ZWÓJ 5

78 4 2
                                    


Wąż

To stało się tak szybko, jak gdyby w pałacowej sali rozgrywano przygotowaną wcześniej sztukę.

Niewolnica tańczyła z wężami, błogosławiąc lub przeklinając tłum. Tanecznym, wyuzdanym, półświadomym krokiem zbliżyła się do tronu, a wtedy, jak na zawołanie, jej czarna kobra zsunęła się na ziemię. Mundani przywarł do oparcia tronu, rozchylając komicznie usta. Wąż przypatrywał się mu chwilę, po czym z szybkością błyskawicy zatopił kły w jego prawej stopie. Król wydał z siebie zduszony krzyk. Subira zatrzymała się i cofnęła lekko.

— Wasza Wspaniałość! — Strażnik stojący najbliżej rzucił się na pomoc. Uniósł włócznię i nabił na nią wijącego się węża. Subira syknęła przeraźliwie. Wambua uchwycił ją za wolne ramię. Odpowiedziały mu jej dzikie, niespokojne oczy. Była gotowa się bronić, gryźć i kopać, jak każde zwierzę, które znajdzie się w niebezpieczeństwie. Wambua trzymał ją mocno i ostrzegawczo, zapewne sprawiając jej ból.

Z rany na stopie Mundaniego zaczęła wypływać krew. Ciemnoczerwone plamy wyciekały na posadzkę. Sam król trząsł się jak w gorączce, a na jego czole wystąpiły kropelki potu.

— Ja nie... Bogowie... — mamrotał. — Bogowie, ratujcie!

Wokół tronu pojawili się członkowie rady, przekrzykując między sobą polecenia lub wskazówki, ale to na brata Mundani spojrzał. Jego oczy były szeroko rozwarte i przerażone, jak u małego chłopca.

— Ratuj! — wykrzyknął.

Nikt cię teraz nie uratuje, Mundi — pomyślał Wambua. Zebrani w sali także zaczęli krzyczeć o pomoc lub odmawiać modlitwy. Ale na to było już za późno. Jad rozchodził się po całym ciele króla i choć strażnicy obwiązywali ranę materiałem, starając się zatamować krwawienie, śmierć już zaciskała palce na jego ramionach. Była czarna jak węgiel i koścista, z twarzą ukrytą za upiorną maską. Mundani trząsł się coraz bardziej, jego oczy się zaszkliły, a oddech stał się płytki i urwany.

Po kilku uderzeniach serca osunął się na ziemię, jak bezwładna lalka odziana w złotą szatę. Zamknął oczy i już więcej ich nie otworzył. W sali narastał coraz większy chaos, przypominając rój szarańczy. Wambua dalej trzymał ramię Subiry, wiedząc, że zaraz zostanie oskarżona i zakatowana przez królewskich strażników.

Ten głupiec igrał z ogniem, a on właśnie go poparzył...

Bogowie jednak byli okrutni...

Bogowie. To słowo miało moc.

— Spokój! — ryknął Wambua, występując na środek sali. Był potężnie zbudowany i zawsze budził respekt. Tłum na moment zamilknął. Mężczyzna przymknął z żalem powieki. — Mój brat umarł, pokąsany przez węża. Ale czyż to nie on kazał sprowadzić Królową Węży do pałacu, czy to nie do niego przemówili bogowie?

Ludzie patrzyli na niego wyczekująco, nie rozumiejąc, do czego zmierza. Buru, jeden z rozsądniejszych członków rady, sprawiał wrażenie, jakby chciał zaprzeczyć.

— Ta dziewczyna — Wambua wskazał na Subirę, która stała nieruchomo, przyciskając do piersi dwa żyjące węże — została dotknięta przez bogów, słyszeliście na własne uszy. To oni nakazali jej kobrze zsunąć się z ramienia i pokąsać mego brata. To błogosławieństwo, ofiara, by powstrzymać suszę! Taka była wola bogów. Okrutna, ale konieczna! Ukorzmy się przed nią!

Tłum spoglądał zaskoczony na to na Wambua, zdecydowanego, pełnego powagi i zapału, oraz Subirę, nieokiełznaną i niepojętą. Członkowie rady szeptali między sobą, nie zgłosili jednak żadnych uwag.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Dec 27, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Królowa WężyWhere stories live. Discover now