Podróżnik zasnął, ściskając w dłoni naszyjnik, świecący błękitną poświatą. Dostał go od kupca, gdy opowiadał o tym, że ma zamiar wyruszyć na wschód, aż do jeziora Huevo, a tam wypłynąc na spotkanie z syrenami. Handlarz twierdził, że może mu się przydać, ponieważ we fiolce zamknięte są łzy istot zamieszkujących głebiny. Soonyoung przyjął prezent bez słowa sprzeciwu. Jeżeli to miało pomóc mu odnależć syreny, byłby zdolny zapłacić trzykrotność prawdziwej wartości, a skoro zaoferowano mu fiolkę za darmo, dlaczego miałby nie skorzystać z okazji? Zawiązał rzemyk wokół szklanego naczynka i zrobił supeł na zamknięciu, po czym przewiesił tak stworzony naszyjnik przez szyję i nigdy przenigdy nie zdejmował. Bał się, że go stłucze lub zgubi.

Jak zwykle, Soonyoung nie pamiętał żadnego ze swoich snów. Może to i dobrze, ponieważ najczęściej bywały to te prorocze, niektóre przyjemne, niektóre mrożące krew w żyłach. Czuł się w nich jak zwierzyna, na którą ktoś poluje i nie ma zamiaru odpuścić. Jak zając, którego myśliwy upatrzył sobie na obiad. Jednak udało mu się kiedyś wyśnić czerwonowłosą istotę, nie do końca wiedział, co to było. Miało piękne, szmaragdowe oczy i uśmiech godny samej królowej Yeojin. To coś ciągnęło go ku sobie, zawiązało pętle wokół szyi podróżnika i zmuszało go do przyjścia do tego.

Mimo braku snu chłopak obudził się spocony i zdyszany. Pomyślał, że zapewne znowu śniło mu się, że przed czymś ucieka (na przykład przed pustelniakiem). Usiadł na krawędzi łóżka i przetarł twarz dłońmi. Westchnął cicho i rozejrzał się dookoła, ponieważ wieczorem nie zdążył tego zrobić. Na dębowych ścianach widać było strużki zaschniętej żywicy, a naprzeciwko łóżka wisiał jakiś malutki obrazek, przedstawiający las nad jeziorem i odbijające się w tafli ludzkie sylwetki. Im dłużej przyglądał się malowidłu, tym bardziej wydawało mu się, że widzi brudną czerwień utopioną gdzieś pod malowaną powierzchnią wody. Soonyoung potrząsnął głową i wstał. Przeciągnął się, a jego kręgosłup strzelił kilka razy. Uśmiechnął się sam do siebie. To miał być ten dzień. W końcu zobaczy syreny.

Z tawerny wyszedł ze wszystkim, co miał, czyli sztyletem w pochwie przypiętej do brązowych spodni, białej, obdartej koszulce, brudnym, ciemnozielonym płaszczu z jednym, prawie pustym baniakiem wody w dłoni. Nie został mu ani jeden bochenek chleba, a drugi pojemnik na picie rozerwał się podczas biesiady. Uśmiech Soonyounga nie był ani trochę fałszywy, śmiał się od ucha do ucha, w końcu miał spełnić swoje marzenie! Każdy, kto zobaczyłby go w takim stanie zapewnie stwierdziłby, że chłopak żeni się lub ma zamiar się oświadczyć, jednak prawda, jak wiadomo, była inna. Szedł na pewną śmierć. 

Staruszek spojrzał na podróżnika z litością w oczach. Żal mu było młodzieńca, który w kwietnych latach chciał zginąć, szukając syren. On sam miał kiedyś taki zamiar, jednak życie mu było zbyt miłe i sprowadziło kochającą kobietę, a następnie wdzięcznego syna. Taka była jego nagroda za nie uleganie pokusom młodości. Miał zamiar powstrzymać Soonyounga, jednak wiedział, że już za późno.
— Synu, pomyśl jeszcze raz — poradził, machając palcem wskazującym lewej dłoni. — Te wody są zdradliwe, jeżeli nie spotkasz syren, to i tak zginiesz, przewrócony przez siły magiczne lub umrzesz z głodu.
— Dziękuję, marynarzu. Podjąłem już decyzję.
Tym razem uśmiech samotnika przeraził właściciela starej łodki. Był pełen zdeterminowania.

— Mam to. Łzy syren. — Wskazał na fiolkę, świecącą błekitem na jego klatce piersiowej. —  Zwabię je do siebie. A wtedy umrę spełniony.

Nic więcej do siebie nie powiedzieli, Soonyoung chwycił za wiosła jedną ręką, a drugą przytrzymał się pomostu, wsiadając do łódki. Odwrócił się do staruszka i pomachał mu, po czym odepchnął się i zaczął wiosłować, powoli odpływając w stronę głębin. Mapę znał na pamięć. Znał każdy jej szczegół. Nawet nazwy szczytów Gór Entyckich. Dlatego nie musiał pytać się, jaki kierunek obrać, by dotrzeć na głebiny.

Zapadał zmrok, a Soonyoung postanowił zrobić przerwę od wiosłowania i wziął głęboki wdech. Rześkie powietrze wpłynęło do jego płuc tak szybko, jak z nich uciekło. Uśmiech nie schodził mu z twarzy. Zapalił lampion przymocowany do łódki znalezionymi w kieszeni płaszcza zapałkami. Założył na głowę kaptur i poruszył delikatnie nogami, powodując, że woda w łódce poruszyła się i obiła o jej drewniane ścianki. Wiedział, że łajba nie wytrzyma więcej, niż jeszcze kilkanaście godzin. Drewno było zbyt nasiąknięte wodą, a on sam niezbyt lekki. Dlatego liczył na to, że syreny jak najszybciej wyczują jego obecność. Ponownie wziął wiosła w ręce i poprawił kurs na północ, bardziej w stronę samego środka jeziora. Już dawno zarysy domków znikły mu z oczu, a na horyzoncie pokazywały mu się jedynie góry, i tak ledwo widoczne w ciemności, która powoli zaczynała go otaczać.

Nagle usłyszał chlupot wody. Rozejrzał się gwałtownie, o mało nie wypadając za burtę. Złapał równowagę i uspokoił oddech. To na pewno była jedynie ryba, która otarła się o powierzchnię jeziora. Odliczył do trzech i ponownie zaczął wiosłować, nie dając sobie chwili na dokładniejsze przyjrzenie się tafli wody. Gdyby to zrobił, najpewniej zobaczyłby delikatny, czerwonawy kolor przebijający się spod mokrego lustra. Płynął tak może piętnaście minut, gdy znowu usłyszał ten sam dźwięk. Tym razem, pod wpływem emocji, wyjął spod koszulki fiolkę na rzemyku. Otworzył szerzej oczy, gdy spostrzegł, jak jasno świecą łzy syren. Musiał być blisko.

W tym samym momencie za burtę złapała mokra dłoń, w jakiejś części pokryta błyszczącymi na niebiesko łuskami. Soonyoung wrzasnął, a echo rozniosło się po tafli jeziora na zapewne daleką odległość. Na brzegu łodki pojawiła się druga dłoń, a spod powierzchni wyłoniła głowa. Istota miała jaskrawe, czerwone włosy i szmaragdowe oczy. Patrzyła nimi chłodno, wprost w przerażone źrenice podróżnika.

— Syrena — szepnął Soonyoung sam do siebie. — Samiec.

I w tym momencie ciszę przerwał najpiękniejszy śpiew, jaki kiedykolwiek było dane usłyszeć Soonyoungowi. Spomiędzy warg czerwonowłosego wydobywały się anielskie — nie, syrenie! —dźwięki. Mógłby przysiąc, że oddałby wszystko, by móc go słuchać już zawsze. Po chwili śpiew ucichł, a istota przemówiła.
— Nazywam się Jihoon. Co cię tu sprowadza, wędrowcze? Szukałeś drogi do domu? A może zabłądziłeś? Zaprowadzę cię na brzeg, zaufasz mi?

abyss |soonhoon| ⚣ Where stories live. Discover now