Rozdział 1

278 8 21
                                    

Laurie

Rzęsy.

Zdecydowanie najładniejsze ma rzęsy. Znam dokładnie ich długość i to, w jaki sposób się wykręcają. Widziałam je milion razy i tyle samo razy już je rysowałam, fascynując się ich długością.

Nie jedna dziewczyna zapewne mu ich zazdrości — myślę sobie i podnoszę ołówek do ust. Przygryzam go lekko, a drewno wgniata się, zgrzytając mi między zębami. Zastanawiam się, z której strony wpuścić światło do jego źrenic. Rozglądam się. Może z tej, z której w tej chwili dobiega mnie światło wpadające przez okno?

To chyba najlepszy pomysł.

Okno jest z prawej, a ja siedzę jak zwykle na podłodze pod ścianą w korytarzu mojego liceum i z nogami zwiniętymi po turecku, rysuję w moim notesie. Kupiła mi go Karen, kiedy byłyśmy ostatnio na zakupach. Jest formatu B5 i ma czerwoną okładkę, która w dotyku przypomina zamsz. Zamykany jest na gumkę i strasznie go polubiłam. Kartki są sztywne i gładkie, bez linii, czy kratki. Kiedy go zobaczyłam w sklepie, od razu wiedziałam, że to idealny notes do rysunku. Oszczędzam strony i rysuję w nim tylko rzeczy naprawdę godne uwagi. Jak na przykład teraz. Oczy Joeyego. Oczy są zawsze godne uwagi. Mówi się, że są zwierciadłem duszy. Dusza Joeyego musi być naprawdę piękna. Chamska i arogancka, ale przy tym bardzo piękna. Wyniosła? Nie, ale lubiąca mieć swoje zdanie. Dusza Joeya na pewno jest kobietą. To może dziwne, ale tak, to piękna kobieta o oliwkowej cerze, brązowych włosach i z piegami na nosie. Jej długie włosy falują na jej plecach, a ona jest figlarna i ma tajemnicze spojrzenie. Jest piękna, ale ten język! Zdecydowanie klnie. Jest piękna, kobieca i klnie...

— Hej, co tam znowu gryzmolisz? — słyszę znajomy, ale znienawidzony głos Casey.

Casey Scott.

Największa sucz w całej szkole. Jej dusza to zapewne niski, krótko ostrzyżony, natarczywy blond chłopak z nadwagą w wieku lat piętnastu z piercingiem w nosie i języku. Włosy sterczą mu we wszystkie strony i zapewne ma tunele w uszach. Jest wiecznie skrzywiony i niezadowolony. Odpychający, krzycząc zachowaniem o uwagę. 

Podnoszę wzrok, a Casey kopie w mój notes, który wypada mi z rąk. Natychmiast próbuję się podnieść i jej za to odpłacić, ale ona popycha mnie tak mocno, że opadam z powrotem na podłogę i rąbię głową o ścianę. Notes ląduje daleko ode mnie i sunie po parkiecie, dopóki Joey — który zjawił się znikąd — go nie przydepnie i nie podniesie.

— Hej! — słyszę jego zdenerwowany głos — Casey weź, spadaj! — warczy na nią i podbiegając do nas, podaje mi rękę, żebym mogła się podnieść.

— I to już! — teraz to ja warczę na Casey, kiedy staję na równych nogach.

Nie wiem, co wariatkę napadło tym razem, ale to pierwszy raz, gdy dochodzi do rękoczynów, bo to, że się nie lubimy, jest powszechnie wiadome.

— O Boziu! Co wielkiego się stało? — broni się Casey.

— Spadaj, bo dopiero się stanie — grozi Joey.

Pewnie na końcu języka ma jakieś przekleństwo, ale powstrzymuje się, bo Casey to jednak dziewczyna. Gdyby była swoją duszą już dawno dostałaby od Joeya łomot.

Casey prycha na Joeygo, a potem wzrusza ramionami i odchodzi, kręcąc biodrami w za krótkiej spódniczce, która ledwo zakrywa jej tyłek. Jej długie do samej szyi nogi są zgrabne i przyciągają wzrok. Tak, nawet mój. Mam wrażenie, że Casey składa się tylko z głowy — pustej dodam — cycków, tyłka i nóg. Wszystko to przyodziane bardzo skąpo w jakieś markowe ciuchy z ogromnym logo na każdym i owiane długimi blond tlenionymi włosami niczym piórami.

— Nie mam pojęcia, dlaczego się na mnie tak uwzięła, ale zaczyna posuwać się za daleko — masuję głowę z tyłu jedną ręką, a drugą odbieram notes z rąk Joeya — dzięki.

— Nie ma za co. Boli? — pyta z troską o głowę, a ja kręcę nią na znak, że nie, ale prawdą jest, że boli jak cholera — a nią się nie przejmuj — pokazuje skinieniem głowy w stronę widocznej jeszcze na końcu korytarza, Casey — jest zwyczajnie zazdrosna — mówi Joey.

— Zazdrosna? — wybałuszam oczy — niby o co?

— Słyszałem ostatnio na imprezie, jak mówiła o tym, jak rysujesz. Wydaje mi się, że właśnie o to — puka w okładkę notesu.

Patrzę w jego brązowe oczy, które rysowałam już nie raz i znam ich każdy szczegół, i wierzyć mi się nie chce w to, co do mnie mówi, ale to oczy mojego najlepszego kumpla, które nigdy jeszcze mnie nie okłamały i nie mogę mu nie uwierzyć.

Poza tym Joey Casas to nie typ chłopaka, który powie ci kłamstwo, żeby cię pocieszyć.

Joey Casas to najfajniejszy chłopak w całym liceum. Czasem śmieję się z niego, że przypomina Shawna Mendesa — którego swoją drogą uwielbiam — a on się na mnie złości i obrzuca mnie obelgami. Ma najbardziej niewyparzoną gębę, jaką znam i pięści jak petardy, więc nie musi nigdy mówić nieprawdy, bo i tak wszystko uchodzi mu na sucho, nawet jak rąbnie kogoś w mordę za odmienne, niż on sam ma zdanie. Nie ważne co powie i zrobi. Joey Casas to po prostu chłopak-legenda Hopper High School i ... mój najlepszy kumpel. Nie wiem jak to do końca możliwe, ale tak jest. Joey to mój kumpel, który zawsze powie mi prawdę, bo nie widzi sensu, żeby karmić mnie mdłą papką, tylko po to, żebym poczuła się lepiej. Jeśli mam się czuć podle to mi jeszcze dołoży i będę się czuła jeszcze gorzej. Taki już jest. Szczery do bólu. To on ma tu ostatnie zdanie. Inni chłopcy się go słuchają, a dziewczyny patrzą w niego jak w obrazek. Nawet nie wiem, jak do tego doszło, że się zakumplowaliśmy, i czasem trochę mnie denerwują komentarze innych, że Joey pewnie kumpluje się ze mną z litości. Ja bym powiedziała, że Joey to taki trochę mój starszy brat, choć wcale nie jest starszy. Roztoczył nade mną opiekę, zaraz pierwszego dnia, gdy Casey upatrzyła sobie mnie jako ofiarę i to wtedy zaczęliśmy się kumplować. Naprawdę nie mam podstaw, żeby mu nie wierzyć w to, co mówi, lub w jego intencje jako przyjaciela, więc inni niech sobie gadają, a ja będę się kumplować z Joeyem i wierzyć w to, co mówi.

— To niech się weźmie do pracy nad sobą — burczę pod nosem, a Joey wybucha śmiechem.

— No tak, dlaczego wiedziałem, że to powiesz — śmieje się ze mnie — ale to prawda — przytakuje po chwili — gdyby Casey spędzała więcej czasu w pracowni, pewnie rysunek wychodziłby jej lepiej — śmieje się.

Hopper High School to jedno z najlepszych w Los Angeles liceów plastycznych i rysunek to jeden z głównych przedmiotów, który Casey niestety nie za bardzo wychodzi. Nie dlatego, że brak jej talentu, nie, ale dlatego, że nie poświęca mu wystarczająco dużo czasu. Może i człowiek się rodzi z talentem plastycznym, ale żeby w pełni się ukazał i ukształtował, trzeba nad nim pracować jak nad każdym innym talentem. Trzeba go rozwijać, uczyć się. Po prostu trzeba go ćwiczyć. Casey nie ma na to czasu. Za to ja mam go mnóstwo, bo nie chodzę tak jak ona na wszystkie imprezy organizowane przez innych uczniów oraz na te na mieście, na które wpuszczają z podrobionym dowodem. Może faktycznie rysuję lepiej niż ona?

Perfect pictureWhere stories live. Discover now