Prolog

56 5 14
                                    

Noah Czerny był bezpieczny.

We wszystkich aspektach bycia bezpiecznym. Bezpieczny na każdy z możliwych sposobów. I nikt nie mógł go już zranić bardziej, niż za życia. A potem - za życia po śmierci. Dopiero teraz poczuł się naprawdę wolny, a to z kolei dało mu powód sądzić, że do poczucia wolności nie potrzeba pełni życia. On potrzebował pełnej śmierci.

Tkwił teraz gdzieś w próżni, ale nie postrzegał tego jako coś negatywnego. Wręcz przeciwnie. Dookoła było pięknie, gdy chciał, by tak było. Świeciło słońce, gdy o tym pomyślał i kropił chłodny deszcz, gdy akurat go potrzebował. Były to zaświaty, o których czasami jego matka opowiadała bajki jemu i jego młodszym siostrom. Druga strona, gdzie w końcu można zaznać spoczynku. Noah musiał przyznać, że matka miała rację. Tutaj mógł odpocząć. Od życia. I od śmierci. Tu mógł po prostu być.

A zaraz potem naszły go refleksje. Co stanie się z resztą? Zjawił się tutaj, a jedyne co pamiętał to obumierające Cabeswater i wirujące dookoła liście. W głowie wciąż słyszał krzyki Vane i Ganseya, a także cicho szeptane prośby Nathalee, żeby został z nią. Nie chciał jej zostawiać. Ale tam było zbyt ciężko. Ktoś, kto nie był ani żywy, ani martwy, nie mógł tego udźwignąć. Wiedział, że zrozumieją. Ale chciał ich znów zobaczyć. Dać znak, że zawsze tam będzie.

I wtedy popatrzył w dół, licząc, że zobaczy trawę, po której dreptał lub wodę, w której brodził, gdy tylko o tym pomyślał. Ale ujrzał Cabeswater. A w nim swoich przyjaciół. Patrzył na nich z góry, niczym przez szklaną taflę, obserwując, co dzieje się na dole.

Przypomniał sobie o Ganseyu - królu kruczych chłopców, następcy Glendowera, jego przyjacielu i osoby, która próbowała uratować mu życie. Ten ostatni fakt znaczył dla Noaha tak wiele, że przez krótki moment naprawdę zaczął patrzeć na siebie samego w kategorii istoty żyjącej. Bo skoro Gansey wierzył, że Noaha da się uratować - że  w a r t o  go uratować - to czy nie była to prawda?

Z perspektywy czasu Noah wiedział, że warto było oddać życie za Ganseya. Gdyby nie to, prawdopodobnie nie poznałby swoich przyjaciół. Nie posiadałby tylu wspaniałych wspomnień, które służyły mu niczym bijące serc, którego tak długo nie posiadał.

Warto było. Między innymi dla Adama i Ronana, którzy byli dla niego wsparciem, mimo wszystkich złośliwości - Ronan raz wyrzucił go przez okno - które były dla nich już rodzinnymi żartami. Miał mnóstwo wspomnień dotyczących tej dwójki. Byli niczym niedorzeczne rodzeństwo, irytujący bracia wożący się nawzajem wózkiem sklepowym na parkingu Dollar City. Noah kochał ich jak rodzinę. Patrzył z zaświatów w dół, jak Adam zmienia się w wielkie drzewo w środku lasu. Po jego bladych jak zwykle policzkach popłynęły łzy. Noah miał wrażenie, że spadają one na ziemię w postaci kropel deszczu. Wiedział jednak, że Adam nie umarł. W przeciwnym wypadku zjawiłby się tutaj, w zaświatach. Nie było go tu jednak, a więc żył wciąż, skryty pod inną postacią, podobnie jak Alys. A mieli przed sobą całe życie... Noah w duchu poprzysiągł sobie, że będzie stróżem Adama i Alys, patrząc na nich z góry i chroniąc, jak tylko będzie mógł.

Było warto dla kruczych dziewczyn, które miał szczęście poznać. Gdyby martwi posiadali autorytety, Elizabeth Vane z pewnością byłaby dla Noaha kimś takim. Nie znała go tak dobrze, jak znał go Gansey, a jednak zajadle broniła możliwości do jego własnej decyzji, gdy dowiedziała się, że Gansey chce go wskrzesić. Ani chwili nie wahała się, aby zawalczyć o jego własne zdanie w tej sprawie. Nie rozumiała, co znaczyło być martwym i nie udawała, że rozumie. Pozwalała decydować jemu, bo on jako jedyny rozumiał. Dla Vane, Noah wcale nie był martwy.

Również dla Shelby było warto. Noah musiał przyznać, że bywała arogancka, uparta, wredna, a czasami i upierdliwa, ale znaleźli w końcu wspólny język, odkrywając, że szczycą się takim samym poczuciem humoru. Byli w pewien niespotykany sposób przyjaciółmi i obydwoje zdawali sobie z tego sprawę. Gdy siedzieli razem w środku nocy w szpitalu po wypadku Shelby, nawet kontuzje po zderzeniu się z samochodem były niestraszne.

I było warto dla Alys, którą spotkał ten sam los co Adama. Może ona i Noah nie znali się zbyt dobrze, jednak chłopak wiedział, że tamtej nocy, kiedy uciekł do Cabeswater kilka miesięcy temu, Alys nie wahała się nawet przez moment, kiedy Adam stanął w progu Blacke Way 10 i poprosił ją o pomoc w szukaniu Noaha. Miał świadomość, że Alys czasami przerażały jego różne... stany niematerialne i egzystencjalne, ale mimo wszystko nigdy nie usłyszał, aby powiedziała o nim choćby jedno złe słowo albo uważała go za gorszego. Zawsze pilnowała się, by nie powiedzieć przypadkiem czegoś, co mogłoby go w jakikolwiek sposób urazić. I Noah to widział. Widział, gdy ona sądziła, że nie ma go w pobliżu. I nie winił jej za to, że się bała. W końcu przecież to ona jako pierwsza chciała się poświęcić i zawiązać pakt z Cabeswater za ówczesne uratowanie Noaha i Nathalee.

Nathalee. Ona była warta wszystkiego. Te wszystkie wspomnienia z nią związane dawały mu możliwość poskładania elementów, jakimi były uczucia. Dzięki niej mógł czuć szczęście - na przykład w Wigilię Świętego Marka, gdy razem siedzieli na murku, na cmentarzu i czuwali obok bramy duchów. Ciekawość - kiedy na strychu w Litchfield House dziewczyna próbowała zrozumieć rytuał otworzenia podziemia. A także smutek - kiedy jeden jedyny raz powróżyła mu z kart, a w jego przyszłości zobaczyła śmierć. Pozwalała mu doświadczać masę różnych uczuć, a to było o wiele lepsze, niż energia, którą go zasilała, będąc medium.

Teraz, gdy upłynęło już trochę czasu, patrzył na nią, siedzącą w Cabeswater z Vane, Ganseyem, Ronanem i Shelby. Obserwował, jak tasuje karty. Jak przeszukuje je w poszukiwaniu jakiejś niezgodności. Aż popatrzyła w dół, tak jak on, by móc spojrzeć na nią. A wtedy podniosła z ziemi siedemdziesiątą dziewiątą kartę tarota. Martwy Chłopiec. Noah był ciekawy, czy dziewczyna domyśliła się, że chłopiec na karcie chce strzec jej do końca życia...

Tak więc we wszystkich aspektach cały ten jego okrutny los był wart. Spytacie: wart czego?

Wart bycia martwym z nimi, niż żywym bez nich.

__________

Cześć Wszystkim! (Może powinnam zmienić jakoś to powitanie...? W końcu spotykamy się w nowej historii. Ale niech na razie zostanie.)
Tak jak pisałyśmy na tablicy (kto czyta ten wie), dzisiaj jest premiera naszej drugiej książeczki o pięknym tytule The Medium Girls (gdybyście przez przypadek tego nie zauważyli). Co mogę powiedzieć... Przed nami nowe wyzwanie, na początku na pewno nie będzie łatwo. Rozdziały prawdopodobnie będą się pojawiać w soboty. Ale to tylko wstępne ustalenia. Zobaczymy jak wyjdzie w praniu.
Możecie już pisać swoje pomysły co do fabuły i domysły co do tytułu. Nie wiemy do końca kiedy wystartujemy, czy w tę sobotę, czy w następną. W każdym razie
do zobaczenia/ cześć/ czołem
Kasia i Julka

The Medium Girls - Król Kruków II [CHWILOWO ZAWIESZONE]Where stories live. Discover now