- Od wczorajszego popołudnia nic się u mnie nie zmieniło – odparła dość chłodno, odnotowując, iż Marcin stanął blisko niej.

Prawdopodobnie po to, by rozmową nie przeszkadzać bratu w omawianiu, a gościom w oglądaniu, zdjęć. Niby jej to nie przeszkadzało, ale koleś dałby już sobie spokój z tym marnym podrywem. Przecież dała mu na wszystkie możliwe sposoby do zrozumienia, że nie jest zainteresowana. A może trzeba było to powiedzieć po angielsku?

Mimo to resztę slajdów oglądali w milczeniu i dopiero ponownie zapalone lampy, sprawiły, że odezwał się do niej. Czuła się trochę skołowana, gdyż nie wiedziała, do czego miała służyć ta niezobowiązująca gadka?

- Długo mieszkasz w Stanach? – odezwała się w końcu, by nie wyjść na ostatniego gbura.

- Przeszło dziesięć lat – zamyślił się Marcin, przeczesując dłonią włosy. – Chyba będzie już z piętnaście – sprostował.

- Hm, pytam, bo w twojej wymowie nie wychwyciłam amerykańskiego akcentu – wytłumaczyła.

- Gdy mieszkałem z dziadkami, w domu zawsze używaliśmy języka polskiego. W sumie to w obu krajach spędziłem podobną liczbę lat – dodał, uśmiechając się do niej.

Spuściła wzrok i upiła łyk wina ze swojego kieliszka. Ten facet sprawiał, że nie czuła się komfortowo. Nieumyślnie przykuwał uwagę innych do niej, gdyż w jej mniemaniu tak właśnie musiało być. Skoro taki przystojny mężczyzna tak bezceremonialnie okazywał jej zainteresowanie, to musiało to budzić ciekawość wśród innych. Miała wrażenie, że wszyscy zerkali w ich stronę, szepcząc coś między sobą. To odczucie zaczynało wkraczać w fazę paranoi i Karina miała ochotę wyjść z tego przyjęcia już teraz. Na całe szczęście nim doszło w niej do punktu wrzenia, do ich dwójki dołączyła śliczna, szczupła blondynka, jedna z kuzynek Julii i zaczęła wesołą konwersację, odwracając, choć na moment uwagę Marcina od jej osoby.

Karina poczuła ulgę. Zaraz też przeprosiła ich i odeszła gdzieś na bok. Dopiła wino ze swojego kieliszka, kątem oka rejestrując, jak piękną parę tworzyłaby owa kuzynka z Marcinem.

I chociaż było to irracjonalne odczucie, to w jej sercu zagościła zazdrość. Nie o tego konkretnego mężczyznę, ale sam fakt tworzenia tak zgrabnej pary. Ona przy boku każdego faceta stanowiła groteskę. Niska i brzydka. Zresztą, jakie to mogło mieć znaczenie. Z żadnym nigdy się nie zawiąże. Nigdy!

Przestraszona drgnęła, gdy zbliżyła się do niej Julia, pytając o to, jak podobały się jej zdjęcia.

- Piękne, cudowne – bąknęła. – W albumie będą prezentować się jeszcze ładniej.

- Wszystko w porządku? – zapytała przyjaciółka, podejrzliwie się jej przyglądając.

- Tak, oczywiście. Ale chyba jestem zmęczona tym weekendowym maratonem – Karina postarała się wykrzesać z siebie trochę więcej naturalnego entuzjazmu. – Umówimy się w tygodniu i wtedy porozmawiamy na spokojnie i może bardziej otwarcie – mrugnęła do niej.

- Tak, jasne – przytaknęła Julia, jakby nieco uspokojona. – Zamówić dla ciebie taksówkę?

~~~~

Nie żegnając się z nikim, została odprowadzona do drzwi jedynie przez gospodynię. Julia ponownie, jak przy powitaniu, wyściskała ją i pożegnała, życząc spokojnego powrotu do domu.

Czy jednak ów spokój był możliwy?

Czekając na windę, usłyszała zbliżające się w jej stronę kroki, tak by po chwili ujrzeć postać dręczyciela. Już nawet wcale się nie zdziwiła, a jedynie jęknęła w duchu.

Swoją drogąOù les histoires vivent. Découvrez maintenant