7. Czar prysł

541 29 5
                                    

Armiego budzi miarowe gładzenie jego przedramienia, wzdłuż lini nabrzmiałych żył. Słońce jeszcze nie wstało, jakby chciało dać szansę kochankom na ucieczkę, a cień księżyca zagląda im w okno.
- Nie możesz spać? - pyta nie otwierając oczu
- Mogę
- Ale nie chcesz?- uśmiecha się
- Ale nie chce- odpowiada mu uśmiechem, jednak mina szybko mu rzednie- a powinienem
- Nie zamartwiaj się. To ja jestem za to odpowiedzialny, bo to nie ty...- nie chce tego mówić głośno żeby chłopak od niego nie uciekł
- Nie mam, ale wiem o Liz i Harper, więc jestem za to wszystko tak samo odpowiedzialny jak ty- przestaje zajmować się żyłami starszego i siada na brzegu łóżka ze zpuszczoną głow
- Nie wiem czy dam radę oszukiwać siebie i innych
- Ja też, boje się tego...wszystkiego- łapie koszulkę na plecach Elio i kładzie go na swojej piersi - ale ty jesteś... nie wiem jak to określić ...
- Irytujący? Natrętny? Absorbujący? - mruczy wtykając twarz w zagłębienie pomiędzy szyją, a obojczykiem starszego, na co ten przymyka oczy i kładzie głowę na brązowych lokach
- Uzależniający od pierwszego wejrzenia -szepcze przykrywając ich kocem i zaraz po tym dostaje w odpowiedzi wilgotny pocałunek w szyję, a ręka Elio znowu wraca na jego przedramię
- Chciałbym nikogo nie skrzywdzić; tak bardzo chciałbym żeby nikt przez to nie cierpiał- głos mu się załamuje
- Uwierz, że ja też, nawet nie wiesz jak bardzo- i chociaż głos niczego nie zdradza, to z oczu już płyną cienkie strumyczki łez, które tamuje powracający sen.

Deja Vu. Był Armie i nie ma Armiego. Może to wszystko mu się tylko przyśniło? Ti wychodzi na taras żeby się ogrzać. Noc spędzona pod samym kocem nie była dobrym pomysłem, szczególnie, że deszcz mocno ochłodził powietrze. Po chwili na podjazd wjeżdża czarny mercedes z logiem miejscowej wypożyczalni na boku. Kiedy drzwi się otwierają chwilową konsternację zastępuje niedowierzanie i krótka, ale silna fala rozpaczy. Wysoka brunetka o figurze modelki, omiata spojrzeniem fasadę budynku spoza ciemnych okularów, a kiedy jej wzrok napotyka Elio, ściąga je i mówi z uśmiechem:
- Ach, to chyba o tobie tyle słyszałam, Timothée prawda? Miło cię w końcu poznać! - a on nie jest w stanie nic odpowiedzieć, gardło i serca ma  ściśnięte przez imadło smutku, który szybko może przerodzić się w szloch.
Od odpowiedzi wybawia go Hammer.
- Elizabeth?! Co ty tu robisz?-  w jego głosie słychać  niedowierzanie i nutę wyrzutu pomieszanego z zawodem. Mężczyzna staje kilka metrów przed żoną trzymając w jednej ręce sok dla Ti, a w drugiej kawę dla siebie.
- Ładnie witasz się z żoną, nie cieszysz się? - pyta rozżalona
- Cieszę się, oczywiście, że się cieszę - nerwowo przełyka ślinę i sili się na uśmiech - tylko nie spodziewałem się ciebie tutaj
- Niespodzianka!- podchodzi i obejmuje go, na szczęście nie musi odpowiadać tym samym bo ma zajęte dłonie- jestem wykończona, mogłabym się u ciebie chwilę zdrzemnąć?
- Jasne, chodź, zaprowadzę cię
Oboje znikają w środku, a po chwili Elio słyszy ich kroki i stłumione głosy w sąsiednim pomieszczeniu
- Proszę, śpij ile chcesz na pewno miałaś długą podróż. Kiedy wstaniesz to najprawdopodobniej mnie nie będzie, bo mamy zapowiedziane zdjęcia w miasteczku
- Dziękuje kochanie- słychać trzeszczenie łóżka
- Śpij dobrze Liz- odpowiada i po chwili słychać zamykające się drzwi
Ti oczywiście nie jest w stanie ruszyć się z miejsca.  Kiedy słyszy, że do pokoju ktoś wchodzi jest w stanie jedynie odkleić ręce od balustrady i odwrócić się, przyklejając do niej plecy. Nie było mu  jak dotąd dane zobaczyć Armiego w takim stanie, jego skóra jest stanowczo jaśniejsza od stanowczo za jasnych włosów, a oczy chcą uciec z oczodołów. Całokształt jego niezdrowego wyglądu przyciąga młodszego jak magnez; Ti wyrywa Hammera z letargu i ostrożnie sadza na skraju łóżka.
- Chyba dopiero teraz dotarło do mnie co narobiłem- zamglone oczy szukają wybawienia w spojrzeniu drugiego, ale zamiast tego odnajdują lustrzane odbicie swoich uczuć.
- Nie, nie nie- wstaje i zamyka go w ciasnym uścisku - ja nie wiedziałem, że tak to na ciebie wpłynie. Tak strasznie cię przepraszam...- obejmuje twarz chłopaka, ociera jego łzy kciukami i składa długi, namiętny pocałunek na jego drżących ustach
- Nie mogę patrzeć na to jak cierpisz, tym bardziej, że to ja jestem jego powodem. Musimy to przerwać zanim będzie za późno...
- Już jest za późno, doskonale o tym wiesz
- Chciałbym, żebyś był z kimś kto może dać ci to wszystko czego ja nie mogę, bo  nikt nie zasługuje na to tak bardzo jak ty. Jesteś zbyt wyjątkowy żeby to wszystko znosić
- Tylko, że ja nie chce przeżywać tego wszystkiego z kimś innym, bo to już nie będzie w żaden sposób wyjątkowe i takie jak bym chciał. Poczekam. Nie myśl, że chcę cię zmusić do porzucenia rodziny, bo to by była najpodlejsza rzecz na świecie, ale jeśli kiedyś twój los potoczy się tak, że będziesz sam i będziesz mnie potrzebował to ja będę na ciebie czekał. Chce po prostu żebyś był szczęśliwy, a ja jakoś sobie poradzę, jak zawsze zresztą- uśmiecha się przez łzy
- Dziękuję- Armie całuje go ostatni raz i wychodzi ocierając tym razem własne oczy.
Cała irracjonalność sytuacji nadal nie dociera do Ti. Wydaje mu się, że to wszystko ma miejsce obok niego, bo z powodu niedorzeczności jest wręcz nierealne. Właśnie leży w łóżku, które tej nocy dzielił z meżczyzną, którego żona właśnie śpi w pokoju obok. Może przydarzyć się coś bardziej pokręconego? Nie sądzę. Nadal przepełnia go smutek, ale gdzieś tam głęboko w środku ma nadzieje i czuje, że to nie może się tak skończyć.
*************************************
Także no, nie poszło
Nie bijcie
Komentujcie, szczególnie jeśli ktoś ma jakieś uwagi, albo ciekawe pomysły względem fabuły  ;)

Call me if you want Where stories live. Discover now