Rozdział 2

1.5K 32 48
                                    

- Wybacz Ray, to koniec mojej pracy - powiedziałem do mężczyzny, ściągnąłem zegarek i oddałem gumy.

- Henryk, nic nie rozumiem. Dlaczego odchodzisz , co się stało? - spytał smutno.

- Nie mogę być niebezpiecznym, kiedy całe miasto zna moją tożsamość. Nie, nie wygadałem się... - wzruszyłem ramionami.

- To co się stało?! - teraz już rozwścieczony podszedł do mnie.

- Wracałem do domu z roboty, a Drex postanowił, że chce mnie zaatakować. Więc zacząłem się bronić, a potem walczyć. Zebrało się mnóstwo gapiów, w tym moja rodzina. Dalej się biliśmy, ale twój były pomocnik wykrzyknął cytuje "ludzie, to jest straszny dzieciuch", a teraz jestem tutaj - wyjaśniłem

Ray spojrzał na mnie i powiedział

- Henryk, byłeś moim najlepszym pomocnikiem, ale niestety to już koniec. Wiesz co młody? - wziął gumy i zegarek i powiedział coś czego się nie spodziewałem - włóż to - zrobiłem jak kazał - dopóki nie znajdę nowego pomocnika musisz mi pomagać nie ważne, że znają twoją tożsamość. To tylko na okres chwilowy.

- Dzięki, ale sam sobie też poradzisz. - poszedłem do tub - żegnaj Ray, byłeś najlepszym szefem. Pełna moc! - tak skończyła się moja kariera jako niebezpieczny.


Idąc do domu ludzie się na patrzyli. Nic dziwnego, nie od tak straszny dzieciuch chodzi po mieście bez stroju. Ahh, nie chce nawet o tym myśleć..

W domu zastałem okropny widok..

Trzej przestępcy Svellview panoszyli się po moim domu! Mianowicie - Minyak, Dzieciaczek i Frankini. Dość dziwne połączenie... Dobra, nie ważne. Nigdzie nie widziałem rodziców ani Piper... Chwila! Siedzą w kuchni przywiązani do krzesła.

W momencie kiedy wszedłem do środka, wszystkie pary oczu skierowały się na mnie.

- Henryk! Ratuj nas - usłyszałem mamę.

- Co ja mam zrobić? - zapytałem głupio. Specjalnie.

- Jak to co?! Walcz! Jesteś Niebezpiecznym, tak?! Więc rusz się! - krzyknęła Piper. Kochana siostra. taa...

Rzucili się na mnie, odepchnąłem Frankini'ego, malucha kopnąłem, przez co wylądował na podłodze. Został tylko brunet.

- Kolejny raz się spotykamy - zaśmiał się

- ta śmieszne, bardzo śmieszne - uderzyłem z całej siły pięścią w jego brzuch, co dziwne nic sobie z tego nie zrobił, byłem zdezorientowany. Mężczyzna wykorzystał to i uderzył mnie bardzo mocno w głowę, upadłem. Schylił się i wykręcił mi rękę podnosząc do pozycji stojącej.

- Henryk! - mama próbowała się wyrwać z wiązów, ale bezskutecznie.

spróbowałem kopnąć go, ale nie wyszło.

- słuchaj mnie dzieciaku, nie mam zamiaru się z tobą użerać, więc słuchaj mnie. - spojrzał na moich bliskich - chcesz żeby byli cali, prawda?

- Tak... Puszczaj mnie! - i znowu go kopnąłem, znowu nie wyszło. Dostałem mocnego liścia - ała!

- Nie rób tak więcej, a nie będzie bolało - nagle zza naszych pleców wyszli kolejno Dzieciaczek i Frankini. - Wracając, jeżeli się podda...

Nie dokończył, bo znów go kopnąłem, ale tym razem skutecznie odpychając go od siebie i uwalniając jednocześnie. Przerzuciłem Minyak'a przez plecy czyniąc, że teraz leżał na ziemi. Nie czekając dłużej, szybko walnąłem blondyna w głowę przez co ogłuszony padł na ziemię, a "dziecko" wybiegło z domu.

Pobiegłem odwiązać rodziców i Piper. Zdążyłem tylko oswobodzić siostrę, bo brutalnie zostałem odciągnięty z poprzedniego miejsca.

- Koniec tej zabawy... - przyłożył mi coś do twarzy. Zaczął mnie ciągnąć w stronę drzwi frontowych.

- Piper, dzwoń po Kapita... - zemdlałem.

************

- Tutaj Kapitan Bee, w czym mogę pomóc? - odebrałem służbowe połączenie

- Jakiś koleś porwał mi brata! - to Piper!

- Piper?! Jak to się sta...

- Nie ma czasu na pytania! Rusz się i pomóż nam. Choć do naszego domu.

- za chwilę będę - rozłączyłem się


Wbiegłem do domu Henryka. Zastałem tam jego młodszą siostrę i rodziców, ale nigdzie nie było chłopaka. No w sumie gdzie ma być jak go porwali. Logika Ray.

- Oto jestem - powiedziałem z dumą

- Ta fajnie, możesz iść i ratować mi brata? - rzekła sarkastycznie

- mogę, ale muszę wiedzieć gdzie on jest, albo chociaż wiedzieć kto go zawinął - uśmiechnąłem się. Czemu? Nie wiem.

- To tak, był to taki niezawysoki facet, miał brodę, był raczej starszy, ale jak na swój wiek to nawet był silny.

- Minyak! Dobra, to ja biegnę po Niebezpiecznego, właściwie to już po zwykłego Henryka... Cześć! - już mnie nie było w ich posiadłości. Biegłem jak najszybciej do kryjówki porozmawiać z Charlotte. Tak, nie wylałem jej, bo nikt nie wie, że tu pracuje z wyjątkiem Jaspera i Harta.

- Charlotte! Znajdź lokalizację Henryka - powiedziałem wychodząc z windy.

- Po co? Stało się coś? - no chyba gdybym cię o to nie prosił to nic by się nie stało. Ahh, kobiety.

- Tak! Henryk został porwany przez Minyaka

- dobra, już - poszukała coś na komputerze - tutaj jest, w starym magazynie na obrzeżu miasta

Już po chwili nie było mnie w kwaterze.

Idę młody...

Porwanie pragnie ofiary | Niebezpieczny Henryk  ✔Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang