can't get used to losing you

418 51 0
                                    

Gdyby ktoś na samym początku powiedział mu, że tak właśnie potoczy się ta historia, roześmiałby się głośno i uznał swojego rozmówcę za skończonego idiotę.

Zamiast śmiechu towarzyszyły mu jednak ciche łzy spływające po jego policzkach, gdy leżał w nocy na łóżku i wpatrywał się w ciemnościach w sufit swojego małego pokoju. Odnośnie zaś idiotów...

Był w jego życiu jeden. Do tego był on zarozumiałym durniem, największym, jakiego tylko spotkał.

Merlin kochał go całym sercem, które z każdym dniem rozpadało się na coraz mniejsze kawałki.

✻ ✻ ✻

Największy problem polegał na tym, że nie potrafił być zły. Chciał. Och, jak bardzo chciałby być wściekły na wszystkich i na wszystko, wyzywać niesprawiedliwość świata, rzucać różnymi przedmiotami w ściany i z satysfakcją przyglądać się, jak zniszczone upadają na podłogę.

Nie potrafił.

Nie tylko dlatego, że Arthur częściej się uśmiechał, że był łagodniejszy i wyraźnie z nią szczęśliwy. Zakochany.

Nie potrafił być zły, ponieważ to była Gwen. Jedna z jego najbliższych przyjaciółek, którą traktował jak siostrę. Najmilsza i najwspanialsza osoba, jaką kiedykolwiek poznał. 

Za każdym razem, gdy widział ich pełne miłości spojrzenia bądź gdy słyszał pełne uczucia rozmowy, niewidzialna pętla coraz mocniej zaciskała się wokół jego serca. Nieraz powstrzymywał łzy, które mimowolnie zbierałby się w jego oczach. Powtarzał sobie to nic takiego, nie płacz. 

Cierpiał w ciszy i samotności, bo tak było lepiej. Bo chociaż chciał być zły, nie potrafił. Bo Arthur był szczęśliwy, a to było najważniejsze.

Jego uczucia nie miały znaczenia.

✻ ✻ ✻

Gdy tylko uświadomił sobie naturę swoich uczuć, wiedział, jak to się skończy. W końcu w życiu Arthura nie było dla niego miejsca. Nie było miejsca dla jego miłości.

Postanowił więc nic nie zmieniać. Być jego przyjacielem, powiernikiem, obrońcą. Stać w cieniu, podczas gdy Arthur promieniał w świetle. Przyglądać się z boku, gdy zapraszał do tego światła Gwen.

Ich miłość była całym światem; Merlin był zagubionym głosem w nicości. Malutkim płomieniem szybko zgaszonym przez wiatr, w niczym nie dorównującym blaskowi gwiazd, którymi byli Arthur i Gwen. Ginął w ich towarzystwie, pozostawał niezauważony w obliczu łączącego ich uczucia.

Wiedział, że tak to się skończy, ponieważ w życiu Arthura nie było miejsca na jego miłość. Wiedza ta nie oszczędziła mu jednak bólu.

Nie uratowała go przed utonięciem.

✻ ✻ ✻

Czas mijał. Wszyscy w Camelocie szli przed siebie, nie zatrzymując się nawet na sekundę, nie oglądając się wstecz.

Merlin stał w miejscu.

Ciężar przygniatający jego serce z każdym dniem ważył coraz więcej. Każdy uśmiech był coraz bardziej wymuszony, każdy śmiech - coraz mniej szczery.

Arthur i Gwen to zauważyli. Widział ich zaniepokojone spojrzenia, słyszał pełne troski pytania, czy wszystko w porządku.

- Dlaczego miałoby nie być? - odpowiadał za każdym razem.

Merlin tonął, z każdym dniem był coraz bliżej dna. Nie miał zamiaru zabrać ich ze sobą. W końcu na tym polegała jego rola - chronił Arthura przed wszelkimi niebezpieczeństwami, a odkąd ten zakochał się w Gwen, jego tarcza objęła również ją.

Tym razem musiał ochronić ich przed samym sobą, ponieważ czas mijał, a Merlin stał w miejscu.

✻ ✻ ✻

Arthur Pendragon nigdy nie należał do Merlina, podobnie jak Merlin nigdy nie należał do Arthura Pendragona. Każdego dnia miał on jednak wrażenie, jakby tracił go na nowo. 

Żyła w nim, gdzieś bardzo głęboko, malutka iskierka nadziei, zbyt uparta, by się poddać. Zawsze szybko zostawała uciszana. Nie powstrzymywało jej to przed powrotem.

Tego dnia nawet ona zniknęła na zawsze.

Gdy w tych ostatnich momentach trzymał Arthura mocno w swoich ramionach, gdy słuchał zachrypniętego głosu swojej największej miłości wypowiadającego ostatnie słowa, rozważał przez chwilę, czy nie wyznać prawdy. 

Powstrzymał się, ponieważ wiedział, że w śmierci Arthura, podobnie jak w życiu, nie było miejsca dla jego uczuć. 

Arthur Pendragon odszedł nie wiedząc o uczuciach Merlina. I chociaż myślał, że każdego dnia tracił go na nowo, Merlin przekonał się, jak bardzo się mylił, gdy patrzył na odpływającą łódkę.

Dopiero wtedy tak naprawdę go stracił.

Być może Arthur nigdy nie należał do Merlina, lecz Merlin należał do Arthura.

Razem z królem spłonęło jego serce.


can't get used to losing you ¦ merlinWhere stories live. Discover now