I

64 5 4
                                    


Nie mogła powstrzymać drżenia rąk. Jej palce kurczowo zaciskały się na świstku papieru. Bała się, że zaraz nieumyślnie podrze go na drobne kawałki, mimo to nie zmniejszała ucisku. Zupełnie jakby obawiała się, że ktoś wyrwie jej kopertę z rąk.

Z każdym krokiem przyspieszała tempo. Nie chciała by ktokolwiek zauważył, że się spieszy. Gdyby mogła przebiegłaby cały dystans dzielący ją z ptaszarni do jej kwater. Ale to nie było zachowanie, które przystoi szpiegmistrzyni Inkwizycji. Więc szła przed siebie szybkim i wartkim krokiem, po raz pierwszy żałując, że postanowiła zaszyć się w dalekich czeluściach zamku.

Znajome twarze, które spotykała po drodze zdawały się nagle odległe. W głównej sali dostrzegła ją Josephine. Pomachała jej dłonią i już chciała coś powiedzieć, ale gdy zobaczyła oczy rudowłosej kobiety, jej twarz momentalnie zastygła. Odprowadziła ją wzrokiem w ciszy. Natknęła się jeszcze na paru agentów gotowych jej zdać raport. Zignorowała wszystkich.

Przechodząc przez ogród poczuła chłodny wiatr dosięgający ją z Gór Mroźnego Grzbietu. Miała wrażenie jakby to był pierwszy raz od dawna, kiedy jej płuca wypełnia świeże powietrze, a zimno szczypie w policzki. Jej myśli powróciły do chwil z odległych czasów, gdy chłód kontrastowały ciepłe usta na jej ustach. Koperta w jej dłoniach była już doszczętnie zgnieciona.

Przed nią pozostawała ostatnia przeszkoda. Schody, które miały doprowadzić ją do miejsca, w którym powinna być już od dawna. Schody, które ocalą ją od popadnięcia w całkowity obłęd. Zaczęła biec. Nie obchodziło ją już czy ktoś ją zobaczy. Liczył się tylko list. Liczyła się tylko ona.

Jej dłoń wreszcie wylądowała na klamce. Otworzyła drzwi i natychmiastowo zatrzasnęła je za sobą. Usiadła na łóżku. I siedziała tak nie wiadomo ile czasu, trzymając kopertę z listem w rękach. Tak długo czekała na ten moment. Tak wiele nocy marzyła o tej chwili, kiedy będzie otwierać ten kawałek papieru. Ale gdy już miała go w rękach i od przeczytania jego zawartości dzielił ją jeden mały ruch sparaliżował ją strach.

„Co jest w środku?" – zastanawiała się. Co jeśli coś co jej się nie spodoba? Coś co sprawi, że wszystko przestanie mieć sens?

Jeszcze przed chwilą nie mogła wytrzymać z niepewności, a teraz nie pragnęła niczego innego tylko trwać w niej dalej. I mieć nadzieję.

Po paru minutach zastygnięcia w końcu przemogła się i rozerwała kopertę powolnym, ostrożnym ruchem, by nie uszkodzić listu. Jej wzrok poleciał do pierwszej linijki:

Najdroższa Leliano"

Nie mogła powstrzymać łez, które oblały jej twarz. Jej pismo. Sposób w jaki pisała literę „L", z zakręconym ogonkiem. Zupełnie jakby przykładała dodatkową uwagę do niej, jakby była dla niej ważna. Nim przeszła do dalszej części listu pogładziła dłonią kartkę w miejscu tych dwóch słów.

„Zanim opowiem Ci co działo się ze mną w ciągu tych ostatnich miesięcy, chcę żebyś wiedziała, że tęsknie za Tobą i nie mogę znieść tego, że każdego dnia budzę się bez Ciebie u boku"

Zaśmiała się cicho, a za chwilę załkała.

„Oczywiście, że wyprawa mająca na celu wyleczenie skażenia nie mogła należeć do łatwych, mimo to nie przewidywałam, że tak bardzo się to na nas odbije."

Jej twarz wypełnił smutny uśmiech. Pomyślała o chwilach, gdy były razem. Gdy myślały, że nic ich nie rozdzieli.

„Nie chcę Cię dłużej trzymać w niepewności. Moja misja się jeszcze nie zakończyła i nie mogę do Ciebie wrócić."

[Dragon Age: Inkwizycja] Zapomniane SłowaWhere stories live. Discover now