Rozdział 2 i 1/2 - Pastereczka

Start from the beginning
                                    

— Edgar, Edgar, Edgar... — powiedziała promotorka, poprawiwszy koka. Następnie przejechała palcami pod oczami, chyba starając się rozmasować pokaźne sińce. Najwyraźniej mała znów ząbkowała. — Co ja od ciebie chciałam? Coś w ogóle od ciebie chciałam? — Przyłożyła dłoń do skroni, patrząc to w lewo, to w prawo. — Wybacz, Cecilia znowu ząbkuje. — A więc miał rację.

— Naprawdę nic się nie stało — odparł miękkim głosem, poprawiając torbę na ramieniu, a potem przerzucił przez nią także lekką, pikowaną kurtkę. Tegoroczny październik okazał się bardzo ciepły i przyjemny, chociaż już się kończył. — Nie śpieszę się nigdzie.

— Już wiem, co chciałam! — wykrzyknęła, natychmiast odwracając się w stronę swojej torebki leżącej gdzieś z boku. Zaczęła w niej chaotycznie szperać.

Nagle Edgar coś poczuł, zupełnie jakby ktoś zbliżył się do niego. W powietrzu uniósł się zapach konwalii oraz... papierosów. Momentalnie się wzdrygnął, wciągnął głośno powietrze. To niemożliwe, aby Panna Perrin tam stała, przecież...

— Zanim ona to znajdzie, miną wieki — odparła dość chrypliwym głosem... dziewczyna. Na szczęście on się różnił. Przywrócił Edgara do normalności. To nie była Panna Perrin. Nie odwrócił się w tę stronę – nie miał zbytnio odwagi, aby spojrzeć. Wolał dmuchać na zimne...

— O! Mam! A więc tak, Edgar... — Pani Edwards przywołała go do katedry, rozkładając przed sobą papiery, a właściwie swój plan wykładów na... cały ten semestr. Kiedy ta kobieta zdołała to przygotować pomiędzy płaczącym dzieckiem a wiecznie nieobecnym mężem?

— Chciałabym, abyś we wtorek wygłosił taki dwudziestominutowy fragment o początkach feminizmu w literaturze dziewiętnastego wieku. — Oparła łokcie na blacie, a następnie położyła brodę na złożonych pięściach, przez co jej policzki wyglądały... bardzo zabawnie. Na pewno w tym momencie Edgar nie dałby jej tych trzydziestu siedmiu lat. — Poruszysz Brontë, Austen, Shelley... Wiesz, takie zjadliwe rzeczy dla pierwszego roku.

Edgar natychmiast wyjął telefon, aby to sobie zanotować i uczynił to równie szybko.

— Czy mężczyzna na pewno powinien wygłaszać takie segmenty? — I ponownie ten chrypliwy głos się odezwał. Pani Edwards zsunęła nieznacznie okulary na nos, obdarzając „delikwentkę" bardzo chłodnym spojrzeniem. Edgar już nie miał wyboru, musiał skonfrontować się z „niby" Panną Perrin... I ponownie odetchnął z ulgą. To była ta dziewczyna z tatuażami.

Nie było w niej ani jednej cechy, którą umiałby powiązać z Panną Perrin. Czarne, prawie w kolorze smoły, włosy kończyły się jej gdzieś na wysokości dekoltu, liczne tatuaże pokrywały karmelową skórę, natomiast piwne oczy świdrowały wszystko wokół. Może to tylko było podobne – to przerażająco dogłębne spojrzenie, ale nic więcej.

Edgar uniósł brwi, obdarzając ją swoim, jak to mówili ludzie, „hollywoodzkim" uśmiechem, odsłaniając białe zęby i wkładając w to całą swoją charyzmę. Może przynajmniej to trochę złagodzi tę sytuację? Niestety, ale dziewczyna jedynie skrzyżowała dłonie na piersiach.

— Nie sądzę, aby temat feminizmu został zarezerwowany tylko dla kobiet. Tak, to o ich losie toczy się cała sprawa, ale... to także kwestia współczesnego życia. Będę omawiał tylko historię, nic więcej. Na pewno spojrzę na to jako „współczesny dżentelmen", a nie taki z minionych dziejów. — Edgar mówił bardzo zawile, używając ładnych formułek dokładnie tak samo, jakby to uczynił na wykładzie. Kolejne słowa spływały mu z warg, jednak zdecydowanie nie przemawiały do dziewczyny.

— Mieliście parę tysięcy lat władzy, nadal ją macie. Zostawcie ten temat...

— Przypomnę ci, moja droga, że także wielu mężczyzn dostrzegało tragedię kobiecego losu — dodała nagle promotorka, chyba pragnąc uniknąć wchodzenia w dalszą dyskusję. Oczywiście, była ona sensowna, ale w tym momencie niezbyt na miejscu.

Słodkie jak Lukrecja [zawieszona na wieki]Where stories live. Discover now