ROZDZIAŁ VII
Niepewność
Mrok czarnej, jak kawa, nocy ogarnął Florencję, skąpawszy zarówno w swej otchłani małe gospodarstwa prostych ludzi, jak i wytworne wille bogatych mieszkańców miasta. Na ulicach zabłysły światła latarni, które jako jedyne, oprócz migoczących gwiazd, rozjaśniały drogę przemierzającym miasto o tak późnej porze strudzonym wędrowcom. Rżenie zmęczonych koni i postukiwanie żelaznych kół pojazdu przerwały nagle głuchą ciszę, która zapadła wraz z nadejściem ciemności.
Estelle, ściskając w drobnej rączce rąbek muślinowej zasłony, próbowała dostrzec przez uchylone okno powóz, który zakłócił ciszę. Jednak niczego nie mogła zobaczyć, nawet pobliska latarnia, która w części rozświetlała kamienną dróżkę przy via di Bellosguardo, nie mogła uchwycić momentu przejazdu powozu. Dziewczyna cicho westchnęła i jeszcze raz w skupieniu próbowała odtworzyć ostatnie chwile spędzone poprzedniego dnia z Alessio. Ach... gdyby nie głos cioci wzywający ją na obiad. Czy chłopak zdobyłby się na odwagę i pozostawił na jej ustach pożegnalny pocałunek? Cóż by to było za uczucie, gdyby ciepłe wargi Alessio musnęły delikatnie, jak powiew wiosennego wiatru, koralowe usta hrabianki? Rozmarzone, szmaragdowe oczy Estelle popatrzyły w stronę okrągłego księżyca, który oświetlał jej postać srebrzystą poświatą.
- Księżyc... - szepnęła, a jej powieki lekko zatrzepotały wachlarzem ciemnych rzęs. - Towarzyszyłeś od dawna losom nieszczęśliwych kochanków. Póki widzieli cię na niebie, mogli w pełni dać upust swojej miłości, modląc się w duchu, aby kolejny dzień nigdy nie nadszedł. Jakie w sobie kryjesz tajemnice błyszczący księżycu, że ludzie tak tobie ufają? – Estelle wypowiadała szeptem każde słowo, mając przed oczami postać Alessio. Jego potargane, ciemne włosy ciągle gdzieś, w umyśle młodej dziewczyny, unosiły się na rześkim wietrze. - Czy ty także teraz nie możesz zasnąć, drogi Alessio? A może pod osłoną nocy malujesz portret swojej matki? Och, jak ja bym chciała wiedzieć, czy chociaż raz o mnie pomyślałeś, gdy wróciłeś do willi stryja. Gdyby tak wszystkowiedzący księżyc potrafił mówić... Czy odpowiedziałby na moje pytania?
Wtem do pokoju Estelle weszła drobna postać z naftową lampką w dłoni. Młoda hrabianka odruchowo pisnęła cieniutkim głosem i otuliła ramiona muślinową zasłonką.
- Jeszcze nie śpisz, przyjaciółko? - Był to głos Drishki. Rosjanka w białej koszuli, na którą zarzuciła wełniany koc, stanęła obok pustego łóżka Estelle.
- Drishka! Przestraszyłaś mnie - odparła hrabianka, puściwszy zasłonkę.
- Zaziębisz się, moja droga Estelle! Natychmiast zamknij okno i połóż się do łóżka - nakazała Drishka, patrząc z obawą na hrabiankę.
- Czy coś się stało, Drisho? Dlaczego przyszłaś do mnie o tak późnej porze? - spytała Estelle, pośpiesznie zamykając okno.
- Usłyszałam odgłosy dochodzące z twojego pokoju, więc chciałam sprawdzić, czy wszystko w porządku - odparła dziewczyna, siadając na skraju łóżka hrabianki.
- Jak najbardziej wszystko jest w porządku - odparła, lecz mimo jej poważnej miny i dobitnego głosu, poczuła, że policzki nabierają rumieńców.
- Oj, coś ukrywasz przede mną. - Pokręciła głową Drishka tak mocno, aż jej hebanowe kosmyki, dokładnie ułożonych włosów, wyszły spod białego czepca.
- Dobrze, Drishko - westchnęła ciężko, po czym spojrzała głęboko w morskie oczy przyjaciółki.
- Usiądź koło mnie i opowiedz, co się stało... - zaproponowała Drishka, gładząc delikatnie miodowe loki młodej hrabianki.
YOU ARE READING
Ironia Losu [ Tom I ] : Szklane Nadzieje
歷史小說Kto by się nie cieszył na wieść, ze może spędzić wakacje w słonecznej Florencji. Śródziemnomorski klimat i lazurowe niebo to tylko niektóre z atutów tej toskańskiej miejscowości. Taką szansę na odmianę swojego dotychczasowego życia dostaje Estelle d...