Część 26.

455 36 11
                                    

- Płyńcie do brzegu i pomóżcie naszym. - stanowczo rzuciła Iris do swoich towarzyszy na łodzi, po czym sama postanowiła włączyć się do walki w powietrzu.
Rozejrzała się po nocnym niebie, szukając wzrokiem smukłej sylwetki Burzy. Mogło się wydawać, że próba wypatrzenia Nocnej Furii w środowisku, w którym najlepiej się kamuflowała jest bezowocna, ale ciemnowłosa, pomimo stosunkowo krótkiej przyjaźni, znała ją bardzo dobrze. Minęła krótka chwila, zanim dostrzegła znajomy cień przemykający pomiędzy pobliskimi statkami.
- Burza! - krzyknęła, a już sekundę później widziała, jak wspomniany cień gwałtownie zawraca i kieruje się w jej stronę.
Bez zastanowienia wskoczyła na burtę małej łódki, po czym rzuciła się prosto do oceanu. Niepewność poczuła dopiero wtedy, gdy jej stopy straciły podparcie. Pomimo, że wcześniej wiele razy próbowały tego wyczynu, dziewczyna w dalszym ciągu miała wątpliwości, czy smoczyca zdąży na czas. Ułamki sekund przed tym, jak miała z kretesem roztrzaskać się o twardą taflę wody, poczuła pod sobą przyjemny chłód czarnych łusek oraz znajomy kształt siodła.
Dziękując Odynowi za litość, mocniej chwyciła się skórzanych pasów i usadowiła na odpowiednim miejscu. Nie było już czasu na męczenie się z linką asekuracyjną.
Burza ostro zawróciła, kierując się wgłąb łowczej floty. Dopiero teraz, kiedy dziewczyna mogła zobaczyć ją z góry, zdała sobie sprawę, z czym tak na prawdę mają do czynienia. Dziesiątki statków  uzbrojonych aż po same maszty z pokaźną grupą gotowych do walki Łowców na każdym pokładzie rozciągały się na ogromnej morskiej połaci. Sytuacji nie polepszał też fakt, że armada ciągle parła naprzód, niczym niezatrzymana, niszczycielska i rozszalała burza śnieżna. Niewiele robiła sobie z ciągłych ataków Jeźdźców.
Nagle, niczym odpowiedź na rozmyślania Iris, w burtę pobliskiego statku trafił śmiercionośny, fioletowy pocisk, obsypując dziewczynę deszczem drewnianych odłamków. Ułamek sekundy później przed jej oczami przemknęła czarna, rozmazana plama, która szybko okazała się być Szczerbatkiem ze swoim Jeźdźcem na grzbiecie.
- Zniszczyliśmy już część tylnej linii, ale to i tak za mało! Nadal są zbyt silni; sami nie damy rady ich pokonać! - Czkawka próbował przekrzyczeć wiatr i wszechobecny huk broni.
Ciemnowłosa kątem oka dostrzegła, jak nieznajomy osiłek celuje w nich z potężnej kuszy dziobowej. Nie zdążył jeszcze wypuścić pocisku, kiedy dziewczyna wskazała swojej smoczycy wroga i dała znak do strzału. Już po kilku chwilach statek niebezpiecznie przechylił się i nabrał nieco wody.
- Ładny strzał! - pochwalił chłopak, ale jego przyjaciółka puściła tę uwagę mimo uszu i wróciła do wcześniejszego tematu.
- A więc co zamierzasz zrobić?
- Wezwiemy sobie posiłki. Z resztą zaraz sama zobaczysz. Leć za mną! - rzucił tylko przez ramię i pośpieszył Szczerbatka, zataczając szeroki krąg nad rozpościerającymi się w dole łodziami.
Iris bez zastanowienia poszła w jego ślady. Czkawka jeszcze przeciągle gwizdnął, przywołując uwagę pozostałych towarzyszy, a kiedy ci oderwali się od powolnego niszczenia wrogich okrętów, dał im znak, również każąc podążać za sobą. Sam zaś skierował się w miejsce, z którego pobliża chwilę wcześniej wyrwała się ciemnowłosa - na główny statek Viggo.
Jeźdźcy nie otrzymali żadnych wyjaśnień, a nawet pomimo to bez sprzeciwu lecieli za swoim liderem. Nie minęło nawet pół minuty lotu, a smoki z całą prędkością rozpruły powietrze tuż nad burtami statku, zatoczyły zgrabny, pionowy okrąg nad pokładem i lekko osiadły na jego deskach.
Iris widziała, jak przerażeni Łowcy w popłochu uciekają spod brzuchów gadów, zapewne przekonani, że za krótką chwilę podzielą los swoich towarzyszy.
Czkawka zszedł ze swego wierzchowca, z czego ten chyba nie był zbyt zadowolony, chcąc mieć swojego przyjaciela przy sobie i, w razie potrzeby, móc go ochronić. Ten w odpowiedzi pokrzepiająco pogłaskał łuski Szczerbatka, dając niemą obietnicę, że wszystko będzie dobrze. Nawet smok nie wiedział, jaki plan czai się pod rozwianą czupryną młodego Jeźdźca.
Chłopak pewnie postąpił rok do przodu i wyprostował się, gotowy na konfrontację.
Iris ten widok poraził. Zwykle pociwy, opiekuńczy, dobry i czasem może też zagubiony Czkawka, gotowy cierpieć największe katusze wzamian za dobro swoich bliskich, teraz zmienił się nie do poznania. Wszelkie wątpliwości wydawały się go opuścić, pozostawiając na twarzy wyłącznie zdecydowanie i porażającą pewność siebie. Stał stabilnie, bez żadnej broni w ręku, a nawet pomimo tego biło od niego tak ogromne samozaparcie, że gdyby to Iris była na miejscu wroga, szybko wycofałaby się z pola walki. Przeszło jej przez myśl, że gdyby teraz rozkazał skoczyć dziewczynie z najwyższego klifu, bez zastanowienia by to zrobiła.
- Viggo! - wykrzyknął tak silnym i pewnym głosem, że ciemnowłosa zaczęła poważnie się zastanawiać, czy aby na pewno ona sama nie nosi takiego imienia. - Musimy zamienić kilka słów.
Przywołany Łowca niespodziewanie zmaterializował się na pokładzie, pojawiając się jakby znikąd. Spokojnym i lekceważącym krokiem przemierzył niewielką odległość, stając przed grupą Jeźdźców.
- Pośpiech nigdy nie prowadzi do niczego dobrego, Czkawko Haddocku. Porozmawiajmy spokojnie.
W jego głosie można było wyczuć tak dużą obojętność rozgrywającymi się scenami, że w chłopaku widocznie się gotowało. Pomimo ciągłych prób panowania nad sobą, mimowolnie zacisnął pięści.
- Po pierwsze. - zaczął, starając się opanować drżenie w głosie. - Po co było ci to wszystko? Po co cała ta gra i ciągłe podchody? Nie mogłeś zwyczajnie nas zaatakować i walczyć o to, czego chciałeś?
Viggo ewidentnie wyglądał na zadowolonego. Z dumną miną obserwował młodych Jeźdźców, uważnie lustrując każdego z nich błędnym wzrokiem spod zmarszczonych brwi.
- A myślałem, że znamy się już dostatecznie długo, abyś sam do tego doszedł. - twarz Łowcy wykrzywił szyderczy uśmiech. - Szpony i Topory rządą się swoimi zasadami, nieprawdaż? Jeszcze tego nie pojąłeś?
- Przestań wreszcie grać i bawić się z nami. Po co ci te wszytskie podchody? Mogłeś już wiele razy się nas pozbyć, ale ty ciągle wolałeś dawać nam czas.
- Otóż to, Czkawko! Gdzie satysfakcja z wygranej, gdy nie dajesz przeciwnikowi równych szans? Już dawno przestało mi zależeć wyłącznie na Smoczym Oku.
Pomiędzy wrogami na moment zaległa zupełna cisza, podczas której oboje tylko spoglądali sobie głęboko w oczy, próbując ukryć własne zamiary.
- A skąd wzięliście drugą Nocną Furię? - z nienawiścią, lecz i opanowaniem rzucił chłopak.
Wyraz twarzy Łowcy zmienił się w jednej sekundzie, teraz goszcząc pełen wyrachowania i pogardy, nieszczery uśmiech, tak charakterystyczny dla Viggo.
- Czułem, że o to zapytasz. - jego głos odbił się złowieszczym echem od kadłubów pobliskich statków. - W dniu, w którym ją znaleźliście, moja łódź wracała z odległych wysp, po niezwykle udanym zakupie. Kilka dni wcześniej dostałem wiadomość od pewnego tajemniczego człowieka, który twierdził, że ma na zbyciu kilka smoków. W tym pewien osobliwy, ale niebotycznie cenny okaz. Jak się okazało, wcale nie blefował, bo dzisiaj dosiada go twoja przyjaciółka. - Łowca niedbale machnął ręką w kierunku gotowej do walki Burzy. Następnie kontynuował. - Uprzedzając twoje pytania, tak, nie było mnie na tym statku. Wypłynąłem z portu jakieś pół godziny później innym okrętem i, nie ukruwając, dzisiaj tego żałuję. Moi ludzie mieli być gotowi na odparcie waszego ataku w każdej chwili, ale, jak sami zdołaliście się o tym przekonać, nie można powierzyć im żadnego zadania.
- Owszem. Całkiem szybko dowiedzieliśmy się o waszych planach.
- Jakiś czas później dotarły do mnie anonimowe informacje, że dorobiliście się piskąt. - kontynuował mężczyzna, jakby zupełnie nie zwracając uwagi na młodego Jeźdźca. - Jasne było więc, że będziecie za wszelką cenę ich chronić. Spodziewałem się więc, że zaskoczycie nas jednak czymś więcej, niż tylko szóstką smoków.
- Och, Viggo, tym razem to ty mnie rozczarowałeś. Wiesz, ktoś kiedyś mi powiedział, że doskonali Łowcy rzadko kiedy muszą gonić swoją ofiarę, lecz tylko najlepsi w swoim fachu potrafią sprawić, żeby to ofiara goniła ich. I ten ktoś miał w tym bardzo dużo racji.
Po tych słowach pomiędzy młodym Jeźdźcem, a mężczyzną zapanowała pełna napięcia cisza; wrogowie obrzucali się wzajemnie nienawistnymi spojrzeniami.
Czkawka szybko postanowił dopełnić swoich słów. Powolnym, opanowanym, ale też pewnym ruchem podniósł otwartą dłoń wysoko nad swoją głowę i wyprostował ramię. Minęło kilka sekund, a on zacisnął ją w pięść, dając tym samym początek serii późniejszych zdarzeń.
Na komemdę chłopaka smoki Jeźdźców posłały w nocne niebo swoje pojedyncze pociski - sygnały, dające znać innym smokom, aby przybyły na ratunek. Już chwilę później Iris nie potrafiła uwierzyć własnym oczom. Ponad Berk wzbiła się wielka, ciemna chmara smoczych skrzydeł, doskonale widoczna w świetle księżyca. Widok był imponujący, kiedy setki gadów z różnych gatunków jednym rytmem zwnosiło się z wyspy i zmierzało w tym samym kierunku, aby pomóc przyjaciołom w opresji. Miliony małych łusek błyszczały w promieniach księżycowych.
- Dalej uważasz, że nie damy rady? - zagadnął zaczepnie i dumnie, wsiadając na Szczerbatka.
Łowca natomiast wydawał się być niewzruszony.
- Na twoim miejscu aż tak bym się nie cieszył, Czkawko, i bardziej chronił północne krańce wyspy.
Pewna mina chłopaka nieco zrzedła, a kolejnym ruchem dłoni rozkazał smokom Jeźdźców również wzbić się w powietrze.
Kiedy byli już daleko, na tyle, że Viggo mógłby mieć problem z usłyszeniem ich rozmowy, Szczerbatek ostro zawrócił, ustawiając się pyskiem do podążającej za nim grupy.
- Czkawka, co ty wyprawiasz?! Czyś ty oszalał, żeby wszystkie smoki kierować do walki i kierować je...
- Astrid, dosyć. - chłopak próbował uciszyć dziewczynę karcącym spojrzeniem. - Wiem, co robię, uwierz mi. Bez tych smoków nie jesteśmy w stanie zniszyć Łowców, choćbyśmy nawet rzucali się w ogień. Jeśli dobrze je poprowadzimy, z tej floty nie zostanie nic.
Ciemna chmura skrzydeł zbliżała się coraz bardziej. Jeździec już miał się odwrócić i ponownie odlecieć, kiedy Śledzik zawołał za nim, zwracając jego uwagę.
- A co z tym ostrzeżeniem? Nie powinniśmy sprawdzić, co się tam dzieje?
- Północny brzeg kończy się ostrym klifem. Nie ma mowy, żeby takie wielkie statki nawet zbliżyły się do niego, a co dopiero wejść po nim na samą górę.
W głowie Iris coś jednka krzyczało i próbowało natarczywie zwrócić jej uwagę. Wysokie klify. Łodzie. Liny... Musiało minąć kilka sekund, zanim wszystkie kawałki poskładały się w jedną, spójną całość, a dziewczyna wyciągnęła z niej wnioski.
- Hej, Czkawka, zaczekaj! - było widać, że niechętnie, ale chłopak ponownie zawrócił i posłał swojej towarzyszce pytające spojrzenie. - Nie byłabym tego taka pewna. Musimy zawrócić i to sprawdzić! Pamiętasz, jak na wyspie Szybkich Szpiców Łowcy dostali się na tamtę skałę? Teoretycznie to też było niewykonalne.
Teraz już miała w swojej pamięci pełny obraz mężczyzn schodzących z wysokiego występu skalnego po linach, prosto na pokłady łodzi. Powoli zaczynała też widzieć oczami wyobrażni, jak ci sami mężczyźni wspinając się w ten sam sposób po klifach Berk.
Jeździec Nocnej Furii delikatnie przymróżył powieki i zawiesił wzrok na niewidzialnym punkcie w przestrzeni, analizując słowa dziewczyny. Po niedługim czasie jego umysł również musiał odpowiednio poskładać zapamiętane obrazy, bo do tej pory zymyśloną twarz rozjaśnił wyraz zrozumienia.
- Nawet o tym nie pamiętałem... Iris, kolejny raz muszę ci pogratulować. Jesteś genialna! - delikatnie się uśmiechnął. - Okej, w takim razie musimy nieco zmienić plany! Śledzik i bliźniaki, wy pokierujecie tym stadem. Astrid, Sączysmark i Iris polecą ze mną na Berk. W razie, gdyby doszło do walki, muszę mieć kogoś do pomocy. Nie mamy czasu do stracenia!
Już chwilę później dziewczyna mijała się w drodze na Berk z pokaźną gromadą smoków. Dopiero z bliska dostrzegła, że na grzbietach niektórych gadów siedzieli członkowie Drużyny A, próbujący zapanować nad rozszalałymi podopiecznymi.

Smocze Marzenia ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz