5. Kac i zwiedzanie domu

202 13 0
                                    

O. Mój. Boże.

Nigdy więcej picia z Hayley.

Wczorajsza noc była zapewne jedną z tych nocy, o których chciałabym pamiętać, ale ilość alkoholu we krwi skutecznie mi to uniemożliwia. No cóż, mówi się trudno. Teraz trzeba się tylko modlić, żeby policja nie wpadła i nie uświadomiła mi co wczoraj robiłam. 

-Czy ty dziewczynko droga oszalałaś?- Klaus. No tak. Tylko on chyba nie chce zaakceptować, że potrzebuje ciszy i spokoju. 

-O co ci znowu chodzi?- mówiąc to podparłam się na łokciach. Auć. Ciekawe ile kosztuje przeszczep głowy...

-Nie dość, że wczoraj odwiedziła nas policja, gdzie, mówie to dlatego, że podejrzewam, że nie połączyłaś kropek, staramy się być anonimowi, to jeszcze zaczęłaś się z nimi kłócić. Masz 17 lat i gdybym nie zareagował to wylądowałabyś najpierw w izbie wytrzeźwień, a później w szkole dla młodocianych przestępców. Czy ty w ogóle zdajesz sobie z tego wszystkiego sprawe?!

Nie dość, że wbija do mnie, gdzie ja mogłam się przebierać, to jeszcze krzyczy na mnie bez powodu! Troszkę przesadziłam, jasne, ale on jest wampirem! Pijącym ludzką krew! Zabija ludzi! No hej, czy tylko dla mnie jest hipokrytą?

-Przestań się denerwować, bo złość piękności szkodzi? I co wtedy?- wypowiedziałam te słowa jak na mnie dosyć oschle, ale mam nadzieje, że nic mi nie zrobi. Po jego akcji z wczoraj, nie powiem, że nie zaczęłam się bać o własne życie. W końcu byłam tylko zwykłą śmiertelniczką. 

-Wiesz co? Nie mam zamiaru się dzisiaj denerwować. Wraca mój brat, po dość długiej nieobecności i Hope uparła się na przyjęcie niespodzianke dla wujaszka. Nie zdenerwujesz mnie dzisiaj.- powiedziawszy to pojawił się nade mną. Jego noga była wetknięta między moimi, a dłonie, delikatnie napięte, zaraz obok moich łokci. Brakowało kilka centymetrów, żeby nasze usta...ygh...nie chce nawet o tym myśleć. 

-To może jutro?- chyba dalej miałam w sobie trochę alkoholu. Byłam niezwykle pewna siebie. Nie, to jednak była maska, którą zdecydowałam się założyć w tym domu, pełnym nieludzi. 

-Oj Rose...nie umiesz kłamać.-mrugnęłam, a Klausa nie było. Cholera.

Jeszcze chwile leżałam, ale trzeba się pokazać i zobaczyć w jakim stanie jest Marshall*. Może przy okazji pośmiać się z niej. 

(nie chce mi się pisać w co ubrała się Rose. Pozostawiam to waszej wyobraźni)

Wychodząc z pokoju usłyszałam krzyki Bekah i Gerarda. Planowałam się bezpiecznie wycofać, ale czarnoskóry mi to uniemożliwił.

-O! ROSE! MOŻE ZAPYTAMY SIĘ JEJ CO O TYM SĄDZI, HM?- Marcel w tym wypowiedzeniu umieścił więcej jadu niż miało w sobie spojrzenie wampirzycy.

-Świetny pomysł...Myślenie zostaw mi. Idź lepiej jabłka pozbierać...- gdy blondynka wypowiedziała te słowa natychmiast zrobiła zdruzgotaną minę.- Czekaj, Marcel, nie chcia...-niestety jego już nie było. W oczach przyjaciółki pojawiły się łzy i już miałam do niej podbiegnąć, ale zniknęła. 

-To musiało cię zszokować, jasne, ale nie warto iść za nią. Pobiegła za nim. Jak się pogodzą to wrócą. Stawiam, że wieczorem już będą.- Klaus. No tak. Zapomniałam, że dalej jest w domu i, że dalej jest tak samo irytujący. 

-Nie przejmujesz się tym, że twoja siostra wybiegła nie wiadomo gdzie, nie wiadomo na jak długo? Z tego co mi mówiła jesteś jej starszym bratem...-popatrzyłam z wyrzutem na mężczyznę, ale ten wzruszył ramionami.

-Taka kłótnia to u nich codzienność. Co prawda teraz wystrzeliła z niezłą bazuką, ale pogodzą się.

-Chodziło ci o kaliber? 

-Ah tak...zabrakło mi słowa- Mikaelson uśmiechnął się niewinnie, a ja przyznam ze wstydem, przez chwile myślałam, że jest uroczy, ale szybko wyrzuciłam to z głowy.

-Dlaczego uważasz, że jabłka są mocnym kalibrem? Owoc jak owoc...

-Nie w przypadku Marcela Gerarda, oj nie. Pamiętam ten dzień jak dziś, ale opowiem w skrócie. Marcel jako dziecko był źle traktowany. Jego ojciec kazał mu zrywać jabłka, nie dawał jeść, bił  biczem, trzymał na obroży i kategorycznie odmawiał, gdy ten chciał zjeść jabłko. Pewnego razu nie wytrzymał i rzucił jabłkiem w ojca. Gdy ten miał mu wymierzyć kare ja powstrzymałem ten cały cyrk, bo akurat przejeżdżałem tamtędy z bratem, którego dzisiaj poznasz. Wziąłem Marcela pod swój dach, dałem wikt i opierunek i nauczałem. Taka historia. 

-Wow...nie sądziłam, że pan Wielki Zły Wilk będzie taki...

-Słaby?- spytał niepewnie Klaus

-uroczy?- mówiąc to uśmiechnęłam się przyjaźnie do hybrydy, ale ten się zarumienił (oczywiście nie przyzna się do tego, pf) i odrzekł

-Ta jasne...Ja muszę iść do... y sklepu.- i tyle go widziałam. W sumie może nawet bym go polubiła, gdyby nie kreował się na takiego złego.

Rozmyślając tak nie spostrzegłam, że idę po trawniku, a nie betonowych płytkach. Rozejrzałam się dookoła i śmiało mogę przyznać, że nigdy nie byłam w takim ślicznym ogrodzie. Na środku stała fontanna, obok była ścieżka, która nie wiem dokąd prowadziła, ale wyglądała zachęcająco. Obok rosły śliczne kwiaty i drzewka. Nie myśląc ani chwili dłużej zaczęłam podążać ścieżką. Krajobraz zmieniał się z minuty na minute. Już nie wyglądał tak zachęcająco jak na początku. Raz na jakiś czas widziałam krew zeschniętą na roślinach. Zapach zmienił się z kwiatowego na bardziej...obrzydliwy? Nawet nie wiem jak to opisać. Przed sobą zobaczyłam wejście do jakiegoś tunelu. Wyglądał mrocznie. Drzwi były stare i podrapane, a z środka słychać było dziwne szepty. Byłam niedaleko. Już miałam uchylić tajemnicze wrota, gdy poczułam czyjąś malutką dłoń i usłyszałam...

-Życie ci niemiłe?!

................................................................................................................................................................* Marshall- nazwisko Hayley 

................................................................................................................................................................

okej, wróciłam po dość długiej przerwie. Sama nie byłam pewna czy dalej to kontynuować, czy ktoś to w ogóle czyta, ale uznałam, że ludzie widząc cztery części opowiadania nie są zachęceni i szukają bardziej rozwiniętych (przynajmniej tak to sobie wmawiam). Nie miałam też ostatnio jakiejś weny. Też przestałam oglądać The Originals, planuje zacząć, ale potrzebuje troche przerwy od serialu, żeby szybko mi się nie znudził. Mam również nadzieje, ze wiecie iż  to opowiadanie nie bedzie raczej zgadzało się z sytuacjami z serialu? Oby tak. Jeśli coś pokręciłam w historii Marcela, prosze poprawcie mnie w komentarzu. Bye 


ᴡʜᴏ ᴀᴍ ɪ? {THE ORIGINALS} حيث تعيش القصص. اكتشف الآن