Bicie jej serca momentalnie przyśpieszyło, bała się odwrócić, w ciągu paru sekund wymyśliła z pięć potwornych scenariuszy, gdzie w trzech kończyło się śmiercią domowników, a w pozostałych powoli wykrwawiali się lub byli torturowani. Kiedy stukanie powtórzyło się, Lily ścisnęła szczękę tak mocno, że poczuła ból. Odłożyła szklankę na miejsce i powoli zaczęła obracać głowę w stronę okna, całe jej ciało zaczęło drżeć na widok stojącego mężczyzny z podniesioną dłonią gotową, by zapukać ponownie. Ich oczy spotkały się ze sobą i błysnęły niebieskim światłem. Jej całkowicie pochłonęła czerń, jego - tylko tęczówki. Strach znikł jak za pstryknięciem palcem, Lily powoli podeszła do ogromnego okna, mężczyzna nie ruszył się. Wyciągnęła do niego rękę i przyłożyła do szyby, prostując palce dłoni. Obcy zrobił to samo. Lily, jakby tracąc rozum, otworzyła okno i wyszła na dwór, by stanąć tuż przed człowiekiem, który nie wystraszył się jej ruchu. Dziewczyna poczuła zimno i wilgoć trawy na bosych stopach, ale nie było to istotne. Byli naprzeciw siebie, nie spuszczając wzroku. Delikatny wiatr mierzwił włosy obojga. Kiedy księżyc wyjrzał za chmur, Lily była w stanie przyjrzeć się twarzy mężczyzny. Był młody, mógł mieć z dwadzieścia lat. Jego skóra była blada, posiniaczona, w niektórych miejscach miał rany, z których sączyła się krew. Miał jasne włosy, które w ciemności wydawały się być wręcz platynowe. Ubrany w szarą koszulkę z długimi rękawami, poplamioną szkarłatem i dziurawe brązowe jeansy, widocznie smutny. Trząsł się z zimna, cierpiał, co wywołało w dziewczynie współczucie. Podniosła dłoń, by okazać wsparcie właściwie jeszcze chłopcu, który dopiero zaczął dorosłe życie. Czuła, że przegrywa z chorobą, wykańcza go, sprawiając ból. Zarażony skierował wzrok w stronę jej ręki i wyciągnął swoją. Ich palce splotły się, Lily poczuła zimno jego skóry, jakby w jego ciele przestała krążyć krew, nie odsunęła się, chwyciła go mocniej. Spostrzegła czarną łzę spływającą po jego bladym policzku, po czym sama uroniła jedną. W jednej chwili usłyszała strzał, a klatka piersiowa chłopaka zalała się czerwienią. Ich dłonie rozłączyły się, kiedy ten upadł na ziemię. Jej oczy wróciły do dawnej postaci.
       — Nie! — jęknęła i rzuciła się w stronę leżącego. Uklękła przy nim i dotknęła jego policzka. Ostatkiem sił zdołał lekko uśmiechnąć się do dziewczyny. Odpowiedziała płaczem i przytuliła się do niego, lekko stykając się czołami. Drugą rękę trzymała na świeżej ranie, próbując powstrzymać krwawienie, ale było już za późno. Serce stanęło, a z jego twarzy zniknął uśmiech. Lily odwróciła się w stronę okna. Stał w nim Victor, trzymający pistolet, z którego jeszcze wydobywał się dym. Bez żadnych emocji poprawiał ciemną przepaskę.
       — Lily...
       — Coś ty zrobił?!
       — Wchodź do środka — rozkazał. — Zajmę się nim jutro.
       — Ale...
       — Nie dyskutuj ze mną.
       Obrócił się i wszedł w głąb kuchni. Dziewczyna ostatni raz spojrzała na martwe ciało chłopaka, otarła łzy i poszła za Victorem. Usiadła przy stole, podążając za nim wzrokiem.
       — Nie musiałeś tego robić — syknęła. Nie ukrywała złości.
       — Jesteś naiwna.
       — Słucham?
       — Naiwna — powtórzył. — Jeszcze wczoraj opowiadałaś mi o szalonym człowieku, takim jak ten. – Wskazał palcem na miejsce, gdzie leżał. — A dzisiaj wychodzisz na dwór i stoisz sobie z nim, trzymając się za ręce? Postradałaś wszystkie zmysły? Mógł cię zabić! Jak myślisz, dlaczego tu przyszedł, na herbatkę i ciastko? To była pułapka. Czekał tylko aż całkowicie stracisz czujność, by zaatakować. Nie można im ufać, to nie są już ludzie, zrozum to. Potrafią doskonale udawać, sprawić, że uwierzysz w ich dobre intencje. Są cierpliwi, jak lwy polujące na zajadającą się trawą antylopę. A kiedy wyczują, że nadszedł dobry moment... Zabiją cię.
       — Skąd tyle o nich wiesz. — To nie było pytanie. Jej ton był rozkazujący, który jasno dawał do zrozumienia, że nie zostawi tego bez odpowiedzi. Słowa Victora całkowicie wytrąciły Lily z równowagi.
       — Miałem osiemnaście lat. Siedziałem w domu i grałem na komputerze. Mama siedziała w kuchni i pisała artykuł do gazety, była dziennikarką. Był to dzień, w którym mój ojciec miał wrócić z Włoch, pracował tam. Bardzo się ucieszyłem, spędziliśmy razem cały dzień. Po kilku dniach wrócił ze spotkania z kumplami totalnie schlany. Byłem wtedy w pokoju, kiedy usłyszałem krzyk mojej matki. Szybko pobiegłem do kuchni. Ojciec stał nad mamą z zakrwawionym nożem w ręku. Leżała na ziemi i trzymała się za brzuch. Dźgnął ją jeszcze z pięć razy zanim zdobyłem się na odwagę i powstrzymałem go. Wtedy odwrócił się w moją stronę i rzucił na mnie. Miałem pod ręką nóż do mięsa, który został po kolacji na stole. Wbiłem go w jego szyje i patrzyłem jak się wykrwawia. Wbił we mnie wzrok tymi czarnymi, obłąkanymi ślepiami. Powiedział „Victor, pomóż mi", usłyszałem w nim głos mojego taty, jakby na chwilę wróciła mu świadomość. Zbliżyłem się do niego, a ten ostatkiem sił przejechał nożem przez moją twarz. Teraz nie widzę na jedno oko, a drugim rozpoznaje jedynie kształty. Przepraszam, że ci o tym nie powiedziałem, nie chciałem do tego wracać.
       — Victor... — Tylko to potrafiła z siebie wydusić. Wstała od stołu i podeszła do chłopaka. Objęła go bardzo mocno, a ten odwzajemnił uścisk, wtulając się w jej szyję. 

Śmierć Motyla [Demo] ✔Where stories live. Discover now