Rozdział 1. Zgrywać frajera, żeby złapać frajera.

15.3K 639 497
                                    

·.·.·'¯'·.··. Perspektywa Audrey ·.·.·'¯'·.··.

Nigdy nie sądziłam, że ktoś otwarcie będzie w stanie nazwać mnie wścibską gówniarą.
To prawda. Interesowały mnie nowe rzeczy i chciałam poznać otaczający mnie świat. Nie użyłabym jednak stwierdzenia „wścibska". Zdecydowanie bardziej pasowało do mnie "ciekawska".
Od dziecka uwielbiałam rozwiązywać zagadki, łamigłówki i wszelkiego rodzaju tajemnice. Mogłabym posunąć się nawet do stwierdzenia, że przejrzenie psychiki dowolnego człowieka nie sprawiało mi trudności. Podchodziłam do tego jak do układania puzzli.
Po kolei, z niesamowitą dokładnością analizowałam mimikę oraz gesty. Potem wyszukiwałam najprawdopodobniejszą traumę, jaka pasowała mi do schematu jego zachowań, a na końcu poddawałam go testowi. Ostatecznie zawsze wygrywałam. To był mój przepis na sukces.
Manipulowanie, kantowanie oraz popularność. Stałam się graczem, aby nikt nie mógł ze mną pogrywać.
Mój pierwszy tydzień po przeprowadzce z mamą do jej nowego chłopaka, do Cannon Falls był jednak całkowitą porażką. Tęskniłam za domem, tęskniłam za przyjaciółkami, tęskniłam za tamtejszym klimatem, za starą szkołą, za cheerleadingiem, a nawet za nauczycielką matematyki.
Miałam wrażenie, że Kalifornia była moim miejscem na ziemi. Kochałam Santa Monica całym swoim nastoletnim sercem, bo to właśnie tam znajdowało się całe moje dotychczasowe życie. Jako ludzie, jesteśmy zazwyczaj dość leniwymi istotami.
Tam już wygrałam. W nowym miejscu dopiero musiałam zarzucić sieć i rozpocząć na nowo budowę mojego imperium.
Mimo że Cannon Falls High School już pierwszego dnia zafundowało mi popularność, to nie była ona taka, jakiej oczekiwałam.
Zamieszkując pod dachem Morgana Mayer'a, który należał do miejscowych elit społecznych, stałam się automatycznie obiektem zainteresowania całego miasta. Byłam „kolejnym dzieckiem", tego wspaniałego człowieka oraz co najważniejsze przyrodnią siostrą Malone'a Mayera.
Chłopak był miejscową gwiazdą, cholernie gorącym graczem hokeja, idealnym brunetem o ciemnoniebieskich oczach i śnieżnobiałym, czarującym uśmiechu. Gdyby nie fakt, że wkrótce miał stać się moim starszym bratem, śmiało mogłabym stwierdzić, że wyglądał i zachowywał się jak mój wymarzony chłopak z Kalifornii, z którym z dosyć oczywistych względów musiałam się pożegnać.
Sytuacja, w której oboje się znaleźliśmy była bardzo ciężka i o ile idealny Malone miał wsparcie ze strony swoich przyjaciół, to o tyle moi byli oddaleni ode mnie o co najmniej dziewięćset kilometrów.
Nie mogłam powiedzieć, że czułam się odrzucona — bo tak nie było. Cały pierwszy tydzień w szkole byłam pod opieką Malone'a albo któregoś z jego znajomych. Przez czas mogłam bez problemu do nich zagadywać i siadać z nimi na stołówce.
Więc pewnie zapytacie, o co mi tak właściwie chodzi, skoro już w pierwszym tygodniu szkoły miałam wszystko, na co niektóre dziewczyny pracują całe liceum?
Nigdy nie chciałam czuć się doczepką.
To byli przyjaciele Mayera, a nie moi. Nie lubili mnie, bo byłam sobą, lubili mnie, bo byłam jego przyrodnią siostrą.
Nikt nie chciał poznać Audrey Mistmoore, wszyscy chcieli poznać nową, przyrodnią siostrę miejscowej szkolnej gwiazdy.
Nienawidziłam żyć w cudzym cieniu. Marzyłam o tym, żeby wrócić do Kalifornii, gdzie byłam tą Audrey, która wracała do domu po nocach, którą zapraszano na wszystkie imprezy, a chłopcy z drużyny ślinili się na jej widok, chociaż doskonale wiedzieli, że moje serce od dawna należało do Azriela Westona. Chciałam znowu żyć w tej rzeczywistości, gdzie moje przyjaciółki i koleżanki nie piszczały na widok mojego przyrodniego brata, a potencjalnie przyszły chłopak nie bał się do mnie zgadać w obawie o to, że ktoś oprócz mnie samej złamie mu kiedyś nos.
Chciałam znowu być na pozycji tajemniczej Królowej Pszczół.
Prawdopodobnie jedyną osobą, mogącą jawnie konkurować z Malonem o koronę szkoły był Kayden Delaurentis.
Często widywałam go albo mijałam się z nim na korytarzach. Wszyscy — z wyjątkiem mojego przyrodniego brata, trzęśli przed nim majtkami, składali pokłony lub zachowywali się, jakby chłopak rzucił na nich jakiś czar.
Kayden był wysokim brunetem, którego włosy, często znajdowały się w całkowitym nieładzie. Ciemne tęczówki chłopaka, jednym spojrzeniem, potrafiły rozbić człowieka na kawałki i sprawić, aby błagał o więcej. Był wysportowany, piastował miejsce kapitana drużyny, miał swoje własne kółeczko adoracji, a wszystkie możliwe problemy na pierwszy rzut oka był zdolny rozwiązać jednym słowem.
Przynajmniej tak postrzegali go inni. Ja od samego początku wiedziałam, że skrywał więcej tajemnic, niż mogło się komukolwiek wydawać.
Zanim przekroczyłam próg Cannon Falls High School, Mayer poinstruował mnie i dał ultimatum. Miałam odrzucić i skreślić Kaydena Delaurentisa już na samym starcie. Inaczej, według mojego przyrodniego brata, mogłam pożegnać się z życiem towarzyskim oraz czymś przypominającym,"złotą tarczę", jaką chciał nade mną rozłożyć. Obiecał mi pomoc w odnalezieniu się w zamian za niechęć do człowieka, którego nawet nie znałam.
To był dla mnie wystarczający dowód na to, że Malone Mayer mieszkający zaledwie pokój ode mnie był niezdrowo świrnięty i miał stos kompleksów schowany pod materacem.
Cóż, przystałam na jego propozycję, z myślą, że przecież i tak ostatecznie prędzej czy później będę robiła wszystko po swojemu. Potrzebowałam tylko trochę czasu, który miało dostarczyć mi zachowanie mojego przyrodniego braciszka.
Nie mogłam patrzeć w stronę Kaydena, nie mogłam z nim rozmawiać, nie mogłam o nim myśleć. Najlepiej byłoby, gdybyś całkowicie wyparła ze swojej świadomości fakt istnienia chłopaka.
Jeśli złamałabym, chociaż jedną z ustalonych zasad Malone obiecał mnie wykluczyć i dopilnować Lubiłam wyzwania. Zastanowiłam się przez chwilę, czy nie bawiłabym się wyśmienicie powolnie podkopując jego obrzydliwe wysokiego ego, jednak coś mówiło mi, że Morgan i moja matka, nie byliby z tego zadowoleni.
Miejscowe liceum nie było ogromne, ale spokojnie mieściło ponad pięciuset uczniów. Wszystko kręciło się tam wokół hokeja i jazdy na lodzie, co z góry wykluczyło mój udział w tej dziedzinie szkolnego życia.
Dlatego musiałam też znaleźć sobie jakieś inne, odrobinę mniej związane z zimą sportami. Znajomi mojego brata byli całkiem mili, ale nie było mowy o zawiązaniu się głębszych przyjaźni, kilka osób, które poznałam w ciągu tygodnia, wydawało być się całkiem w porządku, ale nadal nie potrafiłam do końca odnaleźć się w ich towarzystwie.
Brakowało mi moich przyjaciółek, gorącego słońca i tętniących życiem ulic Kaliforni.
Moja mama była szczęśliwa i starała się pokazywać mi to na każdym kroku. Zyskała status przyszłej żony cenionego prawnika, który prowadził własną, doskonale prosperującą kancelarię adwokacką, nowy, ogromny dom oraz sama znalazła sobie doskonale płatną pracę. Miała mnie jako pseudo dowód swojej kobiecości i Malone'a jako syna, którego zawsze chciała mieć.
Jej życie było idealne.
Przynajmniej jej się udało.
Przez cały weekend przed moim trzecim tygodniem w nowej szkole, miałam już dwa zaproszenia do kina i jedno, na małą imprezę nad ogrzewanym basenem. Żadnego z nich nie przyjęłam i całe dwa dni, spędziłam na oglądaniu seriali i rozmowach ze swoimi przyjaciółkami.
Przez moje szczególne, wrodzone zdolności zawsze należałam do grupy popularnych dzieciaków. Zarówno w Kalifornii, jak i Minnesocie udawało mi się przekręcać każdą z sytuacji na moją korzyść.
W Santa Monica była tylko jedna grupka popularnych dzieciaków, która trzymała się razem i, mimo że nie wszyscy pałali do siebie, szczególnie ciepłym uczuciem, to zawsze stawaliśmy za sobą murem.
Natomiast w Cannon Falls, popularne dzieciaki, były podzielone na dwa obozy.
Do pierwszego, należał Malone razem ze swoją dziewczyną Madeline, która była przedstawicielką miejscowych cheerleaderek. Do grupy należał również Regan Sidney będący miejscowym przewodniczącym, Logan Blue, który był najlepszym przyjacielem mojego brata oraz kilku innych hokeistów, których imiona niekoniecznie potrafiłam zapamiętać.
Druga grupa wydawała się być dla mnie o wiele bardziej specyficzna. Delaurentis, mimo moich wielu dziwnych wyobrażeń, wcale nie miał aż tak wielu przyjaciół. Kayden Delaurentis, Lucius Sullivan, Nathaniel Madlock, Valentino Bryant i Preston Altman byli nierozłączni. Chociaż kompletnie się od siebie różnili, to widziałam, że dogadywali się ze sobą cholernie dobrze. Czasami, kiedy Malone nie patrzył, przyglądałam się im z zaciekawieniem i próbowałam ustalić, który z nich jest tym chłopakiem, z którym mogłabym spróbować się dogadać w najbliższej przyszłości.
Przez tamten weekend, starałam się podbudować swoją samoocenę oraz pewność siebie, które przed przeprowadzką były zdecydowanie wyższe. W Kalifornii wpisywałam się we wszystkie cenione kanony piękna.
Moja drobna postura, opalona skóra, ciemne, bardzo długie włosy, dziewczęcy styl, brązowe oczy i pełne usta, teraz wyróżniały mnie jedynie z tłumu, ale nie miałam wrażenia, że w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Byłam ładna i świadoma tego, jak wyglądam. Cannon Falls i panujące w nim standardy piękna powodowały, że przestawałam czuć się dobrze we własnym ciele.
W poniedziałek rano wszystko wszystko wydawało mi się być tak samo nudne i szare, jak w poprzednich tygodniach. Wstałam rano równie zmęczona, co zazwyczaj, umyłam się, związałam włosy w kucyka i pomalowałam się. Zamiast narzucić na siebie koszulkę i jeansowe spodenki, które były dotychczas moimi podstawowymi częściami ubioru i po raz kolejny musiałam dostosować się do deszczowej, chłodnej pogody.
Wciągnęłam na tyłek czarne, ogrzewane legginsy i golf w tym samym kolorze. Następnie zeszłam na dół, zabierając wszystkie swoje rzeczy, łącznie z telefonem. Po drodze wstąpiłam do kuchni, gdzie Malone i jego ojciec kończyli jeść śniadanie. Przywitałam się z nimi skinieniem głową, a potem pozwoliłam sobie na niewtrącanie się w ich zaciętą dyskusję o tym, na jaki uniwersytet uda się mój przyszły przyrodni brat, kiedy już skończy czwartą klasę.
Zajęłam się swoimi sprawami, które ani trochę nie wpisywały się w priorytety tamtej dwójki, w tamtym momencie. Napełniłam swój kubek termiczny kawą, przy okazji robiąc sobie dwa tosty, które miały posłużyć mi jako śniadanie.
— Zaraz wyjeżdżamy, pospiesz się. — Rzucił Malone, kiedy zaczynałam jeść drugiego tosta. Miałam szczerą ochotę pokazać mu środkowy palec.
Nie chciałam umrzeć w tak młodym wieku, zwłaszcza poprzez zadławienie się, które z całą pewnością czekałoby na mnie, gdybym zaczęła jeść jeszcze szybciej.
Upiłam spory łyk kawy z różowego kubka i wyszłam do przedpokoju, gdzie brunet zarzucał na swoje ramiona jeansową kurtkę z białym kołnierzykiem. Przejechałam po ustach czerwoną pomadką i wyminęłam go w drzwiach.

𝐓𝐡𝐢𝐧𝐤 𝐥𝐢𝐤𝐞 𝐚 𝐤𝐢𝐥𝐥𝐞𝐫;Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz