3.5 Harry Styles poznaje Louisa Tomlinsona

3.2K 257 60
                                    

Harry szedł na spotkanie z dziwnym uczuciem spokoju i opanowania, choć naprawdę nie wiedział czego może się spodziewać ze strony konsultanta biura. Nie przyznał się nawet Niallowi do tego, że wysłał swój formularz i umówił się na wizytę, która miała ostatecznie rozpocząć procedurę dobrania mu idealnego partnera. Przyznał się sam przed sobą, że nie ma nic do stracenia, a jeśli i tym razem się nie uda – po prostu pogodzi się z faktem, że nie było mu dane zaznać rodzinnego szczęścia.
Dlatego po ostatnim spotkaniu z deweloperem bez zbędnych słów pożegnał się ze swoją asystentką oraz swoim wspólnikiem i pojechał do domu, aby przebrać w coś wygodniejszego i mniej oficjalnego.

Punkt szesnasta trzydzieści wszedł do biura FullMoon Inc., gdzie niemal natychmiast obok niego zjawił się Liam Payne – tak przynajmniej mu się wydawało, gdy zobaczył znajomy, szeroki uśmiech.
- Harry Styles, jak mniemam? – w głosie alfy słychać było ciepło i sympatię, co trochę zmyliło drugą alfę, ale z podobnym choć niepewnym uśmiechem na twarzy przytaknął i wyciągnął dłoń do powitania. – Liam Payne. Zapraszam do biura.
Harry podążył za nim do przestronnego pokoju, który znajdował się po prawej stronie od wejścia. Kątem oka zauważył, że cały kontuar na recepcji zawalony był segregatorami wypełnionymi po brzegi dokumentami.
- Myśleliśmy, że poradzimy sobie bez recepcjonistki, ale teraz rozpaczliwie poszukujemy kogoś, kto ogarnąłby ten bajzel. Mamy coraz więcej zleceń, a mój wspólnik powoli traci do tego cierpliwość. – usłyszał, gdy alfa zamknęła za nimi drzwi.
- Wiem coś o tym... – przyznał brunet, gdy opadł na fotel, który wskazał mu Payne. – Gdyby nie moja asystentka, zginąłbym. – dodał z ujmującą szczerością w głosie. Tak, bez Cynthii on i Niall zginęliby marnie.
- Cóż, mam nadzieję, że znajdziemy rozwiązanie zanim Lou nie rzuci tego wszystkiego w diabły. – odpowiedział z obawą w głosie szatyn i usiadł za biurkiem. Sięgnął po plik dokumentów, które leżały po jego prawej stronie i odchrząknął. – Zaczynamy?

*

Godzinę później Harry opuszczał biuro Payne’a w o wiele bardziej optymistycznym humorze niż miał wcześniej. Liam wytłumaczył mu pokrótce zasady algorytmu, którego mieli użyć do znalezienia omegi idealnej. Potem odpowiedział bardziej szczegółowo na niektóre z pytań formularza zgłoszeniowego. Na sam koniec rozmowa na tyle się układała, że w pewnym momencie postanowili przejść na Ty i tematy, które poruszali stały się mniej zobowiązujące. Nie były one zbyt głębokie, głównie dzielili się swoimi wrażeniami odnośnie tzw. trudnych klientów, bez wchodzenia w szczegóły personalne. W końcu jednak wyznaczony czas spotkania minął i Harry pożegnał się z pracownikiem biura, który zapewnił go, że zrobi wszystko co w jego mocy, aby pomóc mu w odnalezieniu partnera. Zamknął za sobą drzwi i ruszył w stronę wyjścia, nie zwracając uwagi na to, co działo się dookoła. Przestraszył się, gdy nagle usłyszał głośne psiknięcie i mimowolnie podskoczył w miejscu. Nieco zdezorientowany zaczął rozglądać się wokół siebie, gdy dotarł do niego głośny śmiech. A potem zapach. Zapach czerwonego grejpfruta, tak konkretnie. Spojrzał w stronę kontuaru recepcji, za którym stał zdecydowanie niższy od niego szatyn, który próbował ukryć uśmiech i udawał, że to nie on wydał z siebie tak mało męski dźwięk chwilę wcześniej. Porządkował dokumenty w zielonym segregatorze i totalnie ignorował spojrzenie alfy.
- To tylko automatyczny odświeżacz powietrza, panie Styles. – odezwał się, gdy Harry mijał kontuar. – Do widzenia. – dodał i jak gdyby nigdy nic dalej przeglądał papiery.
- Do widzenia, panie...? – zatrzymał się i wyciągnął dłoń w stronę niższego mężczyzny, który w końcu obdarzył go spojrzeniem. Przenikliwym i chyba najpiękniejszym jaki Harry kiedykolwiek widział.
- Tomlinson. Louis Tomlinson. – odpowiedział i uścisnął większą dłoń. Uścisk był zdecydowany, ale była w nim też pewna doza delikatności. Patrzyli przez chwilę na siebie, po czym niższy cofnął rękę i wrócił do pracy.
- Do zobaczenia, Louisie Tomlinsonie. – mruknął w końcu Harry i opuścił biuro FullMoon Inc. z ogromnym mętlikiem w głowie.

*

Oczywiście nie mógł długo ukrywać przed swoimi najbliższymi przyjaciółmi faktu, iż naprawdę wziął do serca pomysł Nialla i skorzystał z usług biura matrymonialnego. Wygadał się w piątkowy wieczór, tydzień po wizycie w biurze Payne'a i Tomlinsona. Siedzieli w kuchni Horanów we trójkę i testowali wybór drinków na wesele spośród których mieli wybrać pięć, które będą serwowane w open barze. Reakcja Horana była do przewidzenia i może nieco bardziej podbita skonsumowanymi przez niego procentami - jeśli mógł być jeszcze gorszym narcyzem - chodził dumny jak paw i posyłał swojej narzeczonej te wszystkowiedzące spojrzenia. Josephine była jednak o wiele bardziej zachowawcza w stosunku do tej całej sytuacji.
- Harry, ale wiesz, że to do niczego cię nie zobowiązuje? To, że jakiś algorytm wskaże, że konkretna omega jest dla ciebie idealna, nie znaczy, że od razu masz brać z nią ślub, okej? - powiedziała z troską w głowie, zupełnie ignorując zachowanie Nialla.
- Jose, nie jestem dzieckiem. I też historia z Dougiem czegoś mnie nauczyła. Poza tym w umowie jest klauzula, że dopasowanie alfy i omegi nie zobowiązuje ich do bycia partnerami.
- To znaczy, że możesz odmówić? - dociekała rudowłosa omega, a Harry naprawdę czuł, że był na skraju. Od dwóch tygodni nie mógł przestać myśleć o tych cholernych oczach Louisa Tomlinsona. Ten błękit tak zalazł mu za skórę, że nawet we śnie nie mógł się od nich oderwać. Przez to chodził niewyspany, rozdrażniony i podminowany.
- To ja im płacę, a nie oni mi, Jo. - odpowiedział w końcu, może nieco ostrzejszym tonem niż powinien. Niall spojrzał na niego zaskoczony, bo nigdy (poza sytuacją z Dougiem) nie zwracał się do omeg w nieuprzejmy sposób.
- Dobrze, Harry, nie unoś się już. Po prostu jesteś naszym przyjacielem i naprawdę nie chcemy cię znów widzieć w tak opłakanym stanie jak te kilka miesięcy temu. - z twarzy Nialla zniknął głupi uśmieszek, a jego rysy się wyostrzyły.
- Wiem Niall, przepraszam. - odrzekł ze skruchą w głosie i sięgnął po dłoń przyjaciółki, która niepewnie spoglądała na niego z drugiej strony stołu kuchennego. - Josephine, wiem, że się martwisz i uwielbiam cię za to, ale naprawdę nie mam się czego obawiać. Właściciele naprawdę podchodzą do ich misji poważnie i ostatnie o czym myślą to sprzedawanie kota w worku.
- Chcę po prostu, abyś był szczęśliwy, Harry. Niall zresztą też.
- Więc nie pozostaje wam nic innego niż trzymanie kciuków, aby ten jedyny w końcu się odnalazł. - odpowiedział, kończąc temat i siegając po drinka, który był zdecydowanie zbyt niebieski jak na jego gust.

_____________________

Czy ktoś tu jeszcze jest? Halo?

FullMoon Inc. [LARRY]Where stories live. Discover now