Rozdział 3. Nadzieja matką głupich.

10K 466 301
                                    

Przeczesałam palcami swoje roztrzepane włosy i popatrzyłam za okno. Było biało. Całkowicie. Rzadko miałam okazję widzieć śnieg na własne oczy, w zasadzie to miałam z nim do czynienia trzeci raz w życiu. Kiedy moi rodzice byli jeszcze razem, lubili spędzać święta poza Santa Monica i dwa razy w życiu miałam okazję podziwiać śnieg w Boże Narodzenie. Moją rodzinę od zawsze ciągnęło w miejsca ciepłe i pełne słońca, dlatego większość świątecznych wycieczek odbywała się na głównie na egzotyczne wyspy.

Dzwonek mojego telefonu rozległ się bardzo niespodziewanie i wystraszył mnie na tyle, żebym upuściła szczotkę, którą kilka sekund wcześniej wzięłam do ręki. Wywróciłam oczami i podniosłam się z różowej pufy. Komuś naprawdę musiało nudzić się w sobotni poranek.

— Czego chcesz? —rzuciłam do słuchawki widząc numer Malonea. Byłam głęboko zszokowana faktem, że po swojej wieczornej eskapadzie nie spał już o dziesiątej rano.

— Mogłabyś być odrobinę milsza dla swojego ukochanego braciszka? —Prychnęłam do słuchawki.

Niby formalnie nie byliśmy jeszcze rodziną, a już denerwował mnie tak, jak gdybyśmy wychowywali się razem od zawsze.

— Przyniesiesz mi kubek kawy i tabletki na ból głowy? Pięknie proszę, Audrey. —Rzucił słodko.

— I na co było ci tyle chlać? —Spytałam otwierając drzwi szafy. — Następnym razem nie mam zamiaru w środku nocy wciągać cię na piętro. Będziesz spać na kanapie skazany na poranny gniew mojej matki.

— Mściwa z ciebie dziewczynka. —Parsknął. — To jak będzie z tymi lekami?

— Nie jestem twoją służącą. Spadaj i radź sobie sam. —Po drugiej stronie słuchawki rozległo się ciche jęknięcie, a mi przez chwilę zrobiło się go nawet szkoda. Dlatego mój wzrok mimowolnie powędrował w stronę szuflady biurka, gdzie trzymałam tabletki na wszystkie swoje przypadłości.

— Zrobiłem ci kawę, kiedy ostatnio zaspałaś. — Wypomniał mi, próbując wzbudzić we mnie poczucie winy. — I poczekałem na ciebie, mimo że wcale nie musiałem.

To było doprawdy amatorskie zagranie.

Dlatego się rozłączyłam udając, że miałam w nosie jego samopoczucie. Wystarczyła jednak chwila, abym wyciągnęła opakowanie pigułek przeciwbólowych i zabrała stojącą obok łóżka nie otwartą jeszcze butelkę z wodą. Smętnie opuściłam swoje cztery ściany, podeszłam do drzwi pokoju Malone'a i nim wparowałam do środka, głośno zapukałam.

— Zawsze wiedziałem, że można na ciebie liczyć. — Zachichotał chłopak wyciągając ręce w moim kierunku. — Anioł, nie kobieta. Z niebios mi cię zesłali, Audrey. — Dodał, kiedy nim podałam mu butelkę, chwilę wcześniej specjalnie odkręcając korek, aby nie musiał się z nim męczyć.

— Nie podlizuj się, Mayer. —Wywróciłam teatralnie oczami. — Wisisz mi przysługę.

— Z największą przyjemnością, siostrzyczko. —Pokręciłam głową i skierowałam się do wyjścia. — Maddie kazała mi przekazać ci zaproszenie na domówkę u siebie w domu. Dzisiaj wieczorem.

— Mam już plany. —Rzuciłam krótko. — Następnym razem.

— Ktoś jeszcze robi dzisiaj imprezę? To dziwne, zazwyczaj wiem o takich wydarzeniach. —Stwierdził wyraźnie zaciekawiony przeczesując dłonią swoje ciemne włosy. — Chyba, że tylko tak mówisz, bo znowu próbujesz wykręcić się od spędzania czasu ze mną i moimi znajomymi.

— Czy jestem zmuszona uczestniczyć w każdym aspekcie twojego życia, Malone? —Zapytałam z wyraźnym wyrzutem, na co zareagował prychnięciem.

— Chciałbym cię tylko poznać, Audrey. Niedługo zostaniemy rodzeństwem i uważam, że powinniśmy mieć dobre relacje. Wspólne wyjścia zdecydowanie by mi to ułatwiły.

𝐓𝐡𝐢𝐧𝐤 𝐥𝐢𝐤𝐞 𝐚 𝐤𝐢𝐥𝐥𝐞𝐫;Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz