Tylko przyjaciel - Rozdział 3.

Start from the beginning
                                    

Ale z chwilą, kiedy uświadomiła sobie jeszcze jedną rzecz okazało się niemal niemożliwe, by zapomniała o ich spotkaniu. Kiedy dotarło do niej, dlaczego wydawał jej się być zagubionym, fala współczucia przebiegła przez jej umysł. Nie zwróciła wcześniej na to uwagi, bo nie chciała, a może nie mogła w to uwierzyć. Ale teraz w końcu dopuściła do siebie tę myśl. On miał... głęboką samotność wypisaną w oczach.

***

Gaara od dnia, w którym przez przypadek wpadł na dziewczynę, walczył sam ze sobą. W każdej wolnej chwili miał ochotę skierować swoje kroki w stronę jej domu. Chciał sprawdzić, czy może ona... co? I znowu rezygnował. Przecież z pewnością nie miała najmniejszej ochoty ponownie się z nim spotkać. Starała się być po prostu miła, z czego był jej niezwykle wdzięczny. Wspomnienie tej ulotnej chwili wspólnoty pomagało mu dalej brnąć na jego bolesnej drodze.


Poza tym jednym epizodem nic nie wskazywało na to, by miało być mu lżej. Opuścił swoje rodzeństwo i dołączył do podstawowych Jednostek Wioski Piasku. Był to oczywisty błąd, ale nic nie mógł poradzić na głupotę ludzi. Po raz nie wiadomo który rozpamiętywał tamtą tragiczną chwilę, gdy znowu wysłano za nim grupę zabójców. Co miał, do cholery, zrobić, żeby ludzie mu uwierzyli, że chce się zmienić?! Nawet jego rodzeństwo patrzyło na niego nieufnie, jakby w ciągłym napięciu, że ponownie ujrzą jego dawny wyraz twarzy, że ponownie będą świadkami jego nieobliczalnego zachowania.

Czuł się bezsilny. Czuł, że nieważne jak mocno by walczył nie ma szans na wygraną z losem, ale nie chciał się poddawać. A może... już po prostu nie potrafił? Może walka z Naruto odmieniła go naprawdę. Tylko... to chyba najboleśniejsze... nikt mu w to nigdy nie uwierzył. A on już nie potrafi zamordować kogoś, nie potrafi być okrutny. Nie miał sił na dalszą walkę, nadal był tak samo samotny, nadal tak samo boleśnie odczuwał, kiedy ludzie odrzucali jego próby zdobycia akceptacji. I choć nie potrafił już być taki, jak dawniej, inne rozwiązania wpadały mu do głowy. Może powinien następnym razem poddać się i nie podejmować walki z napastnikami? Przestałby istnieć, ale czy dla kogokolwiek byłoby to smutne? Bogowie! Po co się dręczył tym pytaniem?

Czasem też coraz poważniej myślał nad permanentnym wypuszczeniem mocy Shukaku, ale zbytnio się bał. Co by się wtedy z nim stało? Istniałby w jego umyśle, jak teraz Ichibi w nim? A co z tak prozaicznymi rzeczami, jak jedzenie czy inne fizjologiczne potrzeby? Poza tym... czy był w naprawdę tak beznadziejnym stanie, by poddać się i przestać istnieć? Jeszcze chyba, wbrew swoim przypuszczeniom, miał odrobinę siły by dalej walczyć. Ale kiedy minie ten punkt bez powrotu?


Ze zniechęceniem myślał o obiedzie. Chwile, które spędzał z rodzeństwem były... niezbyt miłe. I po raz kolejny doszedł do wniosku, że najgorsza była świadomość, że oni, oboje, bardzo się starali. Każde na swój sposób.

Temari troszczyła się o niego. Dbała, żeby miał zapewnione wszystko, raz nawet widział, jak chciała wejść do jego pokoju z zamiarem posprzątania, jednak dość szybko wyszła. No tak... przecież nudził się do tego stopnia, że w jego pokoju było wręcz sterylnie czysto. Kankuro z kolei zaprzestał już, jak to miał w zwyczaju, obdarzać go pogardliwym spojrzeniem, kiedy myślał, że go nie widzi. A kiedy mijali się w jakimś pomieszczeniu wspólnym nie udawał, że go nie dostrzega, tylko witał się z nim z niezbyt pewną miną.

I chociaż to tak niewiele Gaara doskonale wiedział, ile ich to kosztowało. Zresztą on sam starał się również. Obserwował ich uważnie i powoli uczył się, jak należy zachowywać się w danej sytuacji. Czasem, choć trzeba przyznać, że rzadko pomagał w jakiś drobnych domowych obowiązkach. Poza tym raz w tygodniu trenowali wspólnie. Wtedy nie ruszał w swoje zwyczajne miejsce na skraju wioski, tylko szedł z nimi na plac treningowy. Jedynie wtedy czuł się naprawdę przydatny. Mógł przecież uczyć ich wszystkiego, co przekazał mu Kazekage. Tak... wtedy naprawdę był potrzebny, a oni to doceniali i dziękowali za jego poświęcony czas... I właśnie to również go bolało. Przecież był świadom, że skoro są rodziną, oni nie powinni nawet pomyśleć, żeby mu w ten sposób dziękować, ale.. no właśnie, robili to, bo żadne z nich nigdy naprawdę nie czuło, że są rodziną.

Tylko przyjacielWhere stories live. Discover now