Chapter 2

9 2 2
                                    

Na lotnisku aż roiło się od ludzi różnorakiego pochodzenia. Czułem się tu zagubiony i przytłoczony tak dużą ilością osób. W dodatku głośne rozmowy ludzi i pani gadająca komputerowym głosem w głośnikach, informująca o zbliżających się lotach i tym podobne, nie pomagały. To mój drugi raz, gdy będę lecieć samolotem. Może dlatego nie jestem przyzwyczajony do tego tłumu i wszystkiego. Ciągle ktoś wchodzi, wychodzi, ktoś się żegna, a ktoś wita.
Przycupnąłem na jednym z plastikowych siedzeń i zawiesiłem wzrok na tablicy informacyjnej.
Mimo tego całego zgiełku, chyba zacząłem się uspokajać. Przez cały ten czas nie działo się właściwie nic ciekawego.
Do czasu.
Pośród krzątających się tutaj osób, zza rogu wyszła jakaś niewysoka, rudowłosa dziewczyna. Wyglądała na dziwnie zagubioną, bo chodziła na lewo i na prawo, tańcząc między innymi, jakby szukała czegoś. Miała ze sobą też walizkę.
Zaraz, zaraz. Walizkę?
Opis by się zgadzał, z tego co opowiadała moja mama w rozmowie telefonicznej. Czy to mogła być...ona?

W mojej głowie zrodził się dosyć głupawy, ale jednak możliwy do zrealizowania plan. Jeśli szuka jej policja, mógłbym się do tego jakoś przyczynić i pomóc im ją złapać. Wtedy miałbym już jakieś doświadczenie i przy następnym egzaminie na policjanta, może miałbym większe szanse. (W sumie, to nie myślałem, żeby próbować robić coś więcej w tym kierunku, no ale cóż...) W takim razie nie mogłem zrobić nic innego, jak podejść do niej i zagadać.

Gdy znowu znalazłem ją wzrokiem, udałem się w jej stronę. Na moje szczęście, na chwilę zatrzymała się przy jakimś ogłoszeniu, które najprawdopodobniej zaczęła czytać.

- Przepraszam... - stuknąłem ją w ramię - Mogę jakoś pomóc? Wygląda pani na zagubioną...

- Och. - wyraźnie się zdziwiła. Była chyba też lekko przestraszona - Ja... Ciężko powiedzieć... Wiesz może czy kiedy odlatuje samolot do Tokio? Nie mogę nigdzie znaleźć informacji o nim.

Rozmawiała po angielsku. Zaskoczyła mnie tym, że od razu mówiła do mnie przez "ty". Nie przeszkadzało mi to, ale nie spodziewałem się tego.

- Więc lecimy tym samym samolotem, hm? Patrzysz na złą tablicę. Ale ten samolot odlatuje za niecałe 4 godziny. - poinformowałem ją.

- D-dobrze... dziękuję. - odparła.

Nie...to chyba nie była ona. Może była tu po prostu pierwszy raz, czy coś. Co ja sobie głupi myślałem. Że pierwsza lepsza, którą zobaczę to będzie jakiś przestępca? Chyba za mało spałem...

- P-proszę pana! - usłyszałem krzyk za sobą.
Odwróciłem się. Rudowłosa nadal tam stała i ewidentnie wciąż potrzebowała pomocy. Co ciekawe, teraz nie powiedziała do mnie "ty".

- Tak? - znów znajdowałem się obok niej.

- Bo... Jestem w dosyć dziwnej sytuacji, nie znam tego miejsca i ...nie wiem co ja tu w ogóle robię. Mógłbyś mi pomóc? - na mnie z dołu, jakby błagała o jakąś radę.

- Zależy...co masz na myśli. - poprawiłem grzywkę.

- Wiem, że to dziwne prosić kogoś kompletnie nieznajomego o pomoc, ale... Wydajesz mi się być osobą, która jest w stanie mi pomóc. - zarumieniła się.

To jakiś żart? Mam pomóc dziewczynie, ktorą pierwszy raz widzę na oczy? Na jakiej podstawie ona wnioskuje, że będę w stanie jej pomóc?
Z drugiej strony nie mam nic do stracenia. Nie mam mieszkania, pieniędzy, stanowiska ani rodziny (poza rodzicami).

- Ok. Mogę siąść koło ciebie w samolocie. - zarumieniłem się odrobinę - Swoją drogą... Yamada Hoshito - podałem jej dłoń - Miło mi cię poznać.

- Nazywam się Abigail Morrow. - uśmiechnęła się - Również miło cię poznać.

- Może napijesz się kawy? - zaproponowałem. Nie miałem za wiele pieniędzy, ale uznałem, że byłoby to miłe, gdybym zaprosił ją na coś do picia.

- Chętnie. - podążyła za mną.

Bardzo lubiłem kawę z tego lotniska. Piłem ją tylko raz, ale od razu urzekł mnie jej smak.
W lokalu akurat wszystkie miejsca były wolne, więc bez problemu mogliśmy siąść. Sięgnąłem po menu dla Abigail, bo ja i tak wiedziałem co chcę zamówić.

- Poproszę czekoladowe latte machiatto. - wskazała na jedną z pozycji w karcie.

Gdy podeszła kelnerka, oznajmiłem co chcemy zamówić. W dodatku była bardzo miła i całkiem ładna.
Czekając na zamówienie patrzyłem przez okno na tłumy poruszające się po całym obiekcie. Było widać też przepiękny widok na panoramę miasta.
Ani ja, ani rudowłosa nie odzywaliśmy się. W końcu spytałem.

- Jak tu się w ogóle znalazłaś? Co robisz na co dzień?

- Umm... - zmieszała się - Moja historia jest dosyć dziwna bo... Dzisiaj nad ranem obudziła mnie jakaś nieznajoma kobieta w szpitalu, która dała mi walizkę i kazała uciekać. Uznałam, że ma rację... wyglądała mi na poczciwą osobę.

Nie no uszom nie wierzę. To jednak jej szuka policja. Nie za bardzo wiedziałem co teraz zrobić. Postanowiłem dalej ciągnąć rozmowę:

- I tak po prostu jej uwierzyłaś?

- Tak. To wyda ci się zapewne bardzo dziwne ale... - przerwała na chwilę - Wydaje mi się, że potrafię weryfikować czy ktoś jest szczery, czy nie. Ty na przykład jesteś. Dlatego też poprosiłam cię o pomoc.

Jestem szczery? Widocznie nie posiada takiej umiejętności, bo nie rozgryzła chyba moich zamiarów.

- Hmm...A wiesz w ogóle jak znalazłaś się w tym szpitalu? - nadal pytałem.

- Nie. Nic nie pamiętam. Dziwi mnie, że chociaż wiem jak się nazywam. Nie wiem co tam robiłam, gdzie mieszkam ani kim jestem. W dokumentach jest tylko informacja, że pochodzę z Wielkiej Brytanii. - bardzo spoważniała.

- Dlaczego więc lecisz do Japonii?

W tym momencie Morrow zaczęła szukać czegoś w kieszeni. Po chwili wyjęła poskładany kawałek papieru i podała mi go.

- Ze względu na to.

Rozłożyłem kartkę widniał na niej jakiś adres po japońsku, a na końcu zdanie po angielsku "come here and help me, please!".

- Wiesz gdzie to jest? - uniosłem głowę, a ona popatrzyła na mnie wielkimi oczami.

- Na pewno w Tokio. Nie kojarzę jednak tej ulicy, więc tylko tyle jestem w stanie ci powiedzieć.

W tym momencie obok nas stała nadal uśmiechnięta pani kelner.

- Czekoladowe latte macchiato i americano. To tutaj, prawda?

- Tak, dziękujemy. - skinąłem głową i odwzajemniłem jej uśmiech.

Zapadła cisza. Piliśmy kawę patrząc to w sufit, to na siebie nawzajem. Zauważyłem kątem oka, że bacznie mi się przygląda, ale tylko gdy zwrócę się w jej stronę, szybko odwraca wzrok. Chyba się wstydziła.

- Yamada-san...- postawiła filiżankę - Czy... mogłabym cię prosić, żebyś pojechał ze mną w to miejsce?

Zamurowało mnie. Tak naprawdę, jak już mówiłem, nie mam nic więcej do stracenia, ale z kolei jechać gdzieś z dziewczyną, ktorej nie znam, nie mam o niej zielonego pojęcia i iść z nią do jakiegoś domu. Mowy nie ma.
Ale... To najprawdopodobniej ta dziewczyna szukana przez policję. Nie mogę się teraz poddać.

- Okej. - wziąłem kolejny łyk kawy.

Po kilku godzinach rozmowy przy kawie, w tle usłyszeliśmy komunikat: "Uwaga. Rejs nr L65892 do Tokio odlatuje za pół godziny. Prosimy udać się do przejścia numer 9."

- To nasz. - powiadomiłem moją kompankę.

Zauważyłem, że jednak się nie odzywa. Zasnęła. Właściwie, to wyglądała całkiem uroczo w takim stanie. Nie mogę jednak popadać w zachwyty, mam robotę do wykonania.

- Abigail... - stuknąłem ją w ramię.

- T-tak!? - krzyknęła z zaskoczenia.

- Nasz samolot odlatuje za 30minut. Musimy iść do przejścia numer 9. - powiedziawszy to, wstałem.

- Oh... już, już. - wstała i wzięła walizkę.
Następnie udaliśmy się w stronę odpowiedniego przejścia.

Czuję, że właśnie wpakowałem się w niezłe gówno.

Skazani na JaponięWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu