7. Francja, elegancja czyli Elijah Mikaelson

185 11 3
                                    

Schodziłyśmy po schodach. Rebekah zaprowadziła mnie od razu do wschodniego skrzydła rezydencji, gdzie była ogromna sala bankietowa. Wszyscy byli tacy ładni, młodzi, spragnieni krwi...

Brzmi strasznie? To dodam, że byli spragnieni mojej krwi, ale blondynka powiedziała, żebym sie nie obawiała. Zaproszone wampiry, wiedźmy i wilkołaki były bliskimi sojusznikami Mikaelsonów, a oni nie brali byle kogo za sojusznika. 

Stałyśmy na szczycie schodów, ale za kolumną. Nie chciałam się pokazywać. Nagle usłyszałam brzdęk i na dole wyłonił się z tłumu Klaus. Popatrzył w naszą stronę, uśmiechnął się i zwrócił do publiczności.

-Przyjaciele, chciałbym wam kogoś przedstawić.

-Zaraz będziesz miała swoje pięć minut, słońce.- szepnęła w moją stronę Rebekah i pchnęła mnie bliżej schodów. Każdy teraz na mnie patrzył. Kurwa...

-To jest nowa przyjaciółka naszej rodziny, Rose Mikaelson. Moja zaginiona ,,kuzynka''. Jak zapewne wyczuliście, nie jest wampirem, ale to jest chyba wiadome, że jest nietykalna. A teraz...muzyka!

W sali rozbrzmiała muzyka i wszyscy poszli tańczyć. Klaus znalazł się obok mnie.

-Jestem twoją kuzynką?- rudowłosy się uśmiechnął

-Oh kotku...powiedziałem to, żeby reszta czuła do ciebie respekt. Pewnie myślą teraz, że jesteś tak samo okrutna jak my, Mikaelsonowie. O to chodziło. 

-Czemu to zrobiłeś? 

-Jesteś człowiekiem. Gdybyś tam zeszła byłabyś trupem w ciągu, może 20 minut. 

-To miłe, że się o mnie troszczysz, ale nie musiałbyś gdybym mogła wrócić do swojego domu, szkoły, starego życia.

-Nie ma takiej opcji. 

-No ale czemu?

-Źle ci z nami? Zostajesz. Mam wobec ciebie pewne plany, ale tego dowiesz się jak skonsultuje je z moim bratem. Idź się bawić.- gdy mrugnęłam Klausa już nie było. Rebekah też znikła. Zostałam sama na przyjęciu pełnym wampirów. Myśleli, że jestem suką. Przyjmę taką role. Zaczęłam schodzić najbardziej dumnym krokiem po schodach, jakim mogłam. Zobaczyłam stolik z winem albo krwią. Chyba zaryzykuje.

Obok stolika, w cieniu, stał brunet w garniturze. Miał lekki zarost, kwadratową szczękę i idealnie zaczesane włosy. Przyglądał się każdemu mojemu ruchowi. 

Podeszłam do stolika i chwyciłam jeden z kieliszków. Poczułam jak czyjaś ręką łapie mnie za nadgarstek. O dziwo nie zaczęłam panikować. Co więcej, to uczucie mi się podobało. Chyba mam słabość do szorstkich dłoni...

-To jest krew. Dla tak pięknej damy polecałbym coś innego.- jaki głos...błagam przeczytaj mi kiedyś słownik. Odwróciłam głowę i zobaczyłam tego samego mężczyznę, który mi się przyglądał. 

-Nie widzę tutaj nic innego oprócz krwi. Klaus nie pomyślał o swoich niewampirowatych gościach? Hm...dziwne.- nieznajomy puścił mój nadgarstek, popatrzył mi prosto w oczy i szepnął.

-Masz rację. Mój brat postąpił nieładnie.- powiedziawszy to, posłał mi zawadiacki uśmiech.

Elijah?

.......................................................................................................................................................

Od kilku minut patrzyłam na mężczyznę przede mną.

-Elijah? Nie słyszałam, żeby cię przedstawiali...

-Ja słyszałem, gdy ciebie przedstawiali. Rose...piękne imię. 

Czułam jak się rumienię. Jeszcze przed chwilą otwarcie z nim flirtowałam, a teraz zaczęłam zachowywać się jak dziewica orleańska. Rose! Weź się w garść!

-Dziękuje, Elijah. 

-Wracając do bufetu. Jeśli jesteś bardzo spragniona znam świetne miejsce.

Błagam zaproś mnie do siebie...Zaraz. Co ja wygaduje?! To wampir! 

-No nie wiem...

-Rose, nie musisz się mnie obawiać- mówiąc to złapał mnie delikatnie za rękę.

-Dobrze.- słysząc zgodę, Elijah wziął mnie pod rękę i w wampirzym tempie znalazłam się w pustym korytarzu. Zachwiałam się, ale wampir podtrzymał mnie.

-Przepraszam za moje maniery. Zapomniałem cię uprzedzić.

-Nic nie szkodzi. 

-Cieszę się.-powiedział i otworzył drzwi.

-To twój pokój?

-Tak, zapraszam.- weszłam do środka. Od mojego pokoju różniło go tyle, że miał granatowe ściany i balkon. -Podoba ci się?

-Jest...śliczny. 

-Będziesz mogła przychodzić kiedy chcesz.-popatrzył na mnie i posłał mi uroczy uśmiech.- Mieszkam naprzeciwko ciebie. 

-Cieszy mnie to niezmiernie.- odwzajemniłam uśmiech i usiadłam na łóżku.

-Nie lepiej będzie usiąść na balkonie? 

-Myślałam, że już nie zaproponujesz.

-Idź, ja przygotuję coś do picia.

Poszłam...

................................................................................................................................................................

ᴡʜᴏ ᴀᴍ ɪ? {THE ORIGINALS} Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang