6

23 2 0
                                    

Wybiegam ze zniszczonego przez siebie pokoju, z zeszytem Debry w rękach. Muszę znaleźć Konrada. Nie zajmuje mi to dużo czasu. Mężczyzna stoi na balkonie i obserwuje fale. Wygląda na zdenerwowanego. Podchodzę do niego ostrożnie i jak najciszej.
- Co ty zrobiłeś? Czemu trzymasz pod łóżkiem rysunki martwej 10-latki?
Mężczyzna odwraca się do mnie powoli i posyła mi drwiące spojrzenie.
Boję się uzyskać odpowiedzi na te pytania. Czy już zrujnowałam nadzieję na spokojne życie w Niebie ze swoim mężem?
- To nie moje. Pokój też nie jest mój. Nie widzisz tego? To nie jest prawdziwy świat. Tutaj nie wszystko da się logicznie wyjaśnić, rozgryźć. Czemu chcesz wszystkiego się dowiedzieć, zamiast cieszyć się krainą szczęścia, którą sama stworzyłaś?
- Ja stworzyłam to miejsce?
- Nie do końca. Bardziej zostało stworzone na podstawie twoich pragnień. Półwysep Centaurów to twoja najlepsza możliwa pośmiertna kraina. Nie wierze, że nawet takie miejsce umiesz zatruć.
Staram się zignorować złośliwe uwagi mężczyzny i rozmawiać z nim jak z cywilizowanym, inteligentnym człowiekiem.
- Mam dosyć iluzji szczęścia i spokoju, tego że nie pamietam większości swojego życia.
- Nie da się być szczęśliwym w Niebie pamiętając swoje życie.
Następuje chwila ciszy.

Konrad ma rację. Z tego co mówił moje życie nie było w pełni szczęśliwe. Kiedy je zapomniałam i pamiętałam tylko część Konrada i Debrę, byłam zadowolona.
- Jak to w takim razie możliwe, że odkryłam, że Debra nie żyje, skoro to ma być moja kraina szczęścia?
- Wiesz, Soniu... Jako dziecko, nastolatka byłaś bardzo bystra. Wszystko chciałaś wiedzieć, rozkładałaś każdą sytuację na czynniki. Zawsze wybierałaś bolesną prawdę ponad iluzję, że wszystko jest dobrze. Pod koniec życia powoli traciłaś tą cechę, a tuż przed śmiercią zupełnie się jej wyrzekłaś. Najwyraźniej błąd polega tu na tym, że kiedy na Półwyspie Centaurów wiodłaś spokojne życie i mogłaś być szczęśliwa, uaktywniły się twoje dobre cechy z młodości. Mogłaś być w pełni sobą, rozwijałaś inteligencję, zaspakajałaś ciekawość. I w ten sposób zaczęłaś znów wybierać prawdę.
Przełyka ślinę odgarnia siwawe włosy z twarzy i prostuje się.
- Jesteś gotowa na ostatni element układanki?
Milczy przez chwilę - Zawsze możesz wybrać inaczej i z obecną wiedzą zostać tu ze mną jako moja ukochana żona.
Jego oczy smutnieją, patrzy na mnie wyczekująco.

Chce mi się płakać. Czy to czego się dowiem skreśli nas na zawsze? Czy umiem z niego zrezygnować?
Patrzę mu w oczy. Czuję teraz całą miłość jaką go darzyłam przez prawie połowę swojego życia. Jest tak piękny. Nawet kiedy zaczął już się starzeć. Jest niezmiennie najpiękniejszy.
Kładę dłoń na jego klatce piersiowej i całuję go delikatnie. Czuję swoje i jego łzy. Czemu jestem tak pewna, że to pożegnanie.
Zerkam na zeszyt, który wciąż trzymam w ręce.
Muszę się dowiedzieć. Jeśli nie dla siebie to przynajmniej dla Debry.
- Pokaż mi prawdę.
Mężczyzna całuje mnie w czoło i zasłania mi oczy dłońmi.

Kiedy je otwieram jestem w tym samym miejscu gdzie stałam przed chwilą, ale jego nie ma. Wszystko wydaje mi się teraz inne. Obraz jest wyraźniejszy. Moją uwagę przykuwają zegar i kalendarz. Do tej pory na całym półwyspie nie widziałam ani jednego zegara, ani kalendarza. Widzę na zegarze upływ czasu, co lekko mnie niepokoi bo nie przywykłam do tego. Mogę przyjrzeć się drobiazgom takim jak kurz w powietrzu, w miejscach gdzie do pomieszczenia wpadają promienie słońca. Niebo jest szarawe. Nie tak piękne i bajkowe jak do tej pory. To wszystko wyglada żywo.

Nagle słyszę skrzypienie drzwi od sypialni. Wychodzą z niej Konrad i... ja. Ja wyglądam identycznie jak w tym momencie, ale on jest inny. Młodszy. Wyglada na góra 30 lat, teraz widuję go jako 50-latka. Konrad ubiera dziewczynę w swoją białą koszulę. Tą samą, którą mam na sobie.
- Zejdę do sklepu po coś na śniadanie, Soniu - mówi do niej przyjaźnie i całuje ją w policzek. Szybko wychodzi. W momencie zatrzaśnięcia drzwi dziewczyna podchodzi do balkonu i rozmarzonym wzrokiem przygląda się krajobrazowi. Stoję może dwa metry od niej ale boję się podejść bliżej. Nie widzi mnie.

Wtedy dzwoni jej komórka. Zaglądam zza jej ramienia. Nie ma go wpisanego w kontakty. Myśli chwilę i odbiera.
- Sonia? - odzywa się przejęty dziewczęcy głos.
- Tak, kto mówi?
- Emilia... siostra Debry. Może jeszcze mnie pamiętasz. Kiedy u nas ostatni raz byłaś miałam 8 lat.
Faktycznie pamietam ją.
- Siostra Debry! O Boże co u niej?
Na słowo „Debra" Sonia drgnęła, oddech jej przyspieszył. Nic dziwnego, od 11 lat czekała na jakąś informacje o tej dziewczynie.
- Przykro mi Soniu, Debra zmarła w wieku 14 lat. - Głos załamuje się coraz bardziej z każdym słowem, a Sonia chyba nie przetrawiła jeszcze tego zdania - jest z tobą twój mąż?
- Wyszedł na chwilę, czemu pytasz.
- Soniu, gdziekolwiek jesteście, uciekaj stamtąd. Ten człowiek... to przez niego umarła. Widziałam go u niej pierwszy raz w dniu kiedy się zabiła. Na jej ciele znaleźli ślady, mogące być dowodem gwałtu. Jako dziecko nie wiedziałam kim był. Po latach rozpoznałam go kiedy udzielał wywiadu w telewizji, jako najlepiej prosperujący pisarz ostatniego czasu. Zgłosiłam sprawę na policję, ale on zniknął. Musisz mi powiedzieć gdzie jesteście i uciec od niego jak najszybciej.

Na twarzy Soni maluje się zbyt wiele emocji, żeby dało się jakakolwiek nazwać.
- Debra umarła?
- Tak, Soniu. Przykro mi... ale teraz najważniejsze jest twoje bezpieczeństwo. Uciekaj.
- To mój mąż. Znam go od 7 lat, nie mógłby... Nie uwierzę ci.
- Możesz znaleźć dowód. Niedługo po śmierci Debry odwiedził nas, podając się za dawnego przyjaciela. Chciał spędzić chwilę w jej pokoju. Zabrał stamtąd zeszyt z komiksami, który Debra tworzyła od 10 roku życia. Czarny zeszyt. Napewno nie zostawił go w mieszkaniu. Musiał spodziewać się, że zostanie przeszukane, więc albo go zniszczył, albo co moim zdaniem bardziej absurdalne, ale i prawdopodobne, zabrał go ze sobą. Jeśli go znajdziesz, uwierzysz mi?
- To absurd. Czemu miałby mieć jej zeszyt?
- Soniu pośpiesz się. Nie masz wiele czasu.

Sonia stara się wyprzeć informacje, które otrzymała, ale dostrzegam już na jej twarzy cień niepewności. Rozłącza się nie podając Emilii miejsca pobytu Konrada.
Zbiera się do poszukiwań. Rozgląda się po mieszkaniu. Jest dość małe. Zaczyna od najczęstszych kryjówek. Szafka z bielizną, półka z książkami, pod łóżkiem. Nagle zatrzymuje się. Coś przyszło jej do głowy. Odsuwa z podwójnego łóżka materac. Faktycznie między deskami znajduje się czarny zeszyt.
Ten sam, który ja znalazłam.

Dziewczyna siada na podłodze, dłonie jej się trzęsą, kiedy gładzi zeszyt. Ledwie otwiera go na pierwszej stronie, wybucha płaczem. Nie może złapać oddechu. Kładzie się na podłodze i skula przytulając zeszyt do piersi.

Leży tak długo, szlochając, do momentu kiedy słyszy skrzypienie drzwi wejściowych. Wstaje szybko ciagle się trzęsąc. Idzie na balkon i opiera się o balustradę, tyłem do męża aby nie zobaczył jej łez. Mężczyzna wchodzi do środka i odkłada torby z zakupami. Podchodzi do niej. Odgarnia jej włosy i zauważa, że płakała.
Nie pyta co się stało, tylko przytula ją. Ku mojemu zdziwieniu ona wtula się w niego mocno i znowu wpada w histerię.

Konrad przytula ją i pociesza, do momentu kiedy zauważa w jej rękach czarny zeszyt.
- Skąd to wzięłaś?! Przeszukujesz moje rzeczy?! Wydziera się na nią, ona tak bardzo się boi, że nawet nie wie we jaki sposób miałaby go udobruchać.
Mężczyzna stara się wyrwać zeszyt z rąk dziewczyny. Ona nie pozwala. W końcu udaje mu się. Patrzy na nią cały czerwony z wściekłości. Wyrzuca zeszyt przez balkon w stronę morza. Strony rozlatują się w powietrzu. Część zostaje na chodniku a cześć leci dalej.
Sonia wychyla się przez balustradę.
Ciężko oddycha, ciagle płacze.
Nagle uspakaja się na chwilę. Podchodzi do Konrada. Całuje go w usta. On nie porusza się. Myśli, że wygrał.
Wtedy dziewczyna robi krok w tył, obraca się w stronę morza. Bierze oddech i...

Skacze.

Półwysep CentaurówWhere stories live. Discover now