No dobrze, Hailie, wypada się odezwać.

– Nic nie słyszałam, naprawdę. – Odchrząknęłam, żeby pozbyć się chrypki. – Zatrzymałam się na schodach, bo nie chciałam przeszkadzać...

Patrzyłam głównie na najstarszego mężczyznę. To on tutaj dominował i to jego najbardziej chciałam przekonać o swojej niewinności, dlatego ulżyło mi, gdy skinął głową.

– W porządku, Hailie – odpowiedział. Dla kontrastu jego głos był spokojny i zimny, choć brzmiał nieco łagodniej niż wtedy, gdy zwracał się do bliźniaków. – Czekałem, aż zejdziesz. Chciałbym z tobą porozmawiać. Pozwól, proszę, za mną.

Sama wydedukowałam, że to musi być Vincent, mój prawny opiekun. Wypowiadając ostatnie słowa, rzucił spojrzenie w stronę Dylana. Odgłosy jego gry robiły się coraz hałaśliwsze i bardziej irytujące. Nie zwrócił mu jednak uwagi, a zamiast tego zbliżył się do mnie i gestem dłoni pokazał, bym szła przodem. Byłam cała spięta, ale starałam się udawać, że wszystko jest w porządku, dlatego bez żadnych oporów pozwoliłam mu pokierować się w stronę kolejnych drzwi.

Dopiero po chwili zorientowałam się, że nawet nie przedstawił mi bliźniaków, ale opierając się na okrojonej wiedzy na temat swojej nowej rodziny domyślałam się, że musieli to być Shane i Tony. Nie wiedziałam tylko który to który.

Vincent zaprowadził mnie do biblioteki, o której już wcześniej słówko szepnął mi Will. Urządzona była całkiem gustownie: ciepłe drewniane akcenty przeplatały się z szarością i pastelową zielenią. Ściany praktycznie tu nie istniały, bo (poza oknami, sekretarzykiem i wciśniętym w kąt pianinem) całą powierzchnię pokrywały wysokie regały pełne książek. Podobało mi się, że było ich tak dużo. To jedyna rzecz, która mnie tutaj uspokajała. Byłam ciekawa, czy któryś z chłopaków przeczytał przynajmniej kilka z nich. Na przykład ten cały Dylan.

Mężczyzna zajął fotel i eleganckim gestem wskazał mi kanapę, a wtedy po raz pierwszy w oczy rzucił mi się spory sygnet, który nosił na środkowym palcu prawej ręki.

– Przykro mi z powodu śmierci twoich bliskich – zaczął Vincent, gdy tylko się usadowiłam. Jego głos wyprany był z wszelkich emocji. Posmutniałam i starałam się nie myśleć o tym, że teraz jedną z najbliższych mi osób będzie ten lodowaty człowiek.

– Jako twój najstarszy brat zostałem twoim opiekunem prawnym. O tym zostałaś już poinformowana, prawda?

Kiwnęłam głową.

– Dobrze. Jak się czujesz?

To pytanie mnie zaskoczyło i nawet byłabym gotowa się wzruszyć jego troską, gdyby nie fakt, że zostało zadane tym samym obojętnym tonem. Dlatego w odpowiedzi wzruszyłam tylko ramionami, mamrocząc oględne:

– W porządku.

Vincent odchylił się w fotelu, a ja pomyślałam sobie, że podobna atmosfera musi towarzyszyć sztywnym rozmowom o pracę. Nigdy się o żadną nie starałam, ale słyszałam, że to nic przyjemnego.

– Jestem świadomy tego, że sytuacja, w jakiej się znalazłaś, jest dla ciebie trudna. Obawiam się, że nie będę mógł ci jej zbytnio ułatwić – zapowiedział, po czym zaraz dodał: – Zrobię, co mogę, oczywiście, ale czeka cię wiele zmian, na które powinienem cię przygotować.

Jeszcze więcej? Słuchałam go w napięciu. Zupełnie nie wiedziałam, czego się spodziewać. Przez głowę przebiegało mi tysiąc myśli. Może zamknie mnie w mojej nowej sypialni jak Roszpunkę? Albo zmusi do sprzątania i gotowania jak Kopciuszka? Zerknęłam mimochodem na jego lśniące buty. Ktoś w końcu musi mu je pastować. Bo nie uwierzę, że robi to sam.

Rodzina Monet. Skarb (Tom I)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz