Kiwam głową.

— To może mu powiesz, że długi się spłaca? — proponuje Kai. Uśmiecha się przyjemnie, jakby nie stało się nic złego. Przesuwa wymowne spojrzenie na Judda. Niby mówi do mnie, ale w rzeczywistości chce, żeby ten przekaz dotarł do młodego. — Bo potem te długi rosną i są w stanie pogrzebać cię żywcem.

Przełykam ślinę. Wiem, że to nie są żarty, tylko realna groźba. Może wygląda na rozbawionego, ale mówi poważnie. Widziałem, do czego jest zdolny i jaki chaos dzieje się, gdy przeradza się w bestię. Pewnie, mój ojciec jest potworem, ale Kai bije go na głowę. Kai jest samym diabłem.

Żeby załagodzić sytuację, wyciągam całą kasę, jaką przy sobie mam.

— Starczy? — pytam, wciskając Kaiowi pieniądze. Nie muszę się przy tym nawet starać, bo łapie je jak hiena żądna mięsa. Chłopak liczy każdy banknot z zadumaną miną. Tak, jakby rozwiązywał zadanie na matematyce.

— Flynn, typie, jesteś moim ulubionym klientem, ale to nie starczy nawet na zaliczkę — wzdycha Kai z wymuszoną smutną miną — ale dobra. Dla ciebie zrobię wyjątek i dam szczylowi trochę czasu na wyczarowanie reszty.

Judd gapi się szeroko otwartymi oczami to na mnie, to na Kaia, jakby nie wierzył, że tak łatwo mu się upiekło.

— Inaczej to ja zrobię czary-mary i spełnię jego koszmary.

Kai wybucha śmiechem. Uśmiecham się krzywo, żeby go nie urazić. Ma specyficzne poczucie humoru, nie każdy je zrozumie, ja się staram.

— Dzięki — mamroczę. — Odda wszystko.

— Nie decyduj za mnie — warczy Judd, gdy zostajemy sami. Obserwuję, jak sylwetka Kaia znika nam z widoku, po czym zwracam się twarzą do Judda. — Nie powinno cię to w ogóle obchodzić.

Myślę o tym, co powinienem z nim zrobić lub co powiedzieć, ale ze względu na to, że nigdy nie byłem czyimś bratem, nie mam w głowie żadnego pomysłu. Mimo to, chociażby z powodu Forda, czułbym się źle z faktem, że nie próbowałem dowiedzieć się, o co dokładnie chodziło. Do tej pory Judd nie sprawiał problemów, miał duże ambicje, by zostać znanym piłkarzem i nigdy nie wplątywał się w kłopoty.

Dlaczego więc zadał się z dilerem?

— Chyba za mocno odbiłeś piłkę główką — wypalam. — Nikt, kto wchodzi w układy z Yordanem nie kończy dobrze.

— A ty jesteś hipokrytą? — prycha Judd. — Sam kupujesz od niego towar.

— Mhm — przyznaję. Nie kryję się z tym. — Ale ja się nie zadłużam.

— Nie każdy ma bogatego tatusia.

Chcesz, to mogę ci go oddać, myślę. Ale przecież nikomu nie życzyłbym takiego piekła.

Zaciskam dłonie w pięści. Byłem gotowy go po prostu puścić, uznając to za jednorazowy wybryk, ale jego chamski ton sprawia, że w zamian łapię go za ramię i ciągnę za sobą. W międzyczasie przez mój umysł przemyka myśl, że może Judd zasłużył na porządne lanie, by nauczyć się życia. Denerwuje mnie to, że nagle stał się opryskliwy, że przestał być miłym chłopakiem, który wzbudzał sympatię oraz to, że nie da się z nim normalnie porozmawiać.

— Gdzie idziemy? — pyta Judd, który chcąc nie chcąc musi się za mną wlec.

— A jak myślisz? Do Forda.

— Chyba zwariowałeś! — Judd zapiera się z całej siły, przez co jestem zmuszony przystanąć w pół kroku. Kolega szarpie mocno ramieniem, ale nawet to nie pozwala mu wyrwać się z ciasnego uścisku. — Jebany kabel!

Koszmar minionego lataWhere stories live. Discover now