i zaciągnęły do drzwi. Głowa bolała mnie strasznie , ale powoli zbierałam myśli. Tak, przyszłość odbębnić karę ,którą miało być czytanie książki, a po ten pustka.

Szłyśmy teraz korytarzem. Z każdej strony otaczały nas kłęby gorącego dymu. Próbowałyśmy łapać ostatki tlen. Nasze oddechu stały się płytkie oraz nie wystarczające. Powoli kładłyśmy się na podłogę . Zdawało się ,że to koniec. Zostaniemy strawione przez potężny ogień, przy którym jesteśmy jedynie drobną przeszkodą , z którą ten potężny żywioł szybko wygra.

Spróbowałam porozumieć się z dziewczynami. Nie byłam pewna czy mnie zrozumiały, ale nie patrząc za nimi ruszyłam na przód. Na moje oko za jakieś pięć metrów powinna być toaleta.
Uff! Trafiłam, a dokładniej trafiłyśmy-dostrzegłam, że obie poszły za mną. Weszłyśmy do toalety . Popierając się o umywalki wygrałyśmy się namoczyć nasze uprzednio zdjęte koszulki.

Tak! Tak! Tak! To również zakończyło się powodzeniem. Znów uklękłyśmy na kolana i w wolnym tempie udałyśmy się ponownie na korytarz. Temperatura zdawała się obniżać. Dym i ogień zdawały się w jakiś nie pojęty dla nas sposób , wręcz magiczny, wycofywać. Spojrzałam na przyjaciółki i już wiedziałam, że wszystko co się dzisiaj wydarzyło nie było przypadkiem.

To Tylko Moja Szkoła...Where stories live. Discover now