Rozdział 1

193K 3K 5.8K
                                    


- Tesso White, wstawaj natychmiast!

Jęknęłam w poduszkę, kiedy usłyszałam krzyk mojej rodzicielki z dołu. Poczułam lekką irytację, ponieważ właśnie przerwała mi sen, w którym udział brał Dylan O'Brien. Najprzystojniejszy, najseksowniejszy oraz najwspanialszy aktor naszej ery.

- Właśnie przerwałaś mi sen z chłopakiem moich marzeń! Dzięki, mamo! - odkrzyknęłam i jednocześnie wtuliłam się w mojego misia, który zwał się Donald. Dla wielu było to co najmniej dziwne, że w tym wieku śpię z misiem, lecz posiadałam go od małego i nie miałabym serca rozstać się z nim.

- Nie ma dyskusji! Za godzinę idziemy do Rogers'ów! - zawołała lekko oburzona.

Moja mama od zawsze przyjaźniła się z Madeline Rogers. Poznały się w przedszkolu i od tamtego momentu były najlepszymi przyjaciółkami. Niczym papużki nierozłączki. Od kiedy pamiętam, ciocia Mad była wszędzie tam gdzie my. Każde święta, wyjazdy czy wakacje odbywały się z nią. Towarzyszył jej mąż cioci-Josh oraz ku mojemu niezadowoleniu, Archer Rogers. Chłopak z wybujałym ego, tekstami ośmiolatka oraz jednocześnie syn cioci Madeline. Kiedy tylko się urodziłam, czyli rok po Archerze, nasze mamy od razu zaczęły planować nam wspólną przyszłość. Oczekiwały, że się pokochamy, weźmiemy kiedyś ślub i stworzymy im gromadkę wnucząt, przez co w końcu staną się rodziną. Niestety coś im nie wyszło. Od małego siebie nienawidziliśmy. Dokuczaliśmy sobie na każdym kroku, co wszystkich irytowało, ponieważ nie mogli z nami wytrzymać. Byliśmy największymi wrogami, którzy zmuszeni byli spędzić razem całe dzieciństwo. Na szczęście z czasem, kiedy weszliśmy w okres dojrzewania, nasze rodzicielki dały nam więcej swobody i nie musieliśmy się tak często spotykać. Ku moim utrapieniu chodziliśmy razem do szkoły, przez co widziałam przez pięć dni w tygodniu jego osobę na szkolnym korytarzu. Nie mogłam go unikać, ponieważ był szkolną gwiazdą. Kapitan drużyny koszykówki, lep na laski oraz typ z niezmiernie wybujałym ego. Jakie to typowe. Na szczęście nie wpadaliśmy na siebie zbyt często, bo ja wolałam się trzymać na uboczu z moją niewielką grupką przyjaciół. 

- Tess, jak za pięć minut nie zobaczę cię na dole, to nici z twojego wyjścia do kina!

- Już schodzę - mruknęłam, po czym narzuciłam na moje odsłonięte ramiona biały sweter, a stopy włożyłam w kapcie kaczuszki.

Przeczesałam moje brązowe włosy palcami, a następnie skierowałam się w stronę kuchni. Szybko zbiegłam po schodach i po chwili znalazłam się w przytulnym pomieszczeniu, w którym pachniało przepięknie. Uśmiechnęłam się lekko na widok mamy, która stała odwrócona do mnie tyłem i popijała herbatę z jej ulubionego kubka. Wskoczyłam na krzesło barowe, zwracając tym samym jej uwagę. Wzdrygnęła się lekko i odłożyła napój z powrotem na blat.

Joseline White. Moja matka a zarazem najwspanialsza kobieta na ziemi. Miała blond, farbowane włosy, które sięgały jej trochę ponad ramię. Jej niebieskie były piękne oraz zawsze radosne. Posiadała również piękny, biały uśmiech, który z pewnością rozczuliłby nawet największego gbura. Ubrana była w biały kombinezon, na który teraz narzuciła beżowy fartuszek.

- Dłużej się nie dało?

- Dało się, ale postanowiłam nie być wyrodną córką - odparłam, podnosząc kącik ust do góry. - Muszę do nich iść? Wiesz, że się nie się za dobrze nie dogaduje z Archerem, a chyba nie chcesz być świadkiem kolejnej naszej kłótni?

- Tak, musimy coś obgadać, a ty nie spędzisz znów całego dnia, oglądając swój denny serial. Marnujesz sobie życie, dziecko - westchnęła, nakładając mi jednocześnie gofra na talerz. Podała mi go, kręcąc głową na boki. - Ile wy macie lat? Musicie się w końcu pogodzić i przestać się kłócić.

Ideal [W KSIĘGARNIACH]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz