08 |hell on earth

328 54 13
                                    

      Ostatnim, czego Crowley pragnął tego poranka, były nie milknące odgłos rozmów w jego głowie.
Choć rozmowa, to złe określenie.
Były to raczej szepty, których nie mógł rozszyfrować nawet, gdy siedział w ciszy.
   Pojawiły się w jego głowie zaledwie cztery godziny temu, a mu już puszczały nerwy.
Wściekły rzucił książką o ścianę.
Nic nie potrafiło odwrócić jego uwagi od piekielnych głosów. Próbował słuchania muzyki i nawet grania w gry, ale wciąż je słyszał. 
— Przymknąć się!!- krzyknął uderzając podeszwa buta w podłogę.
Sąsiedzi z dolnego piętra najprawdopodobniej darzyli go szczerą nienawiścią.
  Demon odetchną ukrywając twarz w dłoniach. Miał dość wszystkich i wszystkiego.
Anioł odleciał, koniec świata nie nadszedł, a kwiaty w jego kwiaciarni schły. Jedynym co przychodziło mu do głowy były słowa: ,,Piekło na ziemi".
Delikatnie przerobione przysłowie, ale jakże trafne w jego obecnej sytuacji.
      Crowley podniósł się z krzesła i chwycił za marynarkę wiszącą na jego oparciu, a po założeniu jej, zabrał okulary.
Nie pozostało mu nic innego, niż zacząć kolejny przeklęty dzień.
Słońce świeciło bo za to mu płacono, więc demon udał, że mu ono nie przeszkadza.
 Wszystkie uśmiechnięte twarze tego dnia sprawiały, że miał ochotę skoczyć z pierwszego lepszego mostu.
Jedynym, co na moment odwróciło jego uwagę od nerwów, samobójczych myśli i głosów w głowie był Todd.
Stał on przed kwiaciarnią, cierpliwie czekając na przybycie demona.
— Dzień dobry!- odezwał się zadowolony Fisher, patrząc w stronę powoli idącego w stronę budynku Crowleya.
— Już myślałem, że nie przyjdziesz‐ dodał, gdy demon zatrzymał się kilka kroków od niego.
Właściciel kwiaciarni, spojrzał na drzwi gdzie widniały godziny otwarcia i zamknięcia sklepu. Następnie znów wrócił wzrokiem do Todda, nie ukrywając zdziwienia.
— Czekałeś na mnie cztery godziny?- zapytał marszcząc brwii.
Fisher uniósł dłoń spoglądając na zegarek, który miał na nadgarstku.
— Tak. Dokładnie cztery godziny i szesnaście minut- odpowiedział Todd, uśmiechając się w stronę nowego przyjaciela.
Crowley stał z rozchylonymi ustami nie mogąc uwierzyć w to co słyszy.
Zdał sobie sprawę, że Todd jest odrobinę dziwny, jednak nie zaprzątał tym sobie głowy. Ucieszył go fakt, że głosy ucichły, więc jak na razie niczego więcej nie pragnął.
— Masz tam toaletę?- ponownie usłyszał głos mężczyzny,  gdy otwierał drzwi.
Demon odwrócił się spojrzawszy na niego, jakby nie rozumiał o co chodzi.
— Co? A! Rozumiem! Chociaz naprawde nie wiem co wy ludzie widzicie w tych waszych ,,toaletach". Ale tak, mam. Nowy wyznacznik bogactwa- odpowiedział mu Crowley, wpuszczając swojego wczoraj poznanego przyjaciela przodem.
Todd od razu wszedł do środka i rozejrzał się zniecierpliwiony.
— Korytarz za kasą prosto i drzwi po lewej- ogłosił Crowley idąc w stronę krzesła za ladą.
Fisher biegnąc w stronę toalety, zdecydowanie wyprzedził dźwięk.
  Demon zdjął okulary, po czym odłożył je na blat. Cisza wypełniła pomieszczenie, lecz nie na długo.
Jego głowę znów wypełniły szepty. Jednak tym razem, o wiele głośniej. W pewnym momencie zamieniły się w żywe rozmowy, a żywe rozmowy w krzyki.
  Crowley chwycił się za głowę energicznie wstając z krzesła. Szybko podszedł do stolika stojącego na środku kwiaciarni. Ze wściekłości rzucił nim o ścianę, a głośny huk spowodowany tłuczonymi się doniczkami i upadającymi skrzynkami, rozumiał w pomieszczeniu. 
  Crowley krzyknął ze złości. Nie wiedział już, za co piekło go karze.
Demon przetarł twarz mokrą od potu i łez, których dosłownie kilka stoczyło się, po jego twarzy.
Patrzył na chaos panujący wokół i nie wiedział co robić, co mówić. Pragnął uciec lecz nie miał już siły.
  Cofnął się do ściany i opadł wyraźnie czując, jak uderza w ziemię. W jego głowie nagle rozbrzmiał słowo, które bez problemu zrozumiał.
,,Wracaj" — nie rozpoznał głosu, a nawet nie chciał go rozpoznać.
Czuł się, jakby spadał z bardzo wysoka.
Teraz, pozostało mu liczyć sekundy do upadku, który i tak nadejdzie, zanim on nawet zacznie odliczać.
— Okay, ominęło mnie tornado?- usłyszał zdziwiony głos Todda.
Crowley nie mając siły, aby nawet spojrzeć w stronę mężczyzny zaśmiał się cicho.
— Wiesz co Todd? Kojarzysz te słowa, które czasem wypowiadacie? Czy bolało, jak spadłeś z nieba?- zapytał Crowley patrząc przed siebie z pełnym bólu uśmiechem na twarzy.
Dopiero teraz zwrócił węże oczy w kierunku człowieka. Fisher przez moment tylko patrzył na demona, ale już po chwili delikatnie skinął głową
— Bolało i to cholernie mocno- odpowiedział, a uśmiech na jego twarzy zniknął.
 Bałagan, który panował w pomieszczeniu nie był w połowie tak wielki, jak ten w głowie Crowleya.
Demon siedział na ziemi nadal czując pozostałości po łzach, które już dawno rozpłynęły się gdzieś na podłodze.
 Teraz wiedział tylko i wyłącznie dwie rzeczy. Że oszalał i nie potrafi żyć bez swojego anioła stróża. 

 

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
𝓓₊ 𝐃𝐈𝐒𝐀𝐏𝐏𝐄𝐀𝐑Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz