~4, cz. 1~

20 1 7
                                    

— Że co? 

Zdumiony chłopak patrzył w błękitne oczy staruszka. Błąkały się w nich radosne iskierki.  Spora odmiana od ciągnących się, starych nieszczęść, które spotykały nastolatka. Jednak nie to doprowadziło do takowej reakcji, a samo wyznanie starszego. Ale zacznijmy może od początku. 

Michaela obudziła codzienna kłótnia między jego młodszym rodzeństwem. Krzyki, a następnie strzał z pistoletu, słyszał z piętra niżej bez problemu. Westchnął cierpiętniczo, jak na porządnego, starszego brata przystało, i wstał z łóżka. Jednak delikatnie się uśmiechnął – w końcu zebranie prawie całej jego rodziny oraz pogodzenie się sporo go kosztowało – do samego siebie. 

Rozglądnął się dookoła. Nie czuł w sobie Ennarda, niedokończony animatronik musiał zapewne być w wentylacji. Wzruszył więc ramionami, złapał czysty komplet ubrań i prędko się przebrał. Starał się jednak nie patrzeć na siebie, nawet po ponad trzydziestu latach nie przywykł do oglądania tej sporej dziury, którą miał w brzuchu. Następnie spojrzał na swój kolczyk w lewym uchu, który w rzeczywistości był dyskiem iluzji, dzięki czemu wyglądał jak zwykły człowiek, a nie rozkładające się zwłoki. Aczkolwiek tym właśnie był. Prychnął pod nosem, raczej zadowolony, i ruszył w kierunku kuchni. Niestety, z braku narządów wewnętrznych nie mógł jeść. Nie musiał również korzystać z toalety, ale to inna sprawa. 

Stanął w drzwiach prowadzących do kuchni. Elizabeth, jego młodsza siostra, wymachiwała rękoma – w jednej wciąż trzymała pistolet, a Evan, najmłodszy z rodzeństwa, wystawiał jej język, jednocześnie próbując uleczyć ranę po postrzale. Między nimi stał William Afton, ojciec i głowa rodziny, próbując jakkolwiek rozwikłać codzienny spór tej dwójki. Wreszcie jednak się poddał i zamiast mleka z płatkami – ulubione śniadanie Lizzy – czy zwykłych kanapek z serem i szynką (pomysł Evana), zrobił tosty. 

— Smacznego — rzucił Mike wchodząc do kuchni z uśmiechem. Usiadł przy stole, naprzeciw ojca. — Tato, jak wasze interesy z Henrym? 

— Świetnie, szczerze mówiąc — pan Afton wyglądał na zadowolonego. Po chwili jednak lekko się zasępił. — Wciąż mi jednak nie wybaczył, mimo drugiej szansy. Charlie też nie patrzy na mnie zbyt przychylnie, chociaż ostatnio stwierdziła, że bycie martwą wcale nie jest takie złe. 

Rodzeństwo spojrzało na ojca z lekkim smutkiem w oczach. Wiedzieli, że mimo wszystko żałował każdej popełnionej przez siebie zbrodni, a mało ich nie było. Chociaż oni mu wybaczyli, on sam sobie nie wybaczył. 

— Tato… — zaczęła Eli. — Jestem pewna, że wujek ci wybaczy. 

Dzieciaki przytuliły Williama. Zaraz potem wrócili do jedzenie – wyłączając Mike'a oczywiście – i przy stole zapanowała cisza. 

Wkrótce potem, już po posiłku i krótkiej rozmowie o pizzeriach, Michael wrócił do pokoju. Odpalił telefon i napisał do Hannah. Była jego dobrą przyjaciółką, chociaż nadal nie zdradził jej prawdy. Co prawda dziewczyna wie o Aftonach, ale Mike nigdy nie zdradził jej swojego prawdziwego nazwiska. Chciał się z nią spotkać, jednak Becker nie odpisywała. No tak, wybrał sobie najgorszy możliwy dzień. W końcu jutro Han będzie już w prywatnej szkole. Pierwszy września… Rany, nie pamiętał już jak jest w szkole. 

— Ennard! 

Srebrna, bezkształtna masa przewodów, kabli i metalu wyślizgnęła się z wentylacji. Dopiero na podłodze przybrała humanoidalną formę, podobną do człowieka. Z kilku miejsc widoczne były oczy innych animatroników, a jedynym najbardziej stabilnym elementem była biała maska i zielona, urodzinowa czapka w żółte kropki. 

— Wołałeś nas, Eggs? 

Młody Afton przewrócił oczami, słysząc to stare przezwisko. 

— En, wskakuj, wychodzimy na miasto — rzucił z lekkim uśmiechem. 

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Apr 01, 2021 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Małe opowiastki... Where stories live. Discover now