Rozdział 10: Koziołki, fikołki i fizyka

36 5 6
                                    

Pędziliśmy niczym na motorze. Wiatr hulał mi we włosach, które dawno porzuciły elfią gumkę do włosów. Nie zbaczając ani trochę z niewidocznej ścieżki mknęliśmy między drzewami, raz robiąc ślizgi pod powalonymi pniami, a innym razem przeskakując wysokie krzaki. Z daleka dobiegł nas intensywny szelest liści i pęknięcia, modliłam się w duchu, żeby nie kości. Wiedzieliśmy, iż byliśmy blisko.

Gdzieś w gąszczu widziałam migające sylwetki, jednak przebiegały zbyt szybko, abym mogła je rozróżnić. Borys skręcił gwałtownie, a ja za sprawą magicznej mocy, zwanej siłą odśrodkową prawie przekoziołkowałam w przeciwną stronę, w ostatnim momencie jak przystało na bohaterkę każdego opowiadania, łapiąc się sierści wilkołaka, który wydał niezadowolony skowyt.

Haha, czyli masz emocje, a przynajmniej czucie... I czego się cieszysz Aidaaaa?!

Przeleciałam ponad głową wilkołaka, kiedy ten gwałtownie zahamował i robiąc serie fikołków przetoczyłam się prosto na czyjeś stopy, a moje nogi wylądowały na jego plecach. Zostały one zaraz brutalnie zrzucone, a moja twarz wylądowała w stosie suchych igieł. Ktoś pociągnął mnie za koszulkę.

Kur... (udawaj cywilizowanego człowieka Aida). Ale moje cycki!

Szarpnęłam za bluzkę, ale nic mi to nie dało, a cielesna golizna, ja kontra Borys została uregulowana. Zamachnęłam się, aby pacnąć Aarona po skroni. Zawiesiłam rękę, kiedy zobaczyłam pierwsze, długie pasma czarnych włosów.

– Aida, idź stąd! – usłyszałam zza niego, który po chwili wyszarpał moją koszulkę z jego ręki i odepchnął mnie w stronę wilkołaka. Chociaż wilkołak był delikatny, jeśli tak mogłam określić to, że po prostu pozwolił mi upaść na swoje miękkie futro.

– Ale...

– Idź!

– Nie! Co wu tu odpieprzacie?

– Mamy pare spraw do załatwienia – upierał się przy swoim, ładując mnie na grzbiet wilkołaka.

– Puszczaj! Chce tu zostać. – Wierciłam się, tak samo jak niezadowolony Borys. W ten sposób wylądowałam w silnych ramionach, już przemienionego bruneta.

– Nie przybiegliśmy po to, żebyś nas odsyłał – warknął – Aida chce coś wyjaśnić.

– No to słucham. – Aaron założył ramiona na klatkę piersiową, a ja już dobrze znałam tą minę mówiącą „i tak mam gdzieś twoje zdanie, zdobię po swojemu"

– Nie, to ja słucham. Co zamierzałeś zrobić?

– To nasza sprawa, wracaj do bazy.

– Nie! – tupnęłam nogą niczym rozwydrzony bachor, ekhm księżniczka.– To moja sprawa, bo całe to pasmo nieszczęść zaczęło się przeze mnie.

– Chyba nie uważasz spotkania mnie za nieszczęście? – zapytał, a jego mięśnie momentalnie zwiotczały i nie wyglądał już dłużej na tak niebezpiecznego.

– Aaron dobrze wiesz, że nie o to mi chodziło – jęknęłam załamana, tylko tego mi brakowało. – Mam na myśli całą aferę z Faustem i dobrze o tym wiesz! – puściły mi nerwy i nawet smutne oczy srebrnowłosego nie mogły na to nic poradzić.

– To nie ma związku z tą sprawą! – Zaczęliśmy się przekrzykiwać.

– Ma, bo przez niego wszyscy byliście chorzy! A... – urwałam patrząc na czarnowłosego. Tym razem udało mi się ugryźć w język w odpowiedni czasie, jednak niebieskooki zorientował się na kogo spojrzałam i momentalnie wstąpiła w niego niedawna złość.

– To, że Faust był twoim wujkiem nic nie znaczy! Natomiast to, że pobiłeś Aide już tak – warknął na swojego brata, który niepewny zrobił krok w tył. Czarnowłosy w końcu chciał jak najlepiej dla niego, chyba nie spodziewał się jak to się mogło skończyć. Aaronowi zawtórował wilkołak, który niczym drapieżnik czający się na biedną sarenkę zbliżył się niepostrzeżenie do czarnowłosego, łypiąc przy tym zwierzęcymi oczami

Widać, że Bambiego nie oglądaliście. Nie słyszeliście, że po tym filmie ograniczono polowania?

Aida, nie teraz!

– Ej chwila. Aaron on na pewno nie chciał źle.

– I dlatego cię skrzywdził, kiedy błagałem, żeby cię uratował – Podniósł pytająco brew, z nieco triumfującym wyrazem miny, ale jednocześnie z przegraną w oczach.

– Ale... – Zapowietrzyłam się i ucichłam. Moja cała lina obrony umarła, zapewne dlatego że nie miałam wsparcia z mojej strony, bo sama najchętniej bym nakopała głupiemu, czarnemu ptaszkowi. Mimo wszystko srebrnowłosy był jego bratem i już na sam początek nie chciałam aby, czy to przeze mnie czy przez niego, ich relacje wylądowały w wojennych okopach.

– Dobra! – krzyknąłem zanim ktokolwiek zdążył się poruszyć. – Skoro nie przekonam cię, to chociaż chcę usłyszeć jak masz zamiar rozwiązać tę sytuację. – Zażądałam i z założonymi rękoma czekałam.

– No co tak się na mnie patrzycie jak sroka w gnat? – przerwałam ciszę – Chyba nie macie zamiaru po prostu się pobić, ot tak?

– Czemu nie? Oddam mu za ciebie – fuknął teraz i na mnie obrażony Aaron.

– Zachowujecie się jak dzieci w przedszkolu – żachnęłam się.

– W czym? – usłyszałam tylko w odpowiedzi.

– W sensie takie małe. Co formułować dobrze zdań nie umieją, więc rozwiązują problemy płaczem, albo biciem się.

– Spojrzeli tylko po sobie, nie dostrzegając żadnego problemu.

No ja pierdziele, co ja z nimi mam? Tego nawet nie da się nazwać typową historią romantyczną z chińskich kolorowanek, gdzie o dziewczynę walczy X kolesi, bo przecież tych to ja wychować najpierw muszę.

No ja pierdziele, co ja z nimi mam? Tego nawet nie da się nazwać typową historią romantyczną z chińskich kolorowanek, gdzie o dziewczynę walczy X kolesi, bo przecież tych to ja wychować najpierw muszę

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

No dobra zaczyna się robić gorąco i nie tylko na dworze hehe (moje suchary to najgorsze suchary świata)

Żyjecie tam? Ostatni dosyć cicho tutaj

Granica jawy: Eteryczna dusza|Tom 2 ZAWIESZONYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz