Prolog

219 19 20
                                        

Dazai

Morska bryza. Czyste, wilgotne powietrze, tak rzadko spotykane w wielkich miastach, tutaj, niedaleko portu Yokohamy, miało być częścią jego ucieczki.

Długo się nad tym zastanawiał, ale gdy już podjął decyzję, nie miało być odwrotu.

Od dwóch dni nic nie jadł, tylko włóczył się po ciemnych zaułkach drugiego co do wielkości miasta Japonii. Cud, że nie zjadły go szczury.

Właściwie, to uciekł z domu w momencie, gdy jego ojciec zabił mu matkę, zakatował ją na śmierć. Często się nad nimi znęcał. Całe ciało chłopca było pokryte sińcami. Nie chciał, by ktoś się dowiedział i starał się je ukryć pod bandażami. Może to głupie, ale mniej osób zwróciłoby uwagę na niecodzienny ubiór niż na blizny i zasinienia na drobnym, bladym ciele.

Za sobą usłyszał krzyk mewy. Nieco silniejszy wiatr rozwiewał jego ciemne, falowane włosy, które nieco nachodziły mu na oczy, kiedy wchodził już na balustradę mostu.

Tak. To chciał zrobić. Stracił chęci do życia, wolę walki i postanowił popełnić samobójstwo.

Życie nie ma przecież sensu. Skoro i tak umrze, to czemu nie zrobić tego wcześniej, jak już i tak nie ma po co ciągnąć tej żałosnej farsy przepełnionej bólem?

Życie go w którymś momencie po prostu zaczęło boleć.

Nad Yokohamą wschodziło powoli słońce, barwiąc wodę Zatoki Tokijskiej na odcienie różu i fioletu.

Woda była tak blisko... na wyciągnięcie ręki. Tylko skoczyć i zatonąć. Już nigdy się nie wynurzyć i odpłynąć w kojące objęcia śmierci, tak bardzo przez niego upragnionej.

- Hej! Dzieciaku! - ten męski głos był tym, co powstrzymało go przed skokiem. Chciał się dowiedzieć, o co chodzi. Ciekawość wzięła górę.

Odwrócił głowę i zobaczył chudego, bladego jak papier mężczyznę, raczej średniego wzrostu. Nosił biały kitel lekarza, szare spodnie i elegancką koszulę, ale jego długie, czarne włosy o wręcz granatowym połysku i trzydniowy zarost zupełnie nie pasowały do wizerunku zwykłego medyka. Wrażenie to potęgowały dziwne, wąskie i chyba fioletowe oczy, których wyraz był nieopisanie niemal wręcz mroczny.

Mężczyzna uśmiechał się tym brzydkim uśmiechem opryszka... albo kogoś, kim straszyła chłopca mama. Mafiosa z Mafii Portowej.

- Co tu robisz? - spytał Dazaia, chyba nawet z lekkim rozbawieniem, mężczyzna.

- Próbuję popełnić samobójstwo. - odpowiedział owy dzieciak z kamienną twarzą. - Właśnie mi przeszkodziłeś.

- Ile ty masz lat, żeby podejmować się takich rzeczy? Możesz wszystko. - wtedy "lekarz" podszedł do niego i oparł prawą dłoń obok jego stopy, po czym spokojnym wzrokiem spojrzał się w morskie fale.

- Mam czternaście lat, ale czuję się jakbym miał z pięć razy tyle. - Dazai lekko się uśmiechnął.

- Czyżby bagaż ciężkich doświadczeń? - mężczyzna uniósł jedną brew i spojrzał na twarz chłopca. - Znam to. Też dużo przeszedłem. A teraz z łaski swojej zejdź, bo dziwnie się gada z dzieckiem, kiedy patrzysz na nie z dołu.

Niedoszły samobójca zeskoczył na chodnik, obok przybysza i oparł się na łokciach o balustradę.

- Nazywam się Osamu Dazai. - chłopiec sam się przedstawił. Nie chciał pozostawać obcym dla swojego rozmówcy.

- Ogai Mori. - "lekarz" podał mu rękę. - Jestem egzekutorem Mafii Portowej.

- Domyśliłem się. - Osamu uśmiechnął się szerzej, zadowolony z siebie. Zawsze był dobry w rozwiązywaniu zagadek, w czytaniu z ludzi jak z otwartej księgi, pozostając przy tym największą tajemnicą tego świata, gdyż nikt nie potrafił go zrozumieć. Absolutnie nikt. Gdyby nie jego wiedza i inteligencja nie byłby w stanie chodzić do elitarnego gimnazjum.

W jego domu było źle, to fakt, ale pieniędzy nigdy im nie brakowało. Nawet na moście Dazai miał na sobie białą koszule na krótki rękaw, czarne spodnie od garnituru i czarna marynarkę. Jednak decyzja o ucieczce była spontaniczna, więc nie miał na sobie kurtki, a wczesnowiosenne poranki, szczególnie nad morzem, bywały bardzo chłodne. Nawet teraz lekko dygotał z zimna, co nie umknęło uwadze Moriego.

- Zimno dziś, prawda? - mężczyzna zaśmiał się. - Widzę, że bystry z ciebie dzieciak. Może chciałbyś się przyłączyć do Mafii Portowej jako mój wychowanek? Miałbyś przynajmniej dach nad głową.

Dazai zmarszczył swoje delikatnie zarysowane brwi. Wyglądał teraz jak dorosła osoba. Zastanawiał się przez chwilę i...

I tak nie miał nic do stracenia, więc odpowiedział:
-Jeśli pozwoli mi, choć na chwilę, odzyskać odrobinę chęci do życia, to mogę spróbować. Tylko licz się z tym, że to dzisiaj, to nie była moja ostatnia próba. Będę próbował do skutku, aż znajdę najlepszą metodę.

- Najlepszą metodę mówisz? - spytał Mori, wyraźnie zaintrygowany. - Czyli jaką?

- Bezbolesną i szybką. - odpowiedział krótko chłopiec.

- Rozumiem. - mężczyzna skinął głową. - Czyli umowa stoi?

- Stoi. - Osamu uśmiechnął się wtedy niepokojąco, co wyglądało dziwnie na jego drobnej, chłopięcej buzi. Jednak... tym spojrzeniem swoich piwnych oczu, wzbudził respekt w Ogaiu Morim. Od młodego biła inteligencja i bezsprzeczna pewność siebie.

- W takim razie, chodźmy. - Mori objął dzieciaka ramieniem. - Witaj w Mafii Portowej, Osamu Dazai.

Dlatego na początku wspomniane było, że cos stać się miało. Owszem coś się stało, ale nie była to samobójcza śmierć młodej osoby. Był to natomiast początek nowej drogi w jego życiu.

Drogi, w której w końcu odnajdzie osobę związaną z nim czerwoną nicią.
Jedynej, która go zrozumie.

Choć przed nim jeszcze wiele trudności i bólu.

by stupid_mackerel

Naabot mo na ang dulo ng mga na-publish na parte.

⏰ Huling update: May 19, 2019 ⏰

Idagdag ang kuwentong ito sa iyong Library para ma-notify tungkol sa mga bagong parte!

I'm Just Your ProblemTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon