[2] Kara

491 40 1
                                    

Dzień 6

 

Całą noc przesiedziałam przy oknie, w swoim pokoju. Nie mogłam zasnąć, czemu mógł być winien księżyc w pełni. Czytałam książkę, patrzyłam w bezkresne niebo, a nawet liczyłam gwiazdy, ale nic nie pomogło mi w zaśnięciu. Innymi słowy - ta noc była na prawdę ciężko. Rano obudziłam się z ciemnymi cieniami pod oczyma, co było do przewidzenia. Oczywiście towarzyszył mi także kiepski humor.

Tego dnia nie przyłożyłam wagi do swojego stroju, gdyż czekała mnie godzina w pracowni plastycznej, a nie chciałam pomazać farbą swojej ulubionej bluzki. Mimo wszystko, lubiłam lekcje plastyki. Tylko na nich mogłam robić to, na co miałam ochotę. Dlatego też, po przekroczeniu progu sali, pozwoliłam sobie na blady uśmiech. Nauczycielka przywitała mnie ciepłym spojrzeniem, ale go nie odwzajemniłam; nie miałam takich iskierek w oczach.

Nie mieliśmy narzuconego tematu, więc wzięłam się za malowanie zimowej scenerii. Lubiłam zimne barwy i nagie drzewa; miały one w sobie coś wyjątkowego. Zamoczyłam pędzel w czarnej farbie, po czym zmieszałam ją z karmelową. W ten sposób stworzyłam odcień brązu, idealnie nadający się do namalowania kory.  Kompletnie zatraciłam się w rysowaniu kolejnych gałęzi, tak bardzo, że dopiero po jakimś czasie, kątem oka zauważyłam kogoś, stojącego obok mnie. Gwałtownie obróciłam głowę i zobaczyłam panią Higgins. Stała z rękoma skrzyżowanymi na piersi i podziwiała moją pracę. Nie czułam się z tym komfortowo, lecz z drugiej strony, nie chciałam jej zwracać uwagi. Ponownie wlepiłam wzrok w płótno, ale mój pędzel już go nie dotykał. Zacisnęłam mocno usta; czułam presję, przez co nie byłam zdolna do dalszego tworzenia. Wtem, kobieta skinęła głową i odeszła. Nie chciałam, żeby ta sytuacja się powtórzyła, więc odwróciłam swoją sztalugę tak, aby nikt nie mógł patrzeć na mój obraz.

Na długiej przerwie, wraz z Nicole, wymknęłam się poza teren szkoły. Pospiesznie poszłyśmy w pierwszy lepszy ciemny zaułek, gdzie nikt nie mógł nas znaleźć. Nie spodziewałam się tego, ale wcale nie byłyśmy tam same. Ściany podpierała całkiem spora grupka innych uczniów naszego liceum. Najwyraźniej nie tylko my nielegalnie paliłyśmy tytoń.

Dziwnie czułam się w takim towarzystwie, ale dało się wytrzymać. Ważne, że mogłam choć na chwilę poczuć wolność. Paląc, uciekałam od rzeczywistości na te kilka minut. Szybko przyzwyczaiłam się do tego smaku i zapachu, a może nawet go polubiłam.

- Więc... - zaczęłam nieśmiało. - Teraz ty i Thomas jesteście parą.

Na to pytanie, przyjaciółka zareagowała głośnym śmiechem. Śmiała się tak mocno, że aż musiała złapać się za brzuch, a z oka uroniła pojedynczą łzę. Po chwili, spojrzała na mnie pytająco.

- Ty tak na serio? - zapytała. - Przecież ci to tłumaczyłam.

Pokręciłam przecząco głową. Wcale mi tego nie tłumaczyła.

- To nie jest żaden związek - sprostowała. - Kochamy się wtedy, kiedy któreś z nas ma na to ochotę. Żadnych zobowiązań.

Skinęłam w odpowiedzi. Teraz wiedziałam o co chodzi, ale nie do końca mogłam to zrozumieć. Z Nicole różniło nas wiele rzeczy, a niektórymi z nich był pogląd na świat lub mentalne wartości. Ona wolała się puszczać, nie szanowała siebie, ani swojego ciała, kiedy ja uważałam to za niesmaczne. Jednak mimo to, wciąż ją kochałam. Była dla mnie jak siostra i nic nas nie mogło poróżnić.

- Może przyjdziesz do mnie po szkole? - zmieniłam temat.

- Jasne - odparła bez zastanowienia. - Może obejrzymy jakiś horror? Mam ochotę na pizzę, a wiesz, że przy dobrym filmie smakuje najlepiej!

Exhausted ✖ m.c.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz