Rozdział 3

177 5 0
                                    

Nagle poczułam jak ktoś mnie podnosi z ziemi, na której usiadłam jak Tyler wyszedł i przytula do siebie. Wiedziałam kto to. Dobrze znam ten dotyk, na który moje ciało przechodzi dreszcze, bardzo przyjemny dreszcze i tak było też tym razem. Nie chciało mi się szarpać, wyrywać i kłucic więc mu pozwoliłam. Pozwoliłam na chwilę samej sobie zatracić się w Dereku Hale'u.

Aria p.o.v

Kiedy wedle mojego odczucia minęło parę godzin, to w momencie jak lekko się od niego odsunęłam, wzięłam do ręki telefon aby sprawdzić czy nie mam żadnych wiadomości. Pierwsze co rzuciło się w moje oczy to to, że minęła godzina od kiedy mój brat pojechał do Damona i jeszcze nie wrócił, a ja przez ten czas zamiast się o niego martwić byłam przytulona do Dereka, dla którego z tego co zauważyłam wcale to nie przeszkadzało, a wręcz przeciwnie. Lecz wkońcu musiałam się od niego oderwać.
- Przepraszam... ale... ale muszę iść. - powiedziałam jąkając się, bo tak naprawdę wcale ich nie znałam, a oni byli przy mnie i pocieszali, że nic się jemu nie stanie, ale ja wiedziałam swoje.
- Ja też przepraszam, że to zrobiłem. Nie powinienem. - powiedział Derek, a mnie zdziwiły jego słowa, bo on nigdy nie przeprasza.
- Łał Derek Hale powiedział przepraszam. Nie no gratuluję zmiany charakteru. Brawo, brawo. Jestem z ciebie dumna, a teraz przepraszam ale muszę iść znaleźć brata, bo znając jego charakter i charakter mojego ex wszyscy w rezydencji Salvatore są już martwi. W tym pragnę przypomnieć, że jest tam mój braciszek, Tyler, a jeśli cokolwiek się jemu stanie to martwy będziesz ty, Derek. - osz fuck, włączył mi się tryb szmaty, przykre. Derek tylko stał i się na mnie patrzył, ale tak dziwnie, tak inaczej niż kiedyś, jakby niedowierzał, że aż tak się zmieniłam, a jednak tak jest. No ale musiał dać komentarz, no musiał no.
- Co się z tobą stało? Kiedyś byłaś inna. - bo kiedyś miałam ludzi, którzy mnie kochaj, pomyślałam.
- Kiedyś? Łoł, ty wy się znacie? Ale sztos. Extra. - dodał do naszego monologu jakiś chuderlawy, brązowo włosy chłopak.
- Stiles, przestań kłapać jadaczką i wtrącać się. Dorośli prowadzą konwersację. Jeśli wiesz co to znaczy.
- Haha, bardzo śmieszne Derek. - znowu powiedział ten chłopak z tego co pamiętam to Stiles.
- Nie znam ich, ale przestań obrażać Stiles'a. Dobrze pamiętam? - spojrzałam na chłopaka i zadałam pytanie, a on tylko twierdząco pokiwał głową i się uśmiechnął.-A  odpowiadając na twoje pytanie Derek, proszę masz odpowiedź, kiedyś nie zostałam podwójnie zdradzona i to, że między zdradami jest sześć lat, różnicy nie robi to żadnej. Zdrada to zdrada. Mnie zmieniło to, że chłopak, którego kochałam zdradził mnie z... z suką Argent. - te ostatnie zdanie przyszło mi z trudnością, bo wspomnienia wracają im częściej o tym myślisz. - a teraz przepraszam, ale muszę iść i ratować mojego brata. Żegnam.
Wychodząc z domu Martin'ów kątem oka zobaczyłam jak wszystkich oczy są skierowane w moją stronę i patrzą na mnie z niedowierzaniem. Widzę też jak Derek idzie za mną, ale mam to gdzieś. Wsiadam do mojego autka i zmierzam w kierunku domu mojego ex. Oczywiście jakby tego było mało  Derek jedzie za mną swoim czarnym chevusiem Camaro. Chloroplast jebany.
Pokonanie tej jakże pięknej drogi zajęło mi pół godzinny, z Derekiem na ogonie oczywiście. Specjalnie jechałam wolno, bo wiedziałam, że on tego nie lubi. Derek woli szybką jazdę.

"Szybkie numerki  chyba też" - pomyślałam

Czasami miałam wrażenie, że moja podświadomość podejmowałaby lepsze decyzję niżeli mój mózg. Ale to tylko wrażenie.
Kiedy stanęłam na parkingu przed rezydencją (lubili ją tak kiedyś nazywać więc tak zostało ) zauważyłam jak Derek też wysiada, ale nie chciało mi się kłócić. Idąc w stronę domu, zauważyłam jak wychodzi z niego zdenerwowana Caroline, a za nią Elena. Szkoda. Akurat jak dla mnie ta druga mogłaby zginąć. No ale cóż. Życie. Poczułam, że Derek idzie obok mnie i kątem oka ciągle na mnie zerka. Przewróciłam tylko oczkami i szłam dalej. Dziewczyny popatrzyły na mnie wzrokiem mówiącym "już nie żyjesz", ale ja to zignorowałam. Weszłam do domu, a to co tam zobaczyłam zwaliło mnie z nóg. Tyler i Damon leżą na podłodze i zwijają się z bólu, a nad nimi stoi wiedźma Bonnie.
- Nie no szacunek laska, szacunek. Poskromić dwa niebezpiec...- w tym momencie poczułam niewyobrażalny ból w okolicach obojczyka. Zauważyłam też, że Bonnie przestała i nagle wszyscy znaleźli się wokół mnie nie wiedząc co się dzieje, nawet Derek tu podbiegł, choć jego mina w stronę Damona była bezcenna. Braciszek pomógł mi wyjąć przedmiot, który spowodował mój ból, a ja nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Kołek z białego dębu, ale jak przecież nikt o tym nie wiedział.
- O nie. Jest źle, jest bardzo, bardzo źle. Musicie uciekać - nie chce żeby coś im się stało, ale nie mogę powiedzieć prawdy. Oni tego nie zniosą.
- Że co? Nigdzie nie idziemy, a jak już to ty idziesz z nami - odezwał się Derek. - powiedz nam o co chodzi.
- Nie o co, a raczej o kogo. Nieważne. Nie mogę wam powiedzieć po prostu uciekajcie. - usłyszałam jak ktoś zmierza w naszym kierunku, ale tego się nie spodziewałam.
- O boże Elena! - krzyknął Stefan i już chciał tam podejść, ale zatrzymał go ból głowy, zresztą tak jak wszystkie wampiry. W tym mnie. - puść ją, bo nie ręcze za siebie.
- Stefan, zamknij się jak chcesz żyć. - muszę go uspokoić bo wszyscy zginiemy. Dobra najwyżej się wydam. Co ja gadam to już się wydało. I dopiero teraz do mnie dotarło kto trzyma dziewczyny. Poczułam jego magię choć nie powinnam. Poczułam jego wampira choć one nie mają zapachu. Co się ze mną dzieje do jasnej cholery?
- Teskniłaś kochanie? - nie, nie to nie może być prawda. Znaleźli mnie.
I nagle wszystko ustało. Wszyscy poczuli ulgę, ale dziwnie na mnie patrzyli. Nikt nie wiedział do kogo były skierowane te słowa. Nikt poza mną.
- Kol. - tylko tyle zdołałam z siebie wydusić, po czym się obróciłam. Stał tam mój przyjaciel z Nowego Orleanu. Brat najlepszej przyjaciółki. Brat faceta, który pragnie mojej krwi i śmierci. Mój były chłopak, Kol. Kol Mikaelson. Od razu sprostuje jeśli nikt nie wie o co chodzi poznałam Kola w Nowym Yorku w pierwszym miesiącu mojego samotnego życia. Byliśmy razem przez miesiąc, potem on wyjechał, a ja poznałam Damona. Tyle, że on zna mój sekret, który chyba już przestał być sekretem.
- Wow. Nie wiem co powiedzieć. Wypiękniałaś kochanie. Braciszek będzie czerpał niesamowitą przyjemność z ciebie. - i zaczął do mnie podchodzić. Tyler, Damon i Derek stanęli mu na drodze, ale on użył magii. Że co do cholery? Przecież on jest wampirem. A to znaczy, że jego matka wróciła. W mordę jestem trupem. Jak nic dziś będzie mój pogrzeb.
- Heretyk, kochanie.
- Ale, ale jak? Czekaj czy ona... ona wróciła - on tylko twierdząco pokiwał głową - Kol, błagam ogarnij się. Nie możesz tego zrobić. - on dalej powoli do mnie podchodził z mordem w oczach. Muszę grać na zwłokę. - Kol, Kol spójrz na mnie. Bardzo dobrze, a teraz wsłuchaj się w mój głos. Pamiętasz pierwszy tydzień. Poszliśmy do restauracji "Four Words", z początku nie chciałam, bo jest ona w cholernie droga, ale ty nalegałeś, że dla tak wyjątkowej dziewczyny poszedłbyś z nią nawet na księżyc. I, że nie liczą się dla ciebie pieniądze, że najważniejsza jestem ja. Kol - podeszłam do niego i objęłam jego twarz w swoje malutkie rączki. Zauważyłam jak jego mięśnie się napinają pod moi dotykiem. - Kol, kochanie. Ona tobą manipuluje, chce nas rozdzielić nie pozwól, żeby matka dawała co rozkazy, nie pozwól dla brata zabić swojej ukochanej. Kol, debilu... - nie wiem czy mam to powiedzieć, ale muszę grać na zwłokę, bo widzę jak Bonnie stara się znaleźć to zaklęcie. Ale hallooo. Na pierwszych ono i tak nie zadziała ale zawsze warto próbować, co nieee? -... Kocham Cię, słyszysz - zauważyłam jak jego oczy stają się normalne jak u Kola, mojego Kola. Boże co ja gadam ona nie jest mój. Był, ale nie jest. - Kocham Cię walcz z tym, błagam - pocałowałam go, nawet nie wiem po co, ale to zrobiłam. Może dla pewności, że wyzwoli się z pod jej uroku, a może dlatego, że wciąż go Koch... Nie na pewno dla tego pierwszego, napewno.
- No proszę, proszę piękna szopka naprawdę. Gratuluję.
- Esther. - nie no do tego jeszcze zła mamuśka, no błagam ludzie. Nagle do domu wparowali jej podwładni i trzymali wszystkich, których dzisiaj poznałam, w tym Stilesa i Lydię. No szmato właśnie przegiełaś.
- Mój syn pragnie twojej krwi, ażeby tworzyć hybrydy. Ja natomiast uważam, że są to okrutne stworzenia zdolne tylko do mordu. Twoje wyznanie może i poruszyło Kola, bo nie jest już pod moim urokiem i bardzo ci za to dziękuję. - że co? Ja się pytam, że co ona mi dziękuję. Ma jakiś plan. Kątem oka widzę twarze wszystkich, które patrzą na mnie i mnie obwiniają. Mają rację to moja wina. Stoję i słucham Esther, a po Kolu widać, że jest załamany i nie chce mnie już więcej widzieć.  - Dziękuję Ci za to, że teraz Kol ujrzy prawdę na żywo. Zobaczy jakiego potwora pokochał i nie może się odkochać. - teraz będzie przemowa do niego, bo ciągle się tam gapi. - Spójrz synku i powiedz mi co widzisz? - wskazała na mnie palcem i kazała dla Kola na mnie spojrzeć.
- Przepiękną dziewczynę, która kiedy miała wiele problemów, ale wyrosła na jeszcze piękniejszą kobietę, która dalej kocham choć wiem, że ON kocha cię najbardziej z nas trzech, a ty oczywiście dalej kochasz jego, bo pamiętam jak mi opowiadałaś, że pomimo zdrady ty dalej go kochasz i nie wiesz czy będziesz w stanie przestać . - mówić ostatnie zdanie wskazał na Dereka, a ten na mnie spojrzał ze zdziwieniem. - Co jeszcze chcesz wiedzieć matko?
- Pomyśl synku. Dlaczego on pragnie jej krwi skoro hybrydę można stworzyć z krwi sobowtóra np. z Eleny. Lecz on pragnie jej, jak myślisz dlaczego? Nie wiesz no to patrz uważnie, bo właśnie taraz użyje na niej zaklęcia, które działa tylko na wampiry, a ona jest przecież wilkołakiem, ale zanim to zrobię będzie lepiej jak wprowadzone zostaną jeszcze dwie osoby - pokazała do swoich towarzyszy, że mają ich wprowadzić, a ja już wiem że chodzi o rodziców. Oni nie mogą się dowiedzieć. Nie mogą, nikt nie może. Rodzice weszli, a ja nie wiedząc co mam robić zaczęłam uciekać, ale na darmo. - O nie kochaniutka, przedstawienie bez głównej gwiazdy. Niewykonalne.
- Spieprzaj ode mnie i od moim bliskich. Wracaj skąd przyszłam ty szurnięta wiedź... - nie mogłam dokończyć bo poczułam ogromny ból w klatce piersiowej i jednocześnie w głowie.
- Nigdy cię nie lubiłam, a kiedy Klaus powiedział, że jesteś częścią rytuału do zrobienia hybryd to moja pierwsza myśl? Zabić ją żeby na ziemi ich nie było. Starczysz nam ty potworze. Moje dzieci nie zabiły tyle w ostatnich stuleciach co ty w ostatnie sześć lat. Jesteś nam zbędna, ale niestety moje plany pokrzyżowała wiadomość, że jakaś wiedźma połączyła cię z Klausem i jeśli umrzesz ty to on też.
- I gdzie ty widzisz problem i tak chcesz jego śmierci - powiedziałam kiedy czułam, że ból trochę się zmniejsza.
- Widzę problem w tym, że na balu Zjednoczonych dolałam do wina moich dzieci krew Klausa aby ich połączyć i aby już na zawsze byli razem. Potem dowiedziałam się, że jesteś z nim połączona, a co za ty idzie, umrzesz ty umrę wszystkie moje dzieci. Niestety zaklęcia zdjąć nie mogę, bo nałożyła je bardzo silna wiedźma, której nie znam.
- Qetsiyah - szepnął Kol, ale ona to niestety chyba usłyszała. Jeśli przeżyjemy własnoręcznie go zabije. Naprawdę.
- Coś ty powiedział?? - uu mamusia się wkurzyła.
- Co? Ja? A nic tak tylko sobie mruczę. Nanananannaa. O mamuś zmarszczka ci na czole wyskoczyła uważaj, bo tak może zostać. Młodsza nie będziesz, ale starsza na pewno tak. - nie no myślałam, że wybuchne śmiechem, a chrzanic to niech się dowie i tak jej nie znajdzie.
- Qetsiyah - powiedziałam głośno i wyraźnie a ona spojrzała na mnie niedowierzając.
- Ty ją znasz? To niemożliwe mieli to ukryć. Mieliście to ukrywać, ona miała się nie dowiedzieć!! - mówiąc ostatnie zdanie popatrzyła na moi rodziców. Czego mieli mi nie mówić i co mieli ukrywać.
- Skąd ją znasz? - Esther może i myśli, że ma cały świat pod sobą i każdy jest jej wierny ale na pewno nie ja. O co to, to nie. - Pytam po raz ostatni. Skąd ją znasz?! - a może by tak pożartować trochę, a co tam.
- No wiesz kiedyś to wszyscy się znali, a biorąc pod uwagę jej wiek to młoda na pewno nie jest. Ale tak na serio to przeleciała kiedyś twojego syna. Powiedział mi to na pierwszym spotkaniu, a zaraz na drugim przeleci...
- Dość. Nie musisz kończyć. Myślisz, że nabiorę się na twoje żarty Ario Santanico Lockwood, córko Michela i Qetsiyi(dop.aut.nie wiem czy tak się do pisze i odmienia xd) Lockwood'ów. - nie no teraz to kuźwa przegieła, że niby Qetsiyah to moja matka jasne bo uwierzę dla wiedźmy, która pragnie mnie zabić. Chociaż mina rodziców jest inna niż...
- Że co? - myślałam że to też było w mojej głowie. No cóż trochę głośno krzyknęłam bo niektórzy zasłonili sobie uszy. - Żartujesz prawda? Mamo, tato powiedzcie, że ona żartuję. - spojrzałam na nich, a ich spojrzenie wyrażało jedno... ona mówiła prawdę. O boże. - Nie, nie to nie może być prawda. Przecież ona nic nie mówiła. Pomogła mi. Ona mi pomogła, powiedziała że będzie dobrze, że wkrótce wszystko wróci do normy, że pogodzę się z rodzicami, że wrócę do domu i będę szczęśliwa. - nie mogłam dłużej tego słuchać i uciekłam.

Wypłakałam już wszystkie łzy na jakie było stać mój organizm,a minęło może dwie godziny odkąd jestem na wzgórzu i nikt mnie jeszcze nie znalazł.

   Pewnie nikt cię nawet nie szukał

Pewnie tak. Nie jestem nikomu potrzebna. Rodzice mnie okłamywali przez całe moje życie. To jest chore. Ja jestem hybrydą wilkołaka i wampira, nie mogę być też wiedźmą to jest niemożliwe. Kiedyś czytałam, że istnieć może coś takiego jak trybryda ale nikt jeszcze o tym nie słyszał. Ona nie istnieje to tylko mit, legenda nic więcej. Muszę to wyjaśnić ale nie mogę, nie chcę. Boję się, że poznam prawdę, że to co mówiła Esther okaże się prawdą i będzie boleć. Będzie tak cholernie boleć.
Na początku mój telefon ciągle wydawał dźwięk jak nie SMS to ktoś dzwonił na zmianę dzwonił brat, Derek, Damon, rodzice, a nawet Kol kilka razy, ale wszystkich odrzucałam. Wiem, że nawet Stiles i Lydia, którzy nie wiem skąd mają mój numer dzwonili może z trzy albo cztery razy. Ale wyłączyłam telefon dobrym starym sposobem. Z całej siły walnęłam nim o drzewo. Jednak przyjście tutaj nie było dobrym pomysłem, bo Derek wie gdzie mnie szukać, ale coś mnie tu przyciągnęło. Nie wiem co po prostu czułam, że muszę tu przyjść. Usłyszałam szelest za sobą, ale nie zwracałam na to uwagi. Przecież jak zginę nikt nie będzie tęsknić.
- Postanowiłem, że dam ci czas dlatego przychodzę dopiero teraz. Mam nadzieje, że nie przeszkadzam. - pokręciłam przecząco głową - czyli mogę się dosiąść - nic nie mówiłam tylko wzruszyłam ramionami, wiedziałam że i tak to zrobi - Dziękuję Derek, że tu jesteś, gdyby nie ty ktoś mogłyby mnie zabić. Jesteś kochany.-powiedział naśladując mój głos. - widzisz? Zawsze wiem jak cię rozśmieszyć Ariś. - tak to prawda zawsze wie jak sprawić abym przestała się smucić. Może dlatego kiedyś byliśmy szczęśliwi.
-Dziękuję Dereku Hale'u, że tu jesteś i dałeś mi czas, a teraz zamknij się i mnie przytul. Proszę. - zrobiłam słodkie oczka, bo na niego to zawsze działało. Kiedy mnie przytulił nie mogłam się powstrzymać i zaczęłam płakać, a on widząc to przyciągnął mnie bliżej siebie. Choć nie wiem czy dało się jeszcze bliżej, bo i tak byliśmy blisko.
- Nie płacz aniołku, damy sobie radę. Razem zawsze jest łatwiej - powiedział po czym pocałował mnie w czubek głowy. Nagle wyczułam dziwną moc za nami, ale nie przejmowałam się tym pomyślałam, że może to Esther albo Kol do momentu, w którym nie usłyszałam głosu.

- Tęskniłaś za mną, Ario?

***************************************

POLSAT
JAK MYŚLICIE KTO MÓGŁ TO POWIEDZIEĆ?
KTO JESZCZE TĘSKNI ZA ARIĄ SKORO JUŻ WSZYSCY TU SĄ?
A MOŻE JEDNAK NIE WSZYSCY?
Ogólnie rozdział miał być wczoraj, ale nie był jeszcze sprawdzony więc poczekałam do dziś aby mieć pewność, że jest choć trochę normalny, ale i tak nie jest.
Witam, witam to ja, znowu. Xd
Idziemy dalej wszystko dalej toczy się wokół Arii, ale spokojnie jeszcze trochę i inni wezmą miejsce dla siebie w tej książce. A teraz baj baj.
Do zobaczenia w następnym moje diabełki 😈🖤😈

  2672 słów

Love me again... Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz