Eᴘɪʟᴏɢ

26 4 4
                                    

 Aniela szła w stronę ołtarza, prowadzona przez ojca, niemalże śpiewając z powodu tej jakże radosnej wygranej. Wyglądała pięknie, mogła to stwierdzić po wpatrzonych w nią oczach zarówno Arthura, jak i Michała. Biała suknia doskonale na niej leżała, a welon falował jak piana morska. Nie sądziła, że jej ślub będzie akurat taki, ale jej to nie przeszkadzało. W końcu wychodziła za bogacza, i to na bardzo krótki czas. Jej mąż nie zdąży jej nawet próbować przekonać do dzieci, nim to się skończy.

Ceremonia przebiegła bardzo szybko, i po chwili reżyser składał przysięgę małżeńską. Zawahał się, po czym spojrzał w jej oczy. W wyobraźni widziała już, jak demaskuje jej działania i porzuca ją, lecz prędko uczynił to, co musiał. W odpowiedzi powtórzyła jego działania. Potem kolejne zdarzenia pognały za sobą niczym rącze konie. Zdjęcia, skromne wesele, pierwszy taniec — który swoją drogą nie był wcale magiczny, gdyż Arthur nieco wahał się przy krokach — balowanie do samego rana, po czym noc poślubna, poprawiny i odsypianie. Telefony od krewnych z gratulacjami, kiedy to jej druga połówka ogłosiła nowinę w mediach, a potem już tylko przeprowadzka do Anglii, która rozpoczęła się lotem.

Rodzina pożegnała ją tuż przed podróżą. Mama zdążyła jej jeszcze szepnąć do ucha „wracaj szybko", nim poszli do samolotu. Mieli miejsca w pierwszej klasie, z czego nie omieszkali skorzystać. W mgnieniu oka rozkoszowali się przygotowanymi na zamówienie posiłkami. Aniela chciała coś powiedzieć, kiedy zorientowała się, że czuje się zmęczona. W sumie nic dziwnego, ogólnie rzecz biorąc zawsze źle znosiła podróże. Dlatego oddała się bez skrupułów snom.

Zdawało jej się, że minęły zaledwie ułamki sekund, gdy uchyliła powieki. Leżała już w łóżku, w domu Arthura. Przeciągnęła się. Dotknęła ręką swoich włosów... chwila. Spojrzała na kosmyki. Były rude... i nie okazały się peruką. Z przerażeniem skoczyła na równe nogi, lecz zachwiała się. Wszystko kręciło się przed jej oczami. Ujrzała odbicie w lustrze i, nie mogąc się powstrzymać, krzyknęła. Nie miała na sobie ani grama makijażu, ani też soczewek, a mimo to widziała twarz i tęczówki wyimaginowanej Anieli. Jakim cudem?

— Kochanie, co się stało? — Drzwi się uchyliły i ujrzała swojego małżonka.

— Co ty mi zrobiłeś?! — zawołała głosem przepełnionym wściekłością i lękiem. — Nie zbliżaj się do mnie! — wykrzyknęła, gdy postawił krok w jej stronę.

— Och, najdroższa... oszukiwałaś mnie. Dlatego zrobiłem to, co musiałem. — Podszedł do niej i zasunął rolety, wpuszczając światło do domu. Oczy ją strasznie zapiekły, więc zamknęła je na ułamek sekundy. Wtedy to ujrzała z powrotem normalną siebie. — Chciałaś herbaty. — Chwileczkę, że co? Popatrzyła się na niego. Czyżby wariowała?! — Już lepiej się czujesz?

— Tak, tak! — odparła, nie wiedząc za bardzo, co się z nią działo. — Którego jest dzisiaj?

— Czwartego stycznia. — Szczęka jej opadła. Niemożliwe! Dopiero co był maj.

Wtedy to ją oświeciło. Arthur chciał się zemścić! Wprowadzić ją w skołowanie, wmówić jej mentalną niestabilność. Z gniewem natychmiast podeszła do okna... i ujrzała śnieg za szybą. Tak ją to zdziwiło, że z miejsca się uspokoiła.

— Kochanie, za chwilę będzie psychiatra. — Ponownie otworzyła usta, lecz tym razem nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Psychiatra? Przecież nic dziwnego się z nią nie działo... aż do tej pory.

Zamrugała. Znowu wszystko zawirowało. Tym razem na zewnątrz panowała jesień. Przeniosła wzrok na swego męża, zmartwionego tą sytuacją. Rozmawiał z kimś przez telefon.

— Tak, jest coraz gorzej. Chyba trzeba zwiększyć dawkę. — Rozłączył się, po czym podszedł do komody i wyciągnął jakieś tabletki.

— Jaką dawkę?! — wykrzyknęła, a przynajmniej jej się tak zdawało. Tak naprawdę wydała tylko dziwne jęknięcie.

— Spokojnie, najdroższa. Robisz to codziennie, prawda? — Chciała zaprotestować, lecz jakby wbrew siebie po prostu połknęła leki. W głowie na sekundę jej pojaśniało. Popatrzyła na niego.

— Co się tu dzieje? — Słowa z trudem przechodziły jej przez gardło.

Reżyser ponownie uśmiechnął się smutno, po czym zamknął okno (kiedy ono zostało otwarte?) i zapalił jakieś kadzidełko. Nie miało żadnego zapachu. Zacisnęła usta, myśląc intensywnie.

— I tak tego nie zapamiętasz, najdroższa, ale spokojnie. Będzie dobrze. — Począł sunąć palcem po jej skórze i nagle poczuła się bardzo dziwnie. Jej ciało czegoś pragnęło i nie potrafiła się powstrzymać.

— Coś mi zrobiłeś — oznajmiła, kompletnie bez żadnych emocji.

— Ja? — Zmarszczył brwi, po czym złapał ją, a ona nie mogła powstrzymać przyjemnego dreszczu. Złapał ją za podbródek i wtedy kątem oka ujrzała wyimaginowaną Anielę.

— Śnieg nie pada w Londynie. — Choć była przerażona, wstąpiła w nią jakaś fala rozkoszy. Mięśnie same się rozluźniły, a ona poczuła euforię.

— Brawo. — Położył ją na łóżku, a wtedy jej zdrowe zmysły znikły. Na ustach ujrzał inny uśmiech. — Witaj, Aoife. Moja najpiękniejsza — oznajmił, wyciągając igłę, wbitą wcześniej w jej ramię.

 Moja najpiękniejsza — oznajmił, wyciągając igłę, wbitą wcześniej w jej ramię

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
𝓝𝓪𝓳𝓹𝓲𝓮̨𝓴𝓷𝓲𝓮𝓳𝓼𝔃𝓪Where stories live. Discover now