Rozdział 1

46 5 5
                                    

- Panienka Nathalee Cheng? Nazywam się Barrington Whelk. Chciałbym porozmawiać o moim zmarłym przyjacielu.

Uśmiech zniknął z twarzy Nathalee Cheng. Po usłyszeniu tego głosu, po ujrzeniu tej twarzy, do dziewczyny dotarło, że zna tego człowieka. Nie osobiście, rzecz jasna, jednak zdecydowanie skądś go kojarzyła.

Mężczyzna nie był nawet po trzydziestce. Wyglądał może na dwadzieścia pięć, na dodatek ostre rysy jego twarzy jeszcze bardziej go odmładzały. Miał nieuczesane czarne włosy oraz kilkudniowy zarost, co sprawiało, że sprawiał wrażenie studenta chcącego wyglądać jak najdoroślej. Ubrany był w pogniecione jeansy i szarą koszulę, na którą narzucił kurtkę przeciwdoeszczową, mimo że była końcówka lata i na dworze panowała wysoka temperatura. 

 Następną chwilę Nathalee poświęciła na przywrócenie w pamięci odpowiedzi na pytanie: skąd? Jak mówił, że się nazywa? Whelk. Przypomniały jej się narzekania Shelby na osobę o tym nazwisku. Connor narzekała na wiele osób, toteż mogła to być tylko zbierzność nazwisk, ale skoro nawet Nathalee kojarzyła tę twarz, nie mogła się mylić. Człowiek, który przed nią stał, był nauczycielem łaciny w Akademii Aglionby dla kruczych chłopców. 

Nie chodziła na łacinę. Przynajmniej nie w minionym roku. I w uprzednim też nie. Wolała oddać się nauce francuskiego, z łaciny znała tylko podstawy. Aczkolwiek i tak umiała więcej niż Shelby, która uczyła się łaciny od czterech lat. 

Kojarzyła profesora Whelka z widzenia na koryatrzach szkolnych, nic więcej. Dlaczego pojawił się u niej w domu? Nathalee miała wielką nadzieję, że wcale nie wygląda na nerwową. 

- P-pan... profesor...? Miło pana widzieć - wydukała, jednocześnie siląc się na blady uśmiech. - Nie spodziewałabym się, że chciałby profesor wpaść z wizytą - dodała, przypominając sobie o kulturze i - jak bardzo dziwna nie byłaby sytuacja - szacunku do starszych. 

Mężczyzna uważnie otaksował ją wzrokiem, co sprawiło, że dziewczyna poczuła się jeszcze bardziej nieswojo. Popatrzył wymownie na klamkę drzwi, na której spoczywała ręka dziewczyny. 

- Mogę wejść? - spytał ponurym głosem, który w ogóle do niego nie pasował. Nathalee przełknęła ślinę, nie wiedząc co odpowiedzieć. Wpuścić niemal obcego mężczyznę do własnego domu? W dodatku Henry wyjechał do miasta ze swoją ekipą z Vancouver, więc zapewne wróci dopiero za kilka godzin. Czy dobrym posunięciem będzie zaproszenie profesora do środka? 

Z drugiej strony Nathalee skarciła się w myślach. To był przecież nauczyciel z jej byłej szkoły. Co niby miałby zrobić? Okraść ją? Nawet gdyby przyszedł tu właśnie po to, zapewne nie wszedłby frontowymi drzwiami. I próbowałby zachować jakąkolwiek anonimowość. To idiotyczne. Przez chwilę w głowie dziewczyny zakwitła myśl, że pewnie przyszedł po jakieś dokumenty potrzebne do wypisania się ze szkoły, których ona jakimś cudem jeszcze nie złożyła. Przez ostatnie tygodnie próbowała dopiąć wszystkie formalności, jednak jedną z jej cech było roztrzepanie, toteż wcale nie zdziwiłaby się, gdyby coś pominęła.

I właśnie pod wpływem tej myśli Nathalee otworzyła drzwi szerzej i wpuściła Whelka do środka. Nauczyciel wszedł powoli, rozglądając się po korytarzu Litchfield House.

Przeszedł do wielkiego salonu, który połączony był z równie wielką jadalnią i kuchnią.

- Zaparzę herbaty, dobrze? - spytała nieśmiało dziewczyna.

- To nie będzie konieczne - odparł chłodno Whelk, toteż Nathalee cofnęła się do jadalni. Wskazała długi stół z ciemnego drewna z wygrawerowanymi symbolami po bokach. Mężczyzna usiadł, a ona zajęła miejsce naprzeciwko niego.

The Medium Girls - Król Kruków II [CHWILOWO ZAWIESZONE]जहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें