Eilieen powoli odzyskiwała świadomość, a pierwszym co poczuła, był pulsujący, tępy ból w jej prawym boku.
Czy żyła? Czuła ból, więc chyba tak.
Zamrugała kilka razy oczami, i zobaczyła nad sobą drewniany sufit na którym tańczyły cienie.
Z jękiem podniosła się do pozycji siedzącej, a łóżko na którym leżała zaskrzypiało cicho w odpowiedzi. Rozejrzała się po pomieszczeniu w którym się znajdowała. U stóp jej łóżka znajdował się płonący kominek, będący źródłem cieni tańczących po suficie. Obróciła głowę, i dostrzegła uchylone drzwi za którymi było widać czyjąś sylwetkę.
Przerzuciła nogi przez krawędź łóżka i postawiła je na podłodze przykrytej kilkoma dywanami. Jej buty stały tuż przy łóżku, więc szybko je włożyła. Obok butów leżał również jej worek marynarski. Rana w boku o dziwo nie dokuczała jej tak jak się tego spodziewała. Już miała się podnieść, kiedy usłyszała ciche skrzypienie otwieranych drzwi.
W wejściu stanął mężczyzna ubrany od stóp do głów na szaro. Za jego plecami stał drugi nieznajomy, dla odmiany ubrany w większości na czarno. Zwłaszcza jego płaszcz robił wrażenie. Wyglądało na to że cała jego powierzchnia jest pokryta piórami, należącymi do wrony lub kruka.
Każdy z nich miał na twarzy chustę zakrywającą usta i nos, Oprócz tego dostrzegła że każdy z nich miał przytroczony do paska pistolet.
- W końcu się obudziłaś – Twarz mężczyzny w szarym odzieniu rozjaśnił lekki uśmiech – Już myśleliśmy że nasze lekarstwa i opatrunki się zmarnują.
Jego towarzysz również lekko się uśmiechnął.
- Gdzie ja jestem? – Spytała słabo Eilieen próbując się podnieść. Jedną dłonią oparła się o półkę nad kominkiem, widząc latające jej przed oczami gwiazdy – I kim wy jesteście?
- Jesteś w naszej bazie wypadowej – Odrzekł mężczyzna w odzieniu z piór – A my jesteśmy tropicielami. Ten tutaj nazywa się Djura, a na mnie wołają Paul.
- Eilieen – Przedstawiła się. Kobiecie w końcu udało się stanąć na równych nogach, lecz wciąż trzymała się małej półeczki nad kominkiem – Jak to jesteście tropicielami?
- A no tak, ty nie wiesz co się tu dzieje – Facet w szarych ciuchach posłał mi przepraszający uśmiech – Yharnam ma mały problem z plagą.
Eilieen poczuła nieprzyjemny ścisk w żołądku. Plaga? A co z leczniczą krwią która miała być lekarstwem na każdą chorobę?
- Nie wyglądacie mi na lekarzy – Powiedziała, a jej wzrok prześlizgnął się po ich pistoletach.
- Nie takie mamy zadanie – Djura przeszedł przez pokój i pochylił się nad kominkiem. Dłonią w rękawiczce wyciągnął znad ognia mały, stalowy czajniczek. Następnie uniósł go i przechylił wlewając gorącą wodę do stojącego na półce kubka, znad którego uniosła się para.
- Proszę – Powiedział podając jej naczynie – Nie mamy nic oprócz tego, ale powinno ci dobrze zrobić.
Eilieen ostrożnie wzięła od niego kubek, i skinęła w podzięce głową. Kiedy Djura się odwrócił, Eilieen dostrzegła na jego plecach dziwne urządzenie. Składało się z jakiegoś dziwnego mechanizmu przypominającego stalową beczkę, którego Eilieen nie widziała nigdy wcześniej, wychodzącymi z niego kilkoma przewodami, stalowego uchwytu oraz wielkiego grotu, wielkości jej głowy.
Paul stał w tym samym miejscu w zupełnym bezruchu wpatrując się w nią czarnymi jak bezdenne tunele oczami. Znad jego ramienia wystawał kawałek pręta oplecionego rzemieniami, oraz kawałek ząbkowanego ostrza.
Eilieen ostrożnie wzięła łyk parującego napoju.
- Herbata – Powiedziała zdziwiona, poznając smak.
- Średniej jakości – Odrzekł Djura – Na cukier niestety nie masz co liczyć. Zwykle zaopatrujemy się na bieżąco i nie robimy tutaj jakiś dużych zapasów, oprócz podstawowych produktów typu bandaże, środki odkażające itd.
- Trochę jedzenia też tu jest ale trochę stare – Dokończył Paul.
Przez chwilę w pomieszczeniu panowała nieco niezręczna cisza.
- Dziękuję że mnie uratowaliście – Powiedziała Eilieen, i posłała każdemu z mężczyzn uśmiech.
- Nie ma sprawy My Lady – Djura teatralnie się ukłonił szczerząc zęby.
Paul zaśmiał się cicho i pokręcił głową.
- Niech pani nie zwraca na niego uwagi – Powiedział z uśmiechem – On zawsze każdą sytuację musi obracać w żart.
- Czy to źle? – Spytał Djura Którego udawany urażony ton był aż nazbyt słyszalny – Przynajmniej próbuję choć trochę rozjaśnić tą coraz gorszą rzeczywistość.
Paul ciężko westchnął i skrzyżował ramiona na piersi, a pióra na jego płaszczu cicho zaszeleściły w odpowiedzi.
-Jeśli mogę spytać – Powiedziała powoli Eilieen – O co chodzi z tą plagą? Czy przypadkiem nie macie lekarstwa na każde schorzenie tuż pod ręką?
- Gdyby to było takie proste – Odpowiedział Djura i podobnie jak Paul również ciężko westchnął.
- To znaczy?
- To plaga Bestii. Na nią nie ma lekarstwa.
- Poza polowaniem – Dokończył po krótkiej pauzie.
Eilieen już miała o coś zapytać gdy na zewnątrz usłyszeli głosy kilku osób.
- Wrócili – Paul obrócił głowę w stronę z której dobiegały głosy.
- Mam nadzieję że nikogo nie straciliśmy - Powiedział Djura.
Głosy po chwili zamilkły, ale słychać było odgłos kilku par butów zmierzających w stronę pokoju. Eilieen zauważyła że oprócz drzwi którymi weszli tu Djura i Paul, były tu jeszcze jedne, znajdujące się na samym krańcu pomieszczenia dwuskrzydłowe wrota.
Oba skrzydła zaczęły się Uchylać, a kiedy rozwarły się na oścież oczom Eilieen, Djury oraz Paula ukazał się wysoki mężczyzna w odzieniu podobnym do tego noszonego przez Djurę, jednak całego czarnego, z wyjątkiem postrzępionego płaszcza, którego podszewka była w kolorze ciemnego szkarłatu. Miał siwe włosy ukryte częściowo pod kapeluszem. Znad ramienia wystawał mu kawałek czegoś co wyglądało jak kawałek skręconej gałęzi, natomiast u pasa miał zawieszony zakrzywiony miecz z licznymi szczerbami. Cała powierzchnia tego fantazyjnego ostrza była skąpana w posoce.
Za jego plecami Eilieen dostrzegła jeszcze trzech innych mężczyzn.
-Gehrman – Powiedział Djura i uśmiechnął się szeroko – Dobrze cię widzieć. Jak tam? Stare kości ci nie dokuczają?
Od autora: Wiem że mało póki co akcji, ale nie bójta się, to dopiero początek naszej podróży po mieście krwawych polowań
YOU ARE READING
Tropicielka Tropicieli
AkčnéKiedy na Yharnam spadła plaga bestii, ludzie odpowiedzieli polowaniem. Nocą, w blasku księżyca, ludność ruszyła oczyszczać ulice z plugastwa które wtargnęło do ich domów. Walczyli u boku tropicieli, świetnie wyszkolonych wojowników, odpowiednio wypo...