28. Cisza przed burzą

3.2K 285 400
                                    

7 maja 2017

Wielokrotnie w swoim życiu odczuwał strach — we wszelakich postaciach. Połączony ze stresem, kiedy miał trudny egzamin; połączony ze wstydem, kiedy coś spieprzył i nie był pewny, czy da radę poradzić sobie z konsekwencjami; połączony z ekscytacją, kiedy bardzo chciał czegoś spróbować, ale brakowało mu odwagi; a nawet w czystej postaci, kiedy raz w środku nocy zadzwoniła do niego matka. Nic się wtedy nie stało, wręcz przeciwnie — kobieta wracała z jakiegoś spotkania z koleżankami i zamiast wybrać numer Andrzeja, wybrała przez przypadek jego... ale i tak zdążył się przestraszyć, bo telefon od rodzica w środku nocy rzadko kiedy zwiastował coś dobrego.

Nigdy jednak nie poczuł tak gargantuicznego strachu, jak tamtego, nieszczęsnego dnia.

Początkowo wydawało mu się, że wybudza się z bardzo głębokiego snu, choć jego przebudzenie było dziwnie rozwleczone w czasie i czuł tak ogromne zmęczenie, że chyba po drodze poddał się kilka razy i ponownie zasnął. A przynajmniej tak mu się wydawało, bo nie był w stanie sobie tego przypomnieć.

Za którymś razem wreszcie odzyskał świadomość, czując dziwne pulsowanie w czaszce i nienaturalne odrętwienie na całym ciele.

Postanowił więc otworzyć oczy i wtedy...

Serce zaczęło walić mu jak oszalałe, odgłosy docierały do niego jak spod ziemi, nie mógł się poruszyć i... nie widział! Próbował zamrugać powiekami, żeby upewnić się, że faktycznie otworzył oczy, ale... nic, kompletny mrok! A może... może była noc?

Na samo wspomnienie tego strachu, aż przechodziły go dreszcze. Był wtedy tak cholernie bezradny, że już bardziej się nie dało. Ktoś go dotykał, ktoś do niego mówił, ktoś go o coś prosił, ale kompletnie nie potrafił się na tym skupić i nic do niego nie docierało.

Minęło kilka godzin... albo dni? — Tego też nie był już pewien, bo w zasadzie niewiele pamiętał z tych pierwszych dni w szpitalu. Za to ten przeszywający strach utkwił mu w pamięci aż za dobrze. Powoli zrozumiał, że jest w szpitalu i coś mu się stało. Nie pamiętał, jak tu trafił ani dlaczego. Jego ostatnie wspomnienie dotyczyło tego, że brał prysznic i planował wpaść do rodziców na obiad, a potem... film się urywał.

Nigdy nie czuł się tak bezsilny. Nie widział i nie pamiętał, co się z nim stało, wszystko go bolało, ledwie mógł oddychać. Aż powoli zaczynał żałować, że się w ogóle obudził. Może lepiej by było, gdyby po prostu umarł? Ale był pieprzonym warzywem, więc nawet nie był w stanie sam dokończyć tego, co ponoć zrobiła z nim jakaś banda wykolejeńców. Kilka razy nie wytrzymał i po prostu się popłakał. Nie chciał tak żyć.

Praktycznie cały czas była przy nim mama, która ze wszelkich sił próbowała podtrzymywać go na duchu. To paradoksalnie wprowadzało go w stan jeszcze większego przygnębienia, bo choć bardzo chciał, to nie potrafił tego docenić. Chciał zostać sam i żeby wszyscy dali mu spokój.

Ciągle odwiedzała go też Martyna i ojciec. Dziewczyna, podobnie jak Ada, zagadywała go bez przerwy, mimo że nie odpowiadał, a jak musiał, to robił to półsłówkami. Próbowała odciągnąć jego uwagę od stanu, w jakim się znajdował i opowiadała, jak idą jej ostatnie egzaminy oraz że stresuje się obroną pracy. Ojciec w zasadzie tylko czasami wtrącał jakieś słówko, kiedy odzywała się jego matka. Ewidentnie nie wiedział, jak podejść do syna. Jedynie kilka razy wspomniał, że robi wszystko, żeby znaleźć zwyrodnialców, którzy mu to zrobili.

W związku z tym przyszedł też do niego ten sam policjant, który go kiedyś dorwał na ulicy i Kuba wylądował z nim na kawie. Tym razem był z partnerem i okazało się, że oficjalnie prowadził sprawę jego pobicia. Niestety Krzykowski nie był za bardzo pomocny, bo kompletnie nic nie pamiętał — a nawet nie chciał sobie przypominać — i brakowało mu pomysłów, kto mógłby go tak dojechać. Francuz zasugerował, że być może ma to jakiś związek z Redeckim... ale przy kolejnej wizycie oświadczył, że Hubert przestał być w kręgu osób podejrzanych, bo nie było go w tym czasie w mieście i nie istniały przesłanki, które łączyłyby go ze sprawą. Przez to całe śledztwo utkwiło w martwym punkcie. Ofiara nic nie pamiętała i nie było żadnych świadków ani dowodów, które byłyby pomocne. Znalezienie sprawców wydawało się graniczyć w takim przypadku z cudem.

Sezon na grilla [boyxboy]Where stories live. Discover now