Rozdział 3

89.6K 1.8K 2.6K
                                    

– Siema stary!

Przewróciłam się na drugi bok i jęknęłam w poduszkę. Naprawdę nienawidziłam, gdy ktoś mnie budził, a przyjaciele Archera właśnie to zrobili. Chciałam spróbować jeszcze raz zasnąć, jednak śmiechy i krzyki z dołu nieustannie mi w tym przeszkadzały. Po kilku minutach poddałam się i otworzyłam oczy. Promienie słońca przebijające się przez rolety zaczęły mnie razić, dlatego jak najszybciej wstałam z łóżka.

– Nie chce mi się – wymamrotałam sama do siebie, wyciągając tym samym pierwsze lepsze dresy z walizki.

Było po dwunastej, a wczoraj umówiłam się z Leo, że pojadę z nim po nowe buty do galerii. Miałam być gotowa na czternastą, dlatego trzeba było się już pomału szykować. Rozbolała mnie głowa na myśl, że byłam zmuszona zejść na dół i ich spotkać. Kolegów Archera nie lubiłam prawie tak bardzo jak go. Działali mi na nerwy i byli naprawdę irytujący.

Przeczesałam włosy szczotką, założyłam skarpetki i wyszłam z pokoju. W całym domu roznosiło się echo ich śmiechów. Kiedy zeszłam ze schodów, od razu ukazał mi się obraz pięciu chłopaków siedzących na kanapie. Grali w jakąś grę na konsoli i wydawali się tym pochłonięci, jednak gdy tylko usłyszeli moje kroki, wszyscy odwrócili głowę w moją stronę.

Brian Lewis, Matthew Wilson, Issac Lorens oraz Harry Anderson. Najlepsi przyjaciele Archera, a jednocześnie rozwydrzone dzieciaki, które nigdy nie usłyszały słowa "nie". Ich rodzice byli śmietanką Daly City i posiadali kupę forsy. Nie znałam ich za bardzo osobiście, jedynie z Brian'em miałam styczność. Byli grupą najpopularniejszych chłopaków u nas w szkole i trudno było ich nie kojarzyć.

Brian Lewis był najlepszym przyjacielem Archera. Ten niebieskooki szatyn stanowił nierozłączną częścią Archera. Nie było jednego bez drugiego. Tworzyli idealny duet. Byli bardzo dopasowani charakterowo, dlatego też za Brian'em nie przepadałam wyjątkowo mocno. To on pomagał Archerowi przez całe nasze dzieciństwo mi dokuczać i robić różne głupie żarty.

Harry Anders był najnormalniejszy z nich wszystkich. Sprawiał wrażenie miłego i sympatycznego, choć mogły być to tylko pozory. Jednak na ogół lubiłam go najbardziej. Był uroczym niebieskookim blondynem, który rozczulał serca dziewczyn. Chociaż nikt nigdy nie widział go z płcią żeńską, dlatego też Leo podejrzewał, że był homoseksualny.

Issac Lorens i Matt Wilson byli nierozłączni. Dosłownie. Rzadko widziano ich osobno. Tam gdzie był Issac, tam też był Matt. Jeśli jeden coś naskrobał, to na pewno z pomocą przyjaciela. Byli znienawidzeni przez nauczycieli przez ich skłonności do robienia sobie z kogoś żartów i psikusów.

Objechali mnie wzorkiem, przez co się skrzywiłam. Bez słowa ruszyłam w kierunku kuchni, nie chcąc dłużej widzieć ich twarzy. Oni także nic się nie odezwali, za co szczerze dziękowałam Bogu.

Wyciągałam miskę, mleko oraz płatki, gdy w końcu któryś z nich się odezwał.

– Zazdroszczę ci, stary – powiedział jak mniemam Issac.

Zmarszczyłam brwi. Czego tu zazdrościć?

– No, kurwa, ja też. Jest serio niezła. Widziałeś jaki miała kształtny tyłek? O mój Boże, tylko pomarzyć, aby...

– Nie obchodzą mnie twoje fantazje, Matt – przerwał mu głośno Archer, na co drugi zaśmiał się cicho. – Dobrze wiecie jakie mam do niej podejście i że nigdy się to nie zmieni.

– Czemu tak w ogóle jej nie lubisz? Zrobiła ci coś?

– Nigdy z nią nie gadałeś? Jest wkurwiająca, przemądrzała i myśli, że zawsze ma rację – odpowiedział.

Ideal [W KSIĘGARNIACH]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz