Tylko przyjaciel - Rozdział 4.

196 20 22
                                    

Codzienną rutynę i pustkę, którą Gaara od długiego czasu odczuwał, przerwała misja, która niespodziewanie nadeszła. Rozkaz zakładał, że powróci do starej drużyny, złożonej z trójki dzieci Kazekage. Kiedy usłyszał czego ma ona dotyczyć po raz pierwszy odkąd kilka tygodni wcześniej spotkał dziewczynę poczuł, że jego umysł otrząsa się z odrętwienia i odżywa. Miał zostać wysłany na tereny Konohy, by odbić swoją niedoszłą ofiarę - Uchihę. Cóż... może będzie miał okazję przetestować swoje możliwości?


Gaara walczył z Kimmimaro. Niezbyt był z siebie zadowolony, niczego specjalnego nie dokonał. Co prawda nie przegrał, ale był przekonany, że gdyby przeciwnik nie skonał na tajemniczą chorobę, nie miałby większych szans na wygraną. No... chyba, że po raz kolejny skorzystałby z mocy Shukaku, ale to już od dawna nie wchodziło w grę. Czuł się zawiedziony, że jego usilne wysiłki podczas treningów poszły na marne. Poza tym... tak ogromnych wyrzutów sumienia nie przeżył chyba nigdy.

Kiedy spojrzał na Rocka Lee, człowieka, którego zmasakrował, a potem jeszcze na dodatek z premedytację próbował zabić, gdy ten był nieprzytomny, poczuł, jak jego żołądek kurczył się nieprzyjemnie, a jego pierś raz po raz przeszywał ostry ból. Dlaczego akurat to jego musiał ratować? Czy los musiał być tak okrutny, by nie dawać mu choćby chwili wypoczynku? Najgorsze ze wszystkiego było to, że ten dziwny chłopak wcale nie był... pełen żalu czy gniewu. Z typowym dla siebie, nieco irytującym, sposobem mówienia doszedł do dziwnych wniosków. Oznajmił, że skoro dał się tak zmasakrować, oznacza to, ni mniej, ni więcej tylko tyle, że był zbyt słaby. I choć Gaara powinien poczuć ulgę, raczej miał ochotę wstrząsnąć tym niezbyt inteligentnym chłopakiem i wykrzyczeć mu w twarz, że powinien go nienawidzić, bo prawie go zabił, bo prawie zniszczył jego marzenia. Oczywiście nic takiego nie zrobił. Po raz kolejny zdusił w sobie wszelkie emocje i pozwolił, by chłopak zalewał go nieprzerwanym potokiem słów. Cóż innego mógł zrobić?


W końcu ta dręcząca jego sumienie misja dobiegła końca i wracał wraz z rodzeństwem do rodzimej wioski. W jego życiu nie zmieniło się nic. No... może jedynie tyle, że po każdym swoim treningu wypatrywał znajomej sylwetki. Ale dziewczyna nigdy się nie pojawiła. Czy można jej się dziwić? Powinien być wdzięczny losowi, że miał szansę przeżycia tych dwóch, miłych wieczorów w jej towarzystwie. Ale nic nie mógł poradzić na to, że jego wzrok instynktownie wypatrywał jej z oddali. Że szedł wolniej w miejscu ich ostatniego spotkania, jakby w nadziei, że znowu ją tam zobaczy i może po raz kolejny da mu kilka chwil wytchnienia od tej przerażającej samotności, jaką odczuwał.


W końcu rozstał się z Temari i Kankuro. Obiecali, że samodzielnie złożą raport. Potem planowali udać się do jakiegoś wspólnego znajomego. Gaara nadal nie wiedział, jak powinien się zachowywać w normalnych, codziennych sytuacjach, więc po prostu skinął głową i sam ruszył do posiadłości Kazekage.


Jak zazwyczaj, kiedy do mieszkańców docierała informacja, że ten przerażający potwór opuszczał wioskę, zaczynała ona nocami tętnić życiem. W końcu... jedynie nocami pustynne warunki sprzyjały na jakieś spotkania w większym gronie. Gaara ukrywał swoją obecność - raz wskakiwał na dach, to znów chował się w cieniu budynku. Oczywiście nie myślał jedynie o wygodzie otaczających go ludzi, on sam po z rozsądku unikał większych grup ludzi. Nie irytowały ani nie złościły go już słowa, które zawsze ludzie wypowiadali na jego temat, kiedy tylko zbierali się wśród przyjaciół. Przecież i Gaara musiał być sprawiedliwy i przyznać im choćby część racji, że mieli prawo darzyć go niechęcią. Czy przez ostatnie lata nie dał im dostatecznych powodów? I tak, podczas swojej niezbyt wygodnej wędrówki z całą pewnością minąłby obojętnie dość dużą gromadę młodych ludzi, gdyby nie postać siedząca pomiędzy wysoką kunoichi, a postawnym, młodym shinobi. Sayuri. Mimowolnie przystanął i do jego uszu dotarły głosy zebranych u jego stóp ludzi.

Tylko przyjacielWhere stories live. Discover now