12

38 11 13
                                    

Mężczyzna oparł Agneię o ścianę, po której trochę bezwładnie się zsunęła.

- Uspokój się, weź głęboki oddech i wyrównaj go... Doskonale. -  Zaglądał w jej oczy lekko pochylony nad nią. - Nikt nie chce cię skrzywdzić.

Kobieta skinęła głową, zamykając ozy i starając się uspokoić.

- Dziękuję - szepnęła. - Nawet nie wiem, jak się nazywasz.

Paraliżujący strach powoli zaczynał odpuszczać.

- To nie jest teraz istotne - powiedział, przytrzymując ją - ale jeśli już koniecznie chcesz wiedzieć, to mówią na mnie, czasem, Wilk.

- Co ty odpierdalasz - usłyszała ochrypły głos Kapitana, który uspokoił ją. - Miałaś wszystkich skopać po jajach, a nie ślimaczyć się i płakać na widok króla.

Otworzyła oczy i zerknęła na niego.

- Bo nie znam żadnego Hipacego - szepnęła, odzyskując rezon i pion.

- To ja. Weź się w garść. Wytrzyj nos i do roboty. Nie mamy całej nocy. - Westchnęła i rozmazała gluty na całej twarzy, zerkając podejrzliwie na stojącego obok mężczyznę.

- Myślałam, że to ja jestem jeńcem - szepnęła, a nogi znowu jej się ugięły.

- Niepoważna jesteś - odparł Kapitan - Mówiłem, że masz tłumaczyć. Słuchaj, co do ciebie mówię.

- Da radę - zapytał mężczyzna, przyglądając się jej z uwagą.

- Oczywiście, że da. A z tobą mam do pogadania. - Wskazał na niego palcem. - Poważnie i w tym momencie. - Odwrócił się i zniknął w ciemności.

Jej towarzysz wyszczerzył się wilczo.

- Dostanę pouczenie.

- Przykro mi - odparła, zastanawiając się, z czego on się tak cieszy.

- Nie ma powodu. Idź, bo czekają - szepnął i w chwilę później jego szerokie plecy również zniknęły w mroku.

Agneia westchnęła, starając się nie dopuścić do siebie przykrych i niezbyt przyjemnych wspomnień. Z daleka, odpity echem i zniekształcony dobiegł ją głos Kapitana. Przez chwilę słuchała.

- Załatw to dzisiaj, bo nie będę twoich wrogów zrzucał w krzaki. - Odpowiedział mu niewyraźny cichy szept.

- To raczej niemożliwe, bo już jest święto.

Weszła do jaśniejszego pomieszczenia, zastanawiając się, co to miało znaczyć, więc nie zauważyła, że uwaga wszystkich trzech mężczyzn skupiła się na niej.
Król, Kratos i przytwierdzony do stołu za ręce jeniec, który wydawał się znajomy, przyglądali się jej. Sztywno usiadła za stołem.

- Czy będę mogła potem o coś zapytać? - spojrzała na archagetai, który podszedł bliżej.

- Tak. - Oparł się dłońmi o blat.

- O co mam spytać w takim razie?

- Dla kogo pracuje i czego chce... Wszystko, co może być dla nas istotne. - Jego zdanie przerwał młody chłopak. Agneia odwróciła się w jego kierunku, stwierdzając, że młodzieniec wygląda jak młodsza wersja Kapitana. Doszła więc do wniosku, że musi to być któryś z jego synów.

- Królu. Eforzy pragną cię widzieć - wysapał.

- Wyciśnijcie z niego wszystko - powiedział Leonidas i zostawił trójkę ludzi samą.

Agneia uniosła brew i spojrzała na Kratosa, ten jednak tylko wzruszył ramionami.
Jeniec patrzył na nich z pogardą i nienawiścią w oczach.

- Miał może listy? - zapytała tknięta nagłym przeczuciem. - Coś osobistego.

Jednakowi  Where stories live. Discover now