XXI

462 38 28
                                    

- Lissi, idziemy do chłopaków na spotkanie po balu maturalnym? - zapytał Constantin, kiedy dziewczyna wyrzucała z walizki dosłownie wszystkie rzeczy jakie w niej miała tylko po to, żeby za chwilę potknąć się o adidasy, których szukała - No wiesz, to u nas taka tradycja.

 - Możemy - wzruszyła ramionami, wybierając czarne jeansy i wełniany sweter, który  miał zapewnić jej ciepło.

- Jeśli nie chcesz możemy zostać w domu, tylko Kili pyta - chłopak pomógł jej posprzątać bałagan jakiego narobiła, i przypadkowo z kieszeni jednych jeansów wyleciało parę lekko pomiętych zdjęć z polaroida, przedstawiających ją z siostrą oraz ich razem - Po co nosisz je ze sobą? - wypalił, zanim zdążył pomyśleć.

- Zawsze mam przy sobie tych, których kocham - rzuciła tylko krótko i zabrała je - ale na imprezkę chętnie się przejdę. Kto jeszcze będzie?

Constantin postanowił nie ciągnąć pierwszego tematu - Cedrik, Philipp, ich koleżanek raczej już nie - zaśmiał się krótko - Marlene, Luca i Justin z tą... - użycie słowa, które nasunęło się mu na myśl byłoby nieodpowiednie - z tą swoją dziewczyną. Nadine, czy jak jej tam. Ej, co to? - podniósł leżące na ziemi kartonowe pudełeczko, w którym coś grzechotało.

- Oddaj - rzuciła się na niego, ale Constantin był szybszy; przeturlał się na brzuch i wysypał jego zawartość na dywan, biorąc w palce tampony i poddając je uważnej analizie.

- Czy właśnie to wsadzasz sobie w... - skrzywił się, trzymając jeden z paru między kciukiem i palcem wskazującym; ściągnął z niego folijkę i rozciągnął sznurek - a to do czego? Przywiązujesz go jakoś?

- Człowieku, oddaj mi to, ile ty masz lat - prawie zakwiczała, usiłując utrzymać normalny ton a nie wybuchnąć śmiechem.

- Nie no, czekaj - odsunął się trochę i wsadził go sobie do nosa - jak byłem mały to często miałem krwotoki z nosa, i zabierałem je wtedy mamie.

- Te krwotoki to rozumiem tak, że często obrywałeś?

Odwrócił się do Lisy, która nie wytrzymała; z kącików oczu popłynęły jej łzy i musiała usiąść na łóżku, bo aż trzęsła się od śmiechu. Constantin wtedy momentalnie skończył pajacować i usiadł obok niej.

- Widzisz? Mogłaś się uśmiechać od razu, zaoszczędziłabyś na tamponie - pocałował ją i klepnął w biodra - ale głupa robić z siebie umiem, nie?

- Jak nikt inny - parsknęła, roztrzepując mu włosy - daj mi pięć minut - odpowiedziała, i wśliznęła się do łazienki.

Constantin wpatrywał się jeszcze chwilę w drzwi, za którymi zniknęła i rozbawiony kręcił głową; Lisa była jedyna w swoim rodzaju. 

---

Około godziny później w wielkiej śnieżycy, która minęła dosłownie po tym jak prawie zasypało ich pod drzwiami u Kiliana, weszli do domu pełnego hałasu.

- Moi rodzice wrócą dopiero wieczorem, więc tak jakby mamy całe popołudnie dla siebie - zabrał od Lisy płaszcz i wskazał drogę do salonu.

Na kanapach siedziała już Marlene, Luca i Felix z Sophią a Cedrik i Philipp majstrowali coś przy laptopie, z którego miała płynąć jakaś taneczna melodia lecz aktualnie nic na to nie wskazywało. Pod ścianą stała szklana ława zastawiona różnymi napojami, w tym również paroma mocniejszymi shotami i innym alkoholem, jednak chyba nikt nie zamierzał się dziś schlać - niektórzy na przykład jeszcze trzeźwieli po wczoraj - na przykład Felix, który przez dziesięć minut szukał telefonu za łóżkiem, korzystając z latarki w owej zgubie trzymanej w dłoni; dopiero Jakob uświadomił mu, że chyba jeszcze ma lekkiego kaca.

freundschaft | c. schmidOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz