ᵏʳᵒᵖˡᵉ

28 7 3
                                    

widziałem rzeczy, których wcześniej nigdy nie chciałbym zobaczyć. i tamtego dnia wydziałem krople jeszcze cięższe, niż zwykle.
to był mój ósmy czy dziewiąty   w klasztorze. byłem w bibliotece, chociaż zupełnie nie miałem dziś ochoty nawet na czytanie. to było drugie piętro, sala wysunięta w taki sposób, że gdy stanęło się zwróconym na skos w stronę okna, było widać z niego zewnętrzną drogę, którą zastawiał teraz duży, biały samochód. szyby były brudne i ich powierzchnię wątpliwie zdobiły smugi, a na dworze znowu lało, przez co widoczność była w tamtej chwili tragicznie ograniczona. pojazd za pewne nie dałby się poznać przy takiej pogodzie, gdyby nie wymalowane na nim, rażące, pomarańczowe symbole i głośna syrena, którą było słychać na kilometr, gdy zbliżał się do murów klasztoru. w środku grupa medyków zajmowała się jakąś kobietą. "co jest, młody?" - usłyszałem zza pleców, na co ponoć podskoczyłem i odwróciłem się powoli ku głosowi. mężczyzna podszedł do mnie, kładąc dłoń na moim ramieniu. "nie przejmuj się, to nic poważnego" - zapewnił i uśmiechnął się, próbując mnie tym uspokoić. "to wina deszczu, prawda? współczuję kroplom, one nie chcą robić nic złego. mimo to, ludzie przez nie cierpią" - zwróciłem się do zakonnika, podkurczając nogi jeszcze bardziej, nich dotychczas i opuściłem głowę na kolana. mężczyzna zaśmiał się głęboko, zabierając dłoń i stanął za mną, po chwili odzywając się wreszcie: "choć są takie małe, zostawiają po sobie ślad - to najważniejsze."

ciężkie krople upadając, tworzą korytarze
toczą się po ziemi wolno, w nieprzerwanym gwarze
ciężko kropli wyjść na czysto z tego przedstawienia
ciemną stróżką, choć niechętnie, zdobi wierzch kamienia
cienką nitką, choć niełatwo, spływa w swoim rzędzie
taka smutna, bo w kolejce, w wielopólnym pędzie.

ˢˡᵒʷᵉᵐ ᵐᵃˡᵒʷᵃᶰᵉWhere stories live. Discover now