3. Słońce w mroku

790 47 8
                                    

Timi nie mógł się już doczekać nocnych zdjęć, kiedy stał oparty o samochód i przyglądał się całującej się parze na podjeździe. Ta sytuacja onieśmielała go, w końcu był zmuszony odwrócić wzrok i zająć myśli czymś innym.
Niespodziewanie czymś innym okazała się być Marzia, ale nie było to najlepsze odwrócenie uwagi jakiego mógł się spodziewać.
- Świetnie do siebie pasują, prawda? Mogłaby być jego drugą żoną- ogrom entuzjazmu dziewczyny dorównuje ogromnym, wytrzeszczonym oczom Ti.
-Co?- duka bez zastanowienia
- Myślę, że Liz ma konkurencję -gałki oczne chłopaka, mają właśnie ogromną ochotę zapytać, czy jest pewien, że są one w jakikolwiek sposób przytwierdzone do oczodołów, bo nie chcą skończyć w piachu na podjeździe.
- Nie mówisz poważnie...- halo? Mógłby nas ktoś wsadzić na miejsce?
- Oczywiście, że nie głupku- wybucha gromkim śmiechem, chciaż jemu ani trochę nie jest do śmiech, co nie umyka uwadze reszty- myślałam, że masz o mnie lepsze zdanie- puszcza oczko- i nie przypuszczałam, że kwestia małżeństwa pięknego tak cię interesuje- intensywność jej wzroku sprawia, że teraz, oczy chłopaka właściwie nie miałyby nic przeciwko leżeniu w gorącym piachu
- Nie interesuje mnie, ale byłbym zaskoczony gdyby Armie był w stanie zaprzepaścić swoje małżeństwo, dla romansu z koleżanką z planu- mimo suchości w ustach, Ti dzielnie się broni
- Po czym wnioskujesz? Tak dobrze się znacie?- teraz do gałek ocznych na podjeździe chętnie dołączyłby mózg
-Nie, nie znamy się zbyt dobrze, po prostu wygląda na porządnego faceta. Nigdy nie miałaś przeczucia, że ktoś jest dobrym człowiekiem? - był zmieszany, teraz jest zły, a nie taki był zamysł brunetki. Wsiadając do samochodu zamyka z hukiem drzwi, co jest jasnym sygnałem dla dziewczyny
- Myślałam, że ty jesteś... - burczy odchodząc
******
- Widzę, że zacieśniacie z Mar więzi- blondyn sili się na uśmiech siadając z przodu i zerka na Ti w lusterku
- Nie nazwałbym tak tego...- ucina ze wzrokiem utkwionym gdzieś w oddali.
Samochód odjeżdża z podjazdu by po chwili się zatrzymać, na sygnał reżyser oznajmiający koniec seceny. Zabytkowe auto cierpi kolejny raz, a Elio żwawo rusza w stronę wody.
Jeśli ktoś chciałby odtworzyć jego drogę, to zrobi to bez najmniejszego problemu. Chalamet postanowił ją oznaczyć elementami swojej garderoby, tylko bielizna ciasno przylega do jego ciała, zamiast blaknąć na piasku jak reszta jego ubrań.
Zimna woda pomaga mu się pozbierać, a oczy i zwoje mózgowe biegną z podjazdu na swoje miejsce, oczywiście zwinnie omijając przeszkody pozostawione przez ich właściciela.
-O co ci chodzi głupku- gani się- zachowujesz się jak rozchisteryzowana trzynastolatka, w dodatku zupełnie bezpodstawnie!- nabiera duży haust powietrza, zanurza się najgłębiej i najdłużej jak jest to możliwe.
- Muszę ją przeprosić...- kończy już spokojniej, lecz nadaj dosyć głośno i zawiesza wyrok na wycieczkowcu, niknącym za choryzontem wraz z zachodzącym słońcem.
- Kogo powinieneś przeprosić?
Skóra kurczy się na nim, jeszcze zanim zdąży się odwrócić, by upewnić się o tym, czego i tak jest już pewien.
- Długo tu stoisz?- wzdłuż kręgosłupa przebiega mu stado maleńkich mrówek, a na rzęsy miarowo spadają krople z poskręcanych loków, zamazując pole widzenia.
- Wystarczająco- uśmiecha się do niego półgębkiem, a przez niebieskie tęczówki przemyka błysk dobijającego się słońca i czegoś jeszcze- wychodź już, wystarczy, zmarzniesz
Seria półsłówek wydaje się Ti dziwnie wypełniona troską, ale skupia swoją uwagę na rzeczach przewieszonych przez ramię mężczyzny
- Dziękuję, że pozbierałeś moje rzeczy- zawstydza się i spuszcza wzrok na lekko sine końce swoich palców
- Pomyślałem, że w pośpiechu mogłeś zapomnieć, że będą ci jeszcze potrzebne - obdarza go, pełnym, ciepłym uśmiechem i wyciąga w jego stronę koszulkę.
- Tak, umknęło mi- zawstydzenie nie mija
Armie patrzy jak powoli wychodzi na brzeg, a krople morza spływają strumieniami
po jego ostrej szczęce,
grdyce,
wystających obojczykach,
szczupłych ramionach, łącząc się rownolegle z wystającymi żyłami przedramienia i powracając wzdłuż palców tam gdzie ich miejsce;
pozostałe żłobią sobie koryto, pośrodku delikatnie zarysowanych mięśniach brzucha,
na chwile nikną w bokserkach tylko po to by zaraz pojawić się na smukłych udach, które oprócz wody pokrywa gęsia skórka
- Moglibyśmy zachować to dla siebie? - pyta, ubierając przesiąknięty ciepłem Olivera T-shirt, jednocześnie przymykając na chwilę powieki
- Nie miałem innego zamiaru- odpowiada z rozszerzonymi źrenicami nieco, nieobecnym głosem i zatrzymuje spojrzenie na fioletowych opuszkach
- Mówiłem, że będzie ci zimno, woda oprócz emocji wyciąga też ciepło...- bierze jego drobne, kruche i lodowate dłonie między własne, obszerne, bezpieczne i emanujace ciepłem; a gęsia skórka zamiast znikać, pokrywa teraz nawet czubki uszu młodszego.
I stoją tak bardzo krótko, może kilkanaście sekund, towarzysząc jednocześnie ostatnim promieniom słońca, witając tym samych nadchodzący mrok, który nie może dotknąć, tylko tego co właśnie się w nich rodzi.

*************************************
Mam nadzieję, że wyszło całkiem dobrze, dajcie znać w komentarzach co o tym myślicie ;)

Call me if you want Where stories live. Discover now