~1~

133 14 181
                                    

- Zostaw mnie!

Te słowa wydobyły się z ust - mocno już zdenerwowanego - upadłego Valara. Skierowane zostały do latającej niedaleko dziewczyny o ciele tygrysa, ale postawie ludzkiej. Jej stosunkowo niewielkie skrzydła, które były bardzo umięśnione, dzielnie utrzymywały ją w powietrzu. A raczej - Pustce. Znajdowali się albowiem w Nicości. Ona jako jedna z Gwiazd i on jako Valar (upadły, ale jednak) - mogli tam spokojnie oddychać. Natomiast każda istota śmiertelna nie przeżyłaby w Pustce choćby minuty.

Tygrysia dziewczyna już od pewnego czasu zakłócała namiastkę spokoju Nieprzyjaciela. Oczywiście nie jest to zwykły spokój. W tym - całkiem pozornym - trwaniu Władca Ciemności wciąż knuł najróżniejsze intrygi. Jednakże od pojawienia się dziwnej intruzki zajmował się częściej uciekaniem od jej paplaniny. O Eru, jak on tej dziewczyny nienawidził!

- Ale... Dlaczego? - Gwiazda posmutniała. - Wiesz, jesteś tu całkiem sam... Nie brakuje ci towarzystwa?

- Nie i nigdy mi go nie brakowało! - zdenerwowany Morgoth.

Tygrysia dziewczyna opadła na podłoże. Jej uszy opadły, ogon zaprzestał machania, a ona sama westchnęła.

- No dobrze. Zniknę więc... - i dodała: - Jeśli jednak samotność cię znuży, to po prostu wypowiedź moje imię.

- Phy! - fuknął. - Gdybym go znał.

W jego głosie i tonie, jakim mówił, zawarty był tylko jad.

- Jestem Ice. Ice Star.

Mówiąc to, dziewczyna po prostu zniknęła.

Dokoła zapanowała niesamowita cisza. Całkowita, nieprzenikniona. A w parze z ciszą pojawiło się dziwne uczucie...

Po takim czasie z towarzyszącym innym głosem, nagła cisza wydawała się być czymś dziwnym, nienaturalnym... Czymś przygniatającym, przygnębiającym i innym.

To samo pomyślał Melkor. A była to myśl dziwna i niepodobna do niego. W dodatku - pierwszy raz od tysięcy lat - upadły Valar poczuł się... Samotny.

Niestety szybko odrzucił te uczucia i myśli. Znowu stał się całkowicie opanowanym przez zło, niby uosobienie Mroku.

Albowiem w Pustce czaił się na każdego największy Mrok i każdy o choćby jednej skazie na sercu - zostawał przezeń pochłonięty. Tylko Morgoth - będący utożsamiany z Mrokiem - był na tyle silny aby Mrok go nie pochłonął.

A trzeba wiedzieć, że Pustka i Mrok znajdowały się poza czasem...

Pięć dni liczonych wschodami Słońca później

Morgoth myślał, że wariuje. Stał się bowiem nerwowy i wciąż gotowy na atak. Cisza będąca wszędzie coraz bardziej go denerwowała i przytłaczała zarazem. Zaczął też coś... Odczuwać. A przecież był bez emocjonalnym Złem! Nie mógł sobie na to pozwolić!

Jednak emocje są silniejsze.

A szczególnie samotność.

Bowiem to właśnie czuł. I właśnie dopiero to sobie uświadomił. Brakowało mu tej - o zgrozo - radosnej paplaniny uskrzydlonej tygrysiej dziewczyny. Zajmowała mu ona coraz więcej miejsca w głowie... A po kilku tygodniach nie miał już miejsca na złe plany! Co się z nim stało?!

Tymczasem ta sama tygrysia dziewczyna czuła się podobnie. A była ona Strażniczką jednego z Multivers i razem z De the Artist sprawowały nad nim pieczę. De była Szkieletem. I jej najlepszą przyjaciółką oraz siostrą. Chociaż niestety nie rodzoną...

Małe opowiastki... Donde viven las historias. Descúbrelo ahora