Rozdział 22

2.3K 110 11
                                    

Lily

Minął tydzień. Nadszedł dzień, w którym musieliśmy opuścić to cudowne miejsce i wrócić do rzeczywistości. Rzeczywistości, która jest tak bolesna, że zostawia blizny na duszy. Znów koszmary z przeszłości powrócą, a ciągły strach znów zawładnie moją psychiką. Od samego rana pakowaliśmy walizki i chodziliśmy w kółko po pokoju, zabierając kolejne rzeczy. Nie chciałam stąd odjeżdżać, a tym bardziej po raz kolejny zmierzyć się z rutyną, która dotyka każdego z nas.
Biorąc, ostatnie rzeczy odczuwałam, że coś się kończy, a coś nowego zaczyna. Od jakiegoś czasu myślałam nad rozwojem. No może nie od jakiegoś czasu, bo od kilkunastu miesięcy. Najgorszą myślą było, to, że rozwodu tak łatwo nie dostanę. Nie dostanę go bez walki. Chciałabym od nowa zacząć żyć... Z czystą kartą.

***

Po zapakowaniu wszystkich rzeczy i oddaniu kluczy pojechaliśmy na lotnisko. Zanim odlecieliśmy, trochę czasu minęło. Siedziałam obok Arthura, patrząc cały czas w okno. To była niesamowita podróż,...przygoda. Ani chwili nie żałowałam, godząc się na tę wycieczkę. Bardziej martwiłam się o mojego mężczyznę, który siedział spięty całą podróż. Wolałam siedzieć w ciszy i o nic nie pytać, ponieważ wiedziałam, że i tak bym tego pożałowała. Z Charlotte podczas wakacji rozmawiałam tylko dwa razy. Zaraz po przyjeździe i w środku tygodnia. Nie mogłam doczekać się, aż znów uściskam moją kochaną przyjaciółkę. Mimo, że minął tydzień i tak bardzo się za nią stęskniłam.

- Jesteś jakiś nieobecny dzisiaj - przerwałam ciszę, która trwała od dłuższego czasu.

- Nie wyspałem się dzisiaj - uśmiechnął się delikatnie w moją stronę.

- Och no dobrze - westchnęłam i odwróciłam twarz w drugą stronę.

***

Kiedy dolecieliśmy na lotnisko, postanowiliśmy, że pojedziemy do Arthura. Dostałam od niego propozycje zamieszkania z nim. Na początku nie zgadzałam się, bo wtedy sądziłam, że był to zły pomysł, ale zmieniłam zdanie. Dogadywaliśmy się całkiem nieźle, co bardzo mi się podobało.

***

Było późne popołudnie, leżeliśmy na kanapie wykończeni całą podróżą. Trzymałam głowę na jego ramieniu, co jakiś czas spoglądając na niego. Napisałam do Charlotte, aby do nas wpadła. W pewnej chwili po domu rozszedł się dzwonek do drzwi. No tak ona to ma wyczucie. Powolnym ruchem wstałam z kanapy.

- Pójdę otworzyć - powiedziałam, ziewając i zaczęłam zmierzać w kierunku drzwi.

- Lily! - usłyszałam pisk mojej przyjaciółki i natychmiast zostałam zamknięta w uścisku.

- Puść, bo mnie udusisz - zachichotałam.

- A mnie kto uściska? - spytał, wstając z kanapy.

- A zasłużyłeś? - spytała, wyciągając język w jego stronę.

- Oj no grzeczny byłem przecież - zaśmiał się i objął ręce wokół mojej talii.

- To jak gołąbeczki ja porywam moją przyjaciółkę - zaśmiała się i zaczęła mnie ciągnąć w stronę drzwi.

- Pa kochanie - śmiał się, machając mi na pożegnanie.

- Pa - odpowiedziałam zamykając drzwi.

***

No tak powinnam się spodziewać. Charlotte wyciągnęła mnie do kawiarni. Nie powiem, tęskniłam za nią, ale mogła wymyślić coś bardziej ekscytującego niż jedzenie ciasta.

- I jak ci się podobało? - spytała, poruszając sugestywnie brwiami i wzięła kawałek jabłecznika.

- Hmm... Było całkiem fajnie - odpowiedziałam nieco zamyślona.

- Coś się stało? - zapytała nieco zdziwiona.

- Czuję jakby Arthur coś przede mną ukrywał - mruknęłam zgodnie z prawdą.

- Och... Nie przesadzasz trochę? Może ma ku temu powody - westchnęła z pocieszającym uśmiechem.

- No dobrze może trochę przesadzam - przewróciłam oczami.

- Nie trochę tylko bardzo - poprawiła mnie.

***

Rozmawiałyśmy cały wieczór, nie mogąc się sobą nacieszyć. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, jak bardzo mi jej brakowało. Dawno tak szczerze nie rozmawiałyśmy. Tematy się nie kończyły, za to czas leciał nieubłaganie szybko.
Idąc, do domu z moją przyjaciółką miałam wrażenie, że ktoś mniej obserwował. Kiedy powiedziałam, to Charlotte stwierdziła, że przesadzam. No cóż, może trochę miała rację. Co jakiś czas obracałam się do tyłu przez to, co przewracała oczami. Wieczór był chłodny i całkiem przyjemny. Nadal czasami miałam wrażenie, że to wszystko było pieprzonym snem, a ja nie mogłam się z niego wybudzić. Kolacja na wieży Eiffla była cudowna, a widok z niej był jeszcze lepszy. Zwiedzanie całego miasta uświadomiło mi, dlaczego zakochani tak często wyjeżdżają do tego miejsca. Widoki wspaniałe, a niebo jak z bajki. Ludzie naprawdę mili i chętni do pomocy, czego u nas bardzo brakowało. Gdy doszłyśmy do mieszkania pożegnałyśmy się, a ja zniknęłam za drzwiami.

- Już jestem - krzyknęłam, wieszając płaszczyk.

- Nareszcie - dał mi buziaka, po czym zaczął iść w kierunku kuchni.

- Chcesz ciepłej herbaty? - spytał z uśmiechem.

- Pewnie - odparłam i usiadłam przy kuchennym stole.

- I jak było? - położył przede mną filiżankę herbaty.

- Nie mogłyśmy się nagadać, a tematów nie brakowało - wzięłam łyk ciepłego napoju.

- To wyjaśnia czemu tak długo cię nie było - spojrzał na zegarek i usiadł obok mnie. W pewnym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi.

Wstałam leniwym ruchem i zmierzyłam w kierunku drzwi.
Stanął w nich Luke. Przemoczony do słuchaj nitki. Jego zmoczone włosy opadały mu na czoło, a wyraz twarzy był hmm... Trudno było mi co kol wiek z niego wyczytać. Poczułam nagły przypływ paniki i strachu, który powrócił. Powrócił i obezwładnił całe moje ciało.

- Możemy porozmawiać? - spytał. Był trzeźwy. Jego głos był inny. Jakby wyprany z całkowitych uczuć.

- Nie mamy o czym - wyszeptałam i nagle poczułam, jak ktoś kładzie dłonie na mojej tali.

- Słyszałeś? Ona nie chce z tobą rozmawiać - Arthur stanął, przy mnie mierząc go surowym wzrokiem.

- Proszę cię, porozmawiaj ze mną - szeptał wręcz błagalnie.

- Nie chce z tobą rozmawiać - przymknęłam oczy, starając się powstrzymać łzy, które zaczęły się zbierać spod moich powiek.

- Przepraszam cię, przepraszam cię, że byłem takim idiotą, że jestem takim idiotą - mówił, a ja nie mogłam w to uwierzyć.

- Myślisz, że zwykle przepraszam wystarczy? Raniłeś mnie każdego dnia. Biłeś mnie. Zabiłeś nasze dziecko. A ty myślisz, że zwykłe przepraszam wystarczy? Mało tego każdego dnia poniżałeś mnie i traktowałeś, jak zwykłą szmate - krzyczę i wyrywam się z objęć chłopaka.

- Poszedłem na odwyk... - kontynuował, ale mu przerwałam.

- Co mnie obchodzi twój głupi odwyk, zniszczyłeś mi życie - szeptany załamanym głosem. Teraz łzy nie znały umiaru. Spływały po moich polikach niczym wodospad.

- Chciałem ci tylko powiedzieć, że dam ci ten rozwód. Widzimy się na sali sądowej - odpowiedział i zaczął schodzić po schodach. Odjechał z pod domu.

- Już spokojnie - szeptał do mojego ucha i przytulił mnie, cały czas mówiąc kojącym głosem. Z moich ust wydobył się cichy szloch.

------------------------------------------------

Kochani rozdział mam nadzieję, że wam  sie spodobał i umilił wam troszkę  dzień. No to wróciliśmy z Paryża. Hmm... Chyba niedługo nadejdzie czas, aby zakończyć tę historię. 🤔😘

Nie zostawiaj mnie [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz