Rozdział 4

387 24 0
                                    

Poczułam słoną ciecz na policzkach. Skuliłam się i plecami oparłam o słupek.
- Przepraszam. - Joseph objął mnie ramieniem.
- To nie twoja wina - krzywo uśmiechnęłam się przez łzy. - To ja jestem zbyt wrażliwa.
- Może na dziś koniec ? - David kucnął obok nas.
- Dobry pomysł. - wstałam i wytarłam policzki. - Robię dziś nocowanie. Jesteście zaproszeni.
- Ktoś jeszcze będzie ? - Jude podniósł brew.
- Tylko wy i ja. Spotkajmy się u mnie w domu o 17. Wyślę wam adres. - pomachałam im i poszłam do domu. Zaczęłam przygotowywać dom na przyjście chłopaków. Po sprzątaniu dom wręcz błyszczał. Byłam z siebie dumna. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Spojrzałam na zegar.
Faktycznie już 17. Matko ale oni są punktualni.
- Hejka - otworzyłam im drzwi.
Przywitałam się z nimi przytulasem.
- Tu macie pieniądze. Na przeciwko jest sklep. Idźcie po lody. Weźcie truskawkowe i ciasteczkowe a reszta to jak tam chcecie. - uśmiechnęłam się.
W tym czasie przygotowałam przekąski, wyjęłam i podgrzałam wcześniej zrobione przeze mnie jedzenie. Po około 20 minutach chłopcy wrócili z lodami. Każdy wziął swój kubełek i zaczął jeść. Włączyłam telewizor.
- Co oglądamy ? - zapytał Jude.
- A co byście chcieli ? - podniosłam brew i spojrzałam na nich.
- A może obejrzymy oby dwie części "Czarownicy " ? - zaproponował David.
- Dobry pomysł. - włączyłam część pierwszą.
Skończyliśmy oglądać pierwszą część a ja zrobiłam się głodna.
- Chłopaki robię na kolację zapiekankę. - poszłam do kuchni.
- Z czym będzie ? - Jude wszedł do pomieszczenia.
- Z kurczakiem i makaronem.
Chwilę później zapiekanka była już w piecu a ja sprzątałam blat.
- Chłopaki kolacja na stole ! - krzyknęłam kładąc naczynie z daniem na wyspie kuchennej.
- Idziemy ! -odpowiedział Joe.
Przyszli i nałożyli sobie porcje na talerze.
Jezu oni jedzą jak świnie.
Chłopcy śmiali się, chrumkali, bawili jedzeniem z pełnymi ustami.
Po obejrzeniu jeszcze paru filmów poszliśmy się umyć a potem spać.

Kilka miesięcy później

Szłam do szkoły. Od rana byłam przygnębiona. Musiałam przekazać chłopakom złą wiadomość. Zmieniam szkołę. Dowiedziałam się dziś rano. Dziadkowie dziś wyjątkowo zostali w domu. Weszłam do szkoły. Od razu podeszłam do moich przyjaciół.
- Hej - powiedziałam nie uśmiechając się.
- Co ty taka smutna ? - Jude objął mnie ramieniem.
Spojrzałam na nich z bólem.
- Czekaj...nie...
- Tak. Zmieniam szkołę... - moje oczy się zaszkliły. - Będę chodzić do Gimnazjum Raimona. W przyszłym tygodniu już mnie nie będzie.
- Nie, nie, nie ! - Joseph uderzył pięścią w ścianę.
- Dlatego nie chciałam dołączać do drużyny. Wiedziałam że tak będzie. Nie chciałam was zostawiać. - pociągnęłam nosem. - A babcia powiedziała że to nasza ostatnia wyprowadzka. Już nie zmienię szkoły.
Wszyscy zamknęli mnie w uścisku.

Sobota

Wszystkie rzeczy miałam już spakowane. Chłopcy wynosili moje walizki na dwór. Ostatni raz obejrzałam mój już były pokój. Uroniłam kilka łez. Nie wstydziłam się ich. Poszłam pożegnać się z przyjaciółmi. Każdego przytuliłam i dałam buziaka w policzek. Teraz już nie powstrzymywałam łez. Leciały już swobodnie po moich policzkach. Jude ściągnął gogle. Każdemu z nich płynęły łzy.
- Nigdy was nie zapomnę. I kocham was. - leciutko się uśmiechnęłam.
- Nie zostawiaj mnie... - wyszeptał Joe gdy wsiadałam do auta.
- Przepraszam - zatrzasnęłam drzwi.

Poniedziałek
Weszłam do nowej szkoły a tam przy wejściu czekała na mnie córka dyrektora Nelly.
- Cześć. Ja jestem Nelly Raimon a to Martha Collins. Oprowadzi cię po szkole. - uśmiechnęła się życzliwie. - Ja was już zostawię.
- Hej. Ty pewnie jesteś Annabeth Jackson. - podała mi rękę.
- Tak. - uścisnęłam jej dłoń.
- Ty i ja jesteśmy dziś zwolnione z lekcji żebym mogła pokazać ci szkołę.
Po oprowadzeniu poszłam do domu. Spakowałam plecak na jutro. Postanowiłam zadzwonić do Aphrodiego.
Czekałam jeden sygnał, drugi, odebrał.
- Hej - uśmiechnęłam się słysząc jego głos.
- Cześć. Tęsknię.
- Ja też. Chłopcy tak samo. Nadal chodzisz do Akademii Królewskiej ?
- Nie.
- To gdzie teraz chodzisz ?
- Do Raimona.
- I co ?
- Nawet spoko szkoła. A wy jak tam ?
- Jest okej ale ciebie brakuje. - do oczu napłynęły mi łzy.
- Mi brakuje wszystkich,których musiałam zostawić. - pociągnęłam nosem.
- Hej nie płacz. Będzie dobrze. Jeszcze się spotkamy.
- Tak. Dobra ja muszę kończyć babcia mnie woła. - musiałam skłamać nie chciałam żeby słyszał jak płaczę.
- To do zobaczenia.
- Pa. Kocham was.
Rozłączyłam się. Zapłakana położyłam się na łóżku i zasnęłam.

Rano

Siedziałam pod klasą i oglądałam mój notatnik.
Królewska Burza.
Najlepsza technika jaką stworzyłam sama w Akademii Królewskiej.
- Hej - obok mnie usiadł Mark Evans.
- Cześć - uśmiechnęłam się.
- To twoje ? - wskazał na zeszyt.
Pokiwałam twierdząco głową.
- Mogę zobaczyć ? - podałam mu zeszyt. - Wow. To wszystko to twoje techniki ?
- Tak.
- W życiu czegoś takiego nie widziałem. - szerszego uśmiechu nigdy nie widziałam.
- To nic wielkiego.
- Chciałbym zobaczyć ją w akcji. - podszedł do nas Kevin.
- To może urządzimy małe zawody ? - tryumfalnie się uśmiechnęłam.
- Chętnie bym wziął udział ale nie. I tak wiem że wygrasz. - uśmiechnął się i podrapał po karku.
- Ale ja chciałbym zobaczyć jak strzelasz. - Mark uśmiechnął się z nadzieją.
- Okej o 16 na boisku nad rzeką. - powiedziałam gdy zadzwonił dzwonek.

Mamy 15:45. Ja ubrana już w krótkie spodenki, bluzkę i korki idę na boisko. Pomachałam do Marka. Odmachał mi. Ta rozgrywka może być ciekawa. Mark podał mi piłkę. Stanęłam z nią na boisku. Ruszyłam do przodu.
- Włócznia Atheny ! - odbiłam piłkę.
- Ręka Majina ! - Mark wykonał swoją technikę.
On mnie chyba nie docenia.
Mark razem z piłką wpadł do bramki.
- Ty mnie chyba nie doceniasz - zaśmiałam się.
- Faktycznie myślałem że ten strzał będzie słabszy. - krzywo się uśmiechnął.
Pograliśmy jakąś godzinę a potem rozeszliśmy się do domów.

𝐚𝐧𝐨𝐭𝐡𝐞𝐫 𝐬𝐭𝐨𝐫𝐲 𝐚𝐛𝐨𝐮𝐭 𝐥𝐨𝐯𝐞 || 𝐢𝐧𝐚𝐳𝐮𝐦𝐚 𝐞𝐥𝐞𝐯𝐞𝐧 ✓ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz