1

73 4 0
                                    

Leżę nad brzegiem morza, pozwalając by fale zalewały mi nogi. Jest wcześnie rano, słońce dopiero zaczęło wschodzić.
Jest jeszcze chłodno, wiec przykryłam ramiona sporą, białą koszulą. Żadna inna cześć garderoby nie jest mi tu zbytnio potrzebna, gdyż pogoda na Półwyspie Centaurów, gdzie osiedliłam się dawno temu, nigdy nie zawodzi.
Niechętnie wstaję z piasku i idę wzdłuż morza do mojego mieszkania, znajdującego się w starej kamienicy, przypominającej opuszczony hotel.

Mieszkanie jest nieduże, ale mam w nim wszystko, czego potrzeba; zakurzone, lekko rozstrojone pianino, obok niego szafę pełną zapisów nut, tylko czekających na rozszyfrowanie, pod szafą niewielkie, błękitne pudełko, a w nim akta rozwiązanych bądź nie spraw i wyników autopsji, a to wszystko magicznie wykradzione z komisariatów policji na całym świecie. Inne pomieszczenie całe poświęcone jest przechowywaniu książek. To moja osobista biblioteka, której zapasy nigdy się nie kończą.
Całość jest bardzo skromnie urządzona, poza łazienką, wyłożoną zielonym marmurem, z wanną na środku i ogromnym lustrem w złotej oprawie.
Śpię w pomieszczeniu z pianinem, ponieważ to tam jest balkonik z wykończeniem z ciemnego drewna, przez który uwielbiam wyglądać od razu po przebudzeniu.
Osobna sypialnia i łazienka znajdują się za zamkniętymi na ogół drzwiczkami. Wszystko jest tam perfekcyjnie przygotowane na powrót Debry.

Bez pośpiechu spaceruję deptakiem, podziwiając różowo-złote odcienie porannego nieba. Napawam się spokojem i ciszą tego niezwykłego miejsca. Na ramieniu siada mi nagle biały motylek. Dookoła nie ma ludzi, ale natłok motyli i ważek sprawia, że nie czuję się samotna. Wchodzę do mieszkania. Na klatce schodowej jest przyjemnie chłodno i ciemno. Pierwszą rzeczą jaką chce teraz zrobić jest progranie na pianinie. Wkładam rękę do szafy z nutami. Wybieram na oślep kartkę z tyłu szafy.
Na kartce nie ma tytułu. Są tylko nuty i tekst wokalu.
Rozsiadam się przy pianinie. Zdmuchuję z niego kurz. Zaczynam grać spokojną, melancholijną melodię. Przyjemnie gra się coś czego nigdy się nie słyszało. Nie gram swojej piosenki, ale czuję, że to ja tworzę melodię, albo przynajmniej mogę ją odkrywać. Po paru taktach dochodzę do linii wokalu...

„Gdy usnąć pragniesz, wyobraźnia
W cudaczny świat porywa
Z dziewczynką ze snu, do krainy
Gdzie niestworzone dziwa..."

Całe dnie mijają mi tu na graniu na pianinie z nieznanych wcześniej nut, przeglądaniu akt i czytaniu książek. Na szczęście żadne z tych skarbów nigdy się nie kończy, zapewniając mi wieczną rozrywkę. Wieczorami spotykam się w barze pod moją kamienicą ze swoim jedynym sąsiadem, którego roboczo nazywam Adwokatem Diabła, jak żartobliwie, lecz niezwykle trafnie nazwał się na naszym, prawdopodobnie pierwszym, spotkaniu, bądź po prostu pisarzem. Swojego imienia nigdy mi nie podał, tak samo jak żadnego szczegółu ze swojej przeszłości, ani życia osobistego. Pewnego razu powiedział, że odpowiedzi na wszystkie pytania na jego temat, nawet te nigdy nie zadane, znajdę w którejś z podarowanych mi przez niego książek, będących całą moją kolekcją. Czytam i czytam ale do tej pory nie trafiłam ma zbyt wiele śladów, na temat nikogo kto by owego pisarza przypominał.
Wiem o nim tyle, że jest człowiekiem wręcz nieziemsko inteligentnym, tak jak ja posiadającym ogromne zamiłowanie do dyskusji. Całe godziny, każdego dnia, mijają nam na dyskusjach na tematy z każdej dziedziny filozofii, sztuki i literatury. Na te spotkania przygotowuję się w ciągu dnia, zgłębiając kolejne książki. Rozwiązujemy wspólnie sprawy, z którymi powiązane są akta spod mojej szafy. A wszystko to z umiłowania do wiedzy i poszukiwań.
Ciężko mi określić jego wiek. Jednego dnia kiedy ma lepszy humor wyglada na 40, a następnego na zmęczonego życiem 60-latka. Ma ciemną karnację i wydaje mi się, że jest Latynosem.
Przechadzając się po deptaku, wzdłuż morza, często widuję go jak pisze, siedząc na balkonie. Obok swojego krzesła postawił jeszcze jedno. Nie wiem jeszcze dla kogo ono jest. Tak jak moje, jego mieszkanie przygotowane jest na przyjęcie jeszcze jednej osoby, i raczej nie o mnie tu chodzi. To kolejna zagadka, którą planuję rozwiązać w najbliższym, lub dłuższym czasie.

Właściwie jest jeszcze jedna rzecz, która zajmuje mi znaczną część każdego dnia - poszukiwania Debry.

Wstaję od pianina i opieram się o balustradę swojego balkonu. Mam z niego widok na plażę i morze, którego horyzont ciężko zlokalizować w lekkiej mgle. Niebo jest jakby waniliowe... Zwieszam nogi z balustrady. Czuję chłodne poranne powietrze i ciepło słońca na policzkach. Przez chwilę pozwalam sobie na snucie planów na to jak przyjmę Debrę w tym cudownym miejscu. Będę zabierać ją do moich ulubionych kawiarni i barów na plaży. Będziemy tańczyć na piasku, a potem kąpać się w morzu w środku nocy.

Wspomnienia naszych wspólnych chwil lekko już się zatarły. Teraz są bardziej jak wspomnienia snu poprzedniej nocy. Nie bardzo wiem już , co wydarzyło się naprawdę, a co z owych wspomnień jest wytworem moich marzeń i pragnień. Jestem jednak pewna, że wszystko wyjaśni się kiedy tylko się spotkamy.

Półwysep CentaurówWhere stories live. Discover now