Idealna

4.3K 172 89
                                    


Wypuszczam wolno powietrze, kiedy zatrzymuję samochód na światłach w Gnieźnie.

Znowu tutaj. Minęły dwa lata od czasu mojej wyprowadzki do Poznania. Z jednej strony czuję, jakbym jechała tą ulicą jeszcze wczoraj, z otwartym oknem i powiewającymi, pofarbowanymi na róż włosami. Z drugiej, jakbym była tu po raz pierwszy od stu lat.

Skręcam i jadę dalej, czując, jak moje serce przyspiesza. Wspomnienia zalewają mój umysł, a ja jedynie mocniej zaciskam palce na kierownicy i staram się skupić na muzyce wydobywającej się z wysłużonego już radia.

Kiedy wjeżdżam na rynek i widzę przed sobą znajomą kawiarnię, wstrzymuję na chwilę oddech.

Przepędzając pospiesznie wszystkie racjonalne myśli, jadę dalej i parkuję przy krawężniku.

Nie dbam o mandat. Ta dziwna siła przyciąga mnie do znajomego miejsca i po prostu wyciągam kluczyk mechanicznym ruchem, odpinam pas, po czym wysiadam. Ruszam w stronę drzwi niczym zahipnotyzowana.

Jakaś część mnie, którą zamknęłam w pudle, wrzeszczy, żebym się opamiętała, bo nie stanie się nic, na co po cichu liczę. To i tak niemożliwe, żeby akurat tutaj, akurat w tym samym dniu przyjechała. Zresztą, słońce zaczyna zachodzić. To nie jest nasz czas. Może i jest to sobota, jak kiedyś, jednak zawsze przychodziłyśmy tutaj rano, nigdy po południu.

Wchodzę do środka i czuję znajomy zapach kawy. Zamawiam napój, płacę i idę dalej, do nieco przytulniejszej części kawiarni. Kiedy mijam łuk, mam większe pole widzenia, dzięki czemu widzę wszystkie stoliki. Ku mojemu zdziwieniu, dostrzegam .

To. Naprawdę. Ona.

To niemożliwe.

Oszołomiona nie mogę w to uwierzyć, staję jak wryta.

Jak mogłabym kiedykolwiek ją pomylić albo zapomnieć? Tych szarych oczu się nie zapomina. Nie zapomina się miękkości jej falowanych włosów.

— Ana. — Moje usta automatycznie smakują imię, które tak często było wypuszczane spomiędzy nich.

Nikt mnie nie słyszy, bo szept jest cichszy od powiewu wiatru, ale ona unosi głowę znad swojej filiżanki z espresso, a jej źrenice rozszerzają się. Wstaje. Mruga, jakby nie dowierzając, że mnie widzi.

— Laura...? — To prawie pytanie.

Podchodzę do dziewczyny.

Minęły dwa lata od naszego ostatniego spotkania, ale moje uczucia do niej nie zgasły. Tliły się pod popiołem czasu, którym je obsypałam. Teraz szare drobinki zostały rozdmuchane przez jej oddech, a delikatny żar ponownie zamienia się w płomień.

Tak samo jak wtedy, mam ochotę wpleść palce w jej rude włosy. Chcę poznać smak jej ust. Nigdy go nie poznałam. Chciałam poznać krzywizny i doliny jej ciała, przestudiować mapę żył. Tego także nigdy nie zrobiłam.

Zamiast tego, leżałam z nią na jej łóżku, słuchając muzyki z lat osiemdziesiątych. Zaplatałam jej długie włosy w warkocz. Rozmawiałam o wszystkim i o niczym. Pocieszałam ją, kiedy tego potrzebowała, słuchałam jej. Często narzekała na swój garbaty nos, którego nie znosiła. Pamiętam, że potrafiła nagle poderwać się z miejsca i powiedzieć, że chce zrobić coś szalonego. Wtedy wstawałam i mówiłam po prostu: „chodźmy".

Przełykam ślinę.

Chciałabym, żebyśmy zagrały w otwarte karty. Chciałabym po prostu wiedzieć, czy ona coś do mnie wtedy rzeczywiście czuła, czy się myliłam.

Pokazuje, żebyśmy usiadły. Kiedy to robimy, patrzy na mnie uważnie.

— Wydaje mi się, jakbyśmy zaledwie wczoraj siedziały na parapecie u mnie i paliły fajkę na pół. — Uśmiecha się, a ja odpowiadam tym samym. — A jednocześnie tak się zmieniłaś. Powróciłaś do naturalnych — zauważa, delikatnie chwytając w dwa palce kosmyk moich brązowych włosów. Wydaje się trochę smutna.

Idealna | One ShotWo Geschichten leben. Entdecke jetzt